Agata Passent: Nie ma słabych wierszy Kronholda

2 godzin temu
Zbyt duże nadzieje mogą nas sparzyć mocniej niż pokrzywy.

14 września Teatr im. Adama Mickiewicza w Cieszynie po raz kolejny zaprosił widzów i miłośników słowa do Salonu Poezji im. Jerzego Kronholda – poety, reżysera, dyplomaty, współtwórcy Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego bez Granic. Kameralne spotkanie po raz kolejny cieszyło się ogromnym zainteresowaniem zakochanych w słowie. Gościnią była Agata Passent, dziennikarka, felietonistka „Polityki”, prowadząca program „Dobry tytuł” w TVP, Kultura i „Motywy” w radiowej Jedynce. Prezeska Fundacji im. Agnieszki Osieckiej, a prywatnie jej córka.

Spotykamy się podczas kolejnej odsłony Salonu Poezji im. Jerzego Kronholda – poety, reżysera, dyplomaty, współtwórcy Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego bez Granic. Kierował się myślą, iż zadaniem poety jest pomaganie ludziom w poszukiwaniu nadziei. Zgadzam się z tymi słowami w 100 proc. Jak Pani się do nich odniesie?

Jeśli sam postawił sobie takie zadanie, jeżeli był człowiekiem, który nie unika stawiania sobie zadań – to podziwiam. Na pewno wiele jego wierszy daje nadzieję na to, iż wciąż coś nowego, niepodrabialnego, oryginalnego jest możliwe w poezji. Cieszę się bardzo, iż salon poezji ma takiego patrona, bo jak wnoszę z lektury jego wierszy – był bardzo związany m.in. z tą okolicą – są odniesienia do konkretnych miejsc, na przykład opisuje pewne wyrobisko skalne, które zalano i stało się jeziorem. Nigdy tam nie byłam, może kiedyś wybiorę się w podróż śladami Jerzego Kronholda. Co do nadziei, to ja trzymam się do niej w zdrowym dystansie – zbyt duże nadzieje mogą nas sparzyć mocniej niż pokrzywy. Bardzo cenię to, iż Kronhold nie bał się pisania o cierpieniu, o śmierci, o chorobie, z pełną świadomością, bez tkliwości – w tym sensie nie oszczędza czytelników ani sam siebie, ale cierpienie innych chyba nie daje nam nadziei, ale czujemy się w nim mniej samotni.

Pamięta Pani moment, w którym po raz pierwszy zetknęła się z twórczością Jerzego Kronholda? Co Panią w niej urzekło?

Późno odkryłam wiersze Kronholda, kilkanaście lat temu, zaintrygował mnie tytuł zbioru „Skok w dal”. Uwielbiam sportowe metafory. Jestem emerytowaną zawodniczką tenisa ziemnego. Sportowa nowomowa często mnie bawi, a jako felietonistka lubię czasem grać wysokim pressingiem, zaś skok w dal jest przepięknym precyzyjnym tańcem w powietrzu. Skaczą w dal zające, kangury, wśród licznych ssaków skacze też człowiek. Wiara czy dobry wiersz, to też mogą być skoki w dal, w nieznane, w otchłań.

Według jakiego klucza wybierała Pani jego wiersze, które zabrzmiały w cieszyńskim teatrze?

Według przeprowadzki. Parę tygodni temu, po dwudziestu latach mieszkania w centrum miasta, z powodu zmiany szkoły mojego syna podjęłam decyzję, by się przeprowadzić na daleki Ursynów. Większość książek z domowej biblioteki zabrałam w kartony, resztę sukcesywnie oddaję do lokalnych bibliotek, bo wydawcy wysyłają mi setki książek licząc na recenzje lub umieszczenie pisarzy w programach radia lub telewizji, bez pytania, czy te książki potrzebuję. Wciąż powoli kartony opróżniam, ale idzie to mozolnie, bo pracuję na trzy etaty i wychowuję syna, więc mało czasu mam na porządki.

Na spotkanie w Cieszynie wybrałam poezję z książek, które były w kartonach na wierzchu. Jak widać merchandising i przypadek liczą się w życiu tak samo jak znajomości. Po znajomości wybrałam wiersze Agnieszki Osieckiej – znałam tę poetkę osobiście… I taka była też prośba od organizatorki Salonu im. Jerzego Kronholda – żeby była Osiecka.

Gdyby miała Pani zamknąć jego twórczość w jednym słowie lub zdaniu, jakie mogłoby paść?

Próbowałeś językiem.

Czy w twórczości Jerzego Kronholda znajduje Pani wiersz, który ma dla Pani szczególne znaczenie?

Szczerze powiem, iż ja nie przywiązuję się do wierszy, bo mam apetyt na kolejne, ciągle szukam. Ale sięgam po prostu często losowo po czytane wcześniej tomy i zwykle widzę, iż nie mam u Kronholda takich, iż tak powiem „szlagierów”, bo jego tomy są bardzo równe – nie ma słabych wierszy Kronholda. Trwający rok jest dla mnie tragiczny jeżeli idzie o choroby i umieranie bliskich, ich fizyczne cierpienie. Nie chcę wyliczać kogo straciłam i kto przeżywa agonię. Więc sięgam po wiersze Kronholda o przemijaniu, np. wiersz pt. „W domu starców”.

Nie zabrakło także poezji Pani Mamy, Agnieszki Osieckiej. Jak dobierała Pani jej utwory?

