Długi czerwcowy weekend był wyjątkowy dla Ustronia. Wszystko za sprawą Dni Miasta, które po raz pierwszy odbyły się w nowej formule – Trzy U – Ustroń – Uzdrowisko – Uśmiech.
Gwiazdą jednego z wieczorów był zespół Afromental, który obchodzi 20-lecie pracy artystycznej.
Red. Mariola Morcinkova porozmawiała z Tomaszem Tomsonem Lachem, Bartoszem Śniadym Śniadeckim i Tomkiem Torresem.
Spotykamy się na chwilę przed koncertem w Ustroniu. Jak Wasze samopoczucie przed
wejściem na scenę?
Tomson: Przed wejściem na scenę zawsze jest dobrze, aczkolwiek trochę nerwowo – czujemy dużą ekscytację.
Nie jest to ani Wasza pierwsza wizyta w Ustroniu, ani w okolicy. Tutejsze miejsca mają
coś w sobie, prawda?
Tomson: Jadąc tutaj, faktycznie uświadomiliśmy sobie, iż nie jest to nasz pierwszy raz w tym miejscu. Próbowaliśmy sobie przypomnieć, kiedy graliśmy tutaj ostatni raz. Udało się ustalić, iż miało to miejsce na przestrzeni ostatnich pięciu lat. (śmiech)
Panowie, jesteście na scenie już 20 lat. Gdybyście mieli podsumować te dwie dekady w
jednym słowie lub zdaniu, jakie mogłoby paść? Od każdego z Was poproszę po jednym
zdaniu. (śmiech)
Tomson: Bardzo dobra zabawa.
Śniady: Super przygoda.
Torres: Nic nie pamiętam, ale nigdy tego nie zapomnę. (śmiech)
Jak na przestrzeni lat działalności muzycznej zmienialiście się jako muzycy, jako ludzie?
Tomson: Dojrzewamy. Jesteśmy starsi o dwadzieścia lat.
Śniady: Po drodze pojawiały się o nowe inspiracje i pomysły. Jednak Ci młodzi ze zdjęć to ciągle my! (Śmiech)
Czego dowiedzieliście się o sobie nawzajem przez ten czas?
Tomson: Tak naprawdę dowiedzieliśmy się o sobie bardzo dużo. Tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono. jeżeli robisz to, co kochasz, po drodze dowiadujesz się przeważnie dobrych rzeczy.
Piosenka „Story of my life” powstała właśnie z okazji 20. urodzin zespołu. Tomson, o czym myślałeś, tworząc ten utwór?
Tomson: Pisząc tekst, myślałem przede wszystkim o tym, by każdy mógł się z nim utożsamić. Trzeba pamiętać, iż choćby jak coś minęło, warto to docenić. Czas nigdy nie jest stracony, zawsze zyskany. To, co robimy, robimy dla Was, ponieważ na koncertach nigdy nie jesteśmy
sami. Dzięki Wam za to.
„Ten młody ze zdjęć, to ciągle ja”. Macie jakieś swoje ulubione zdjęcia z początków istnienia zespołu, do których lubicie wracać?
Torres: Oczywiście! Mam ich mnóstwo i mam nadzieję, że… nigdy nie wyciekną. (śmiech)
Kto ma najwięcej? (śmiech)
Tomson: Na okładce płyty „Playing With Pop”, znajduje się dość spory kolaż naszych prywatnych zdjęć. Bardzo dużo jest ich też w teledysku do utworu, o którym rozmawiamy. Wystarczy dobrze się przyjrzeć.
Tomson, nie da się nie pogadać choć przez chwilę o „The Voice Kids”. Oceniasz umiejętności wokalne dzieci. To bardzo trudne zadanie, prawda?
Tomson: Nie jest to łatwe, choć najtrudniej było za pierwszym razem. Teraz już jest lepiej. Dzieciaki są bardzo dojrzałe. To trudna rola, ale dużo mi daje.
Roxie Węgiel-Mglej, Viki Gabor, Marcin Maciejczak i inni. Zastanawialiście się, czy byliby w tym miejscu, w którym są teraz, gdyby nie udział w programie?
Śniady: Ciężko powiedzieć, ale na pewno ten program im pomógł. Dzięki tego typu programom tworzy się dla nas spora konkurencja.
Tomson: …więc sami robimy sobie pod górę. (śmiech)
Fajnie tak się spotykać w trasie koncertowej czy na wydarzeniach i obserwować, jak te dzieci się rozwijają?
Tomson: Bardzo fajnie. Tak naprawdę, świetnie jest móc obserwować rozwój każdego artysty i osób, które spotykamy na trasie. Przypomnę ci, iż to nie nasze pierwsze spotkanie. (śmiech)
Jakie są Wasze muzyczne inspiracje?
Tomson: Postanowiliśmy wrócić do naszych starych inspiracji. Jedną z nich jest Pharrell Williams. Mam nadzieję, iż godnie reprezentujemy ich twórczość na scenie.
Tomku, Ty swojej córeczce miłość do muzyki wszczepiasz od małego. Opowiedz coś więcej o tym.
Torres: Są teraz takie sposoby… (śmiech)
Panowie, jak wytrzymać ze sobą przez tyle lat w trasie koncertowej?
Śniady: Jest tak, jak w starym, dobrym małżeństwie… (śmiech)
Torres: Trzeba ze sobą rozmawiać.
Dziękuję Wam za rozmowę.