W cieniu wieży kołodziejewskiego kościoła
pochylam się nad mogiłą rodziców
stawiam im kwiaty
rozmawiam z nimi
przy blasku zniczy płomyków
wspominam dawne szczęśliwe chwile
choć wiedli trudne wiejskie życie
troską i miłością
potrafili obdarzać znajomych i bliskich
mimo upływu lat tęsknię...
moje łzy jak zawsze
kapią na zimną płytę
skrywającą dwa wielkie gorące serca
czuję się jak w domu
w zimowy wieczór przy ognikach z kaflowego pieca
zapach pieczonych jabłek roztacza się dookoła
tata czyta gazetę
a my z mamą podróżujemy po mapach świata.
Chryzantemy złociste
one były najpiękniejsze
niegdyś zdobiły królewskie komnaty
pałace, salony, koncertowe sale
potem trafiły na cmentarze
stawialiśmy je na grobach najbliższych
w listopadowe święto zmarłych
krążę przy mogiłach
poszukując podobnych jak w szklarniach taty
teraz już takich nie ma
on był mistrzem niedoścignionym
w kwiatowe tematy.....