Wybrałam dziesięć wierszy, pochodzą z trzech różnych tomów. Przeczytałam wiersze z cyklu, który mama podarowała Muzeum w Pszczynie. To cykl zainspirowany tradycją szopek krakowskich. Coś o tym epizodzie krakowskim opowiedziałam. Chętnie przeczytałabym też jakiś felieton Agnieszki Osieckiej, bo była wspaniałą felietonistką, no, ale to nie salon felietonu…

Gdyby to Pani miała określić, w czym tkwi wieczny fenomen jej twórczości, co by powiedziała?

Myśli Pani, iż ktoś będzie czytał wiersze Agnieszki Osieckiej za czterysta lat? Chyba się nie dowiemy. Staram się jeść dużo warzyw i owoców, ale chyba będzie ciężko! Była genialną pisarką, wyprzedzała swój czas, o czym pisze dr Karolina Felberg w biografii „Rodzi się ptak”. Miała słuch do języka, empatię, dobrze współpracowała z kompozytorami, więc jej poezja jest w ścisłym uścisku z nutami.

Jakie jest Pani pierwsze wspomnienie, w którym występuje?

Ja się urodziłam stara. Nie żyję wspomnieniami. Żyję zawsze chwilą obecną. Taka robota dziennikarska jest – komentujemy w felietonach czy audycjach to, co jest dziś.

Jak poezję i felietony Pani mamy odbiera Pani po latach, a jak robią to jej kolejne pokolenia fanów?

Młodzież sięga po poezję, prozy Osieckiej adekwatnie nie czyta. Ja na odwrót – lubię jej sztuki teatralne i felietony.

M.in. dzięki działalności Fundacji „Okularnicy” im. Agnieszki Osieckiej pamięć o Pani Mamie nie ginie. Założyła ją Pani w 2000 roku, a co za tym idzie, już niedługo będzie obchodzić 25 lat swojego istnienia. Jaka była droga od pomysłu, do powstania tego miejsca?

Mama zostawiła wielkie archiwum: listy, pamiątki, fotografie. Ponad dekadę opracowywano je. w tej chwili przekazane jest to do Biblioteki Narodowej. Fundacja organizowała, dziś przejął organizację Teatr Nowy w Poznaniu, Konkurs Wokalny im. Osieckiej. Tysiące uczestników wystąpiło w nim i wiele znanych wokalistek i aktorów debiutowało w konkursie. Wyprodukowaliśmy w ramach „Pamiętajmy o Osieckiej” kilkanaście recitali znanych artystów, którzy wcześniej nie śpiewali Osieckiej: Raz Dwa Trzy, Nosowska, Kleszcz, Soyka, Serafińska itd.

Jedną z artystek, która sięgnęła po repertuar Pani Mamy, jest Maja Kleszcz. Czy miała Pani okazję zetknąć się z repertuarem „Osiecka. De Luxe” na koncercie lub za pośrednictwem płyty pod tym samym tytułem?

Projekt stworzyli na zaproszenie Okularników. A potem we współpracy z Polskim Radiem powstała świetna płyta.

Jaka piosenka z repertuaru Pani Mamy miała na Panią największy wpływ?

Słoń nadepnął mi na ucho. Piosenki nie mają na mnie wpływu. Raczej trenerzy sportowi, szefowe w pracy, nauczyciele, psycholog i przyjaciele, studia – to raczej wpływa na mnie.

Czym dla Pani jest poezja? Dlaczego warto po nią sięgać?

Pracą w języku. Wciąż nowe znaczenia, słowa, możliwości polszczyzny mnie dzięki niej zachwycają.

Czy jest jakiś wiersz lub autor, od którego warto zacząć swoją przygodę z poezją? Od jakiego wiersza to Pani ją zaczęła?

Ja żywię się poczuciem humoru, absurdem, satyrą. Więc od poezji purnonsensu. „Wiersze o kotach” T. S. Eliot.

Czy czytanie dzieciom od najmłodszych lat powoduje, iż w późniejszym czasie człowiek chętniej sięga po różnorodne lektury? Ja czytam od zawsze i wszędzie.

Trudna sprawa. Przykład w domu – gdy rodzice, opiekunowie, dziadek itd. czytają sobie i dzieci widzą, iż czytanie to przyjemność, to coś co w domu się robi – to super. ale gdy czytanie jest sztucznym obowiązkiem i np. nikt wokół nie czyta, ale nagle przed snem umęczona matka czy dziadek chwytają za książkę i każą dziecku czytać – nie sądzę, iż „chwyci”. Poza tym z psychologii wiemy, iż ludzie mają różny stopień skupienia. Niektórzy nie cierpią czytać. Wolą słuchać lub oglądać lub grać w koszykówkę – nic na siłę.

Jakich jeszcze autorów wierszy mieści biblioteka poezji Agaty Passent?

Bardzo dużo anglosaskiej – Irlandia, Ameryka… Ale to też wielka zasługa wybitnych polskich tłumaczy!

Jaką książkę przeczytała Pani ostatnio, a jaką to każdy przeczytać powinien?

Ostatnio bardzo dobrą powieść pt. „Nie w szczepionkę” urodzonego w 1981 r. Jakuba Nowaka. Każdy powinien czytać Hannę Krall. Choćby po to, by wiedzieć, kim był Marek Edelman i po to, jak używać niewielu słów, by opowiadać Historię.

fot. Małgorzata Krawczyk

Idź do oryginalnego materiału