Andrzej Sypytkowski selekcjonerem kadry narodowej. Mówi o stanie polskiego kolarstwa

2 dni temu

Konecczanin, wicemistrz olimpijski i wicemistrz świata Andrzej Sypytkowski od niedawna ma nową rolę zawodową – został selekcjonerem reprezentacji Polski kolarzy szosowych. Fundacja Gwardia Katowice przeprowadziła długi wywiad z Sypytkowskim o jego nowej funkcji oraz o kondycji polskiego kolarstwa. Znajdziecie go poniżej.

Funkcja selekcjonera reprezentacji polskich szosowców powierzona została Sypytkowskiego11 grudnia przez nowy zarząd Polskiego Związku Kolarskiego. O tym zaszczycie i polskim kolarstwie konecczanin opowiada w wywiadzie zamieszczonym przez Gwardię Katowice:

– 𝙅𝙖𝙠𝙞 𝙗𝙮ł 𝙙𝙡𝙖 𝙥𝙖𝙣𝙖 𝙩𝙚𝙣 𝙠𝙤𝙣́𝙘𝙯𝙖̨𝙘𝙮 𝙨𝙞𝙚̨ 2024 𝙧𝙤𝙠?
– Niezwykle ciekawy. Trochę się zmieniło na świecie, trochę się zmieniło w Polsce, mamy nowego prezesa w Polskim Związku Kolarskim, w którym na czele zarządu stanął mój kolega 𝗠𝗮𝗿𝗲𝗸 𝗟𝗲𝘀́𝗻𝗶𝗲𝘄𝘀𝗸𝗶. Mam nadzieję, iż sobie poradzi. Co prawda znam Marka i wiem, iż nie jest to człowiek „twardej ręki”, ale wierzę, iż mając wokół siebie zaufanych ludzi będzie umiał walczyć. To jego „𝗺𝗶𝗲̨𝗸𝗸𝗶𝗲 𝘀𝗲𝗿𝗰𝗲” w tej sytuacji w jakim znajduje się polskie kolarstwo może być jednak wartością dodatnią, bo właśnie tą swoją dyplomacją i umiejętnością słuchania będzie potrafił to wszystko jakoś poskładać i poukładać. Do tego potrzebne jest oczywiście wsparcie Ministerstwa Sportu i Turystyki więc tego wsparcia serdecznie mu życzę nie tylko na 2025 roku, ale na całą kadencję.
– 𝙅𝙖𝙠𝙞 𝙟𝙚𝙨𝙩 𝙬 𝙩𝙚𝙟 𝙘𝙝𝙬𝙞𝙡𝙞 𝙣𝙖𝙟𝙬𝙞𝙚̨𝙠𝙨𝙯𝙮 𝙥𝙧𝙤𝙗𝙡𝙚𝙢 𝙙𝙡𝙖 𝙋𝙤𝙡𝙨𝙠𝙞𝙚𝙜𝙤 𝙕𝙬𝙞𝙖̨𝙯𝙠𝙪 𝙆𝙤𝙡𝙖𝙧𝙨𝙠𝙞𝙚𝙜𝙤?
– Kukułcze jajo, jakim jest tor kolarskie „Arena Pruszków”. Z jednej strony jest to kopalnia talentów i fabryka medali, pod warunkiem, iż wszystko funkcjonuje tak jak należy. Ale nie funkcjonuje i tak naprawdę to jest równia pochyła, która topi naszą dyscyplinę.
𝘾𝙯𝙮 𝙟𝙚𝙨𝙩 𝙥𝙖𝙣 𝙯𝙬𝙤𝙡𝙚𝙣𝙣𝙞𝙠𝙞𝙚𝙢 𝙩𝙚𝙤𝙧𝙞𝙞, 𝙯̇𝙚 𝘼𝙧𝙚𝙣𝙚̨ 𝙋𝙧𝙪𝙨𝙯𝙠𝙤́𝙬 𝙩𝙧𝙯𝙚𝙗𝙖 𝙯𝙗𝙪𝙧𝙯𝙮𝙘́?
Na pewno Polski Związek Kolarski ma potworny dług, który zaczął się tworzyć, a wiem to, bo byłem wtedy członkiem zarządu PZKolu, gdy jego prezesem był𝗪𝗼𝗷𝗰𝗶𝗲𝗰𝗵 𝗪𝗮𝗹𝗸𝗶𝗲𝘄𝗶𝗰𝘇. Wtedy wpadliśmy na pomysł stworzenia takiego obiektu. Sam pomysł był dobry, bo powstał jedyny kryty tor w kraju i jeden z ciekawszych w Europie. Znam tę historię od początku i zastanawiam się dlaczego te nasze plany ze stworzenia znakomitej bazy rozjechały się przez następne lata i dzisiaj mamy „czarną dziurę”, która pochłania polskie kolarstwo. To nie funkcjonuje, a środowisko nie do końca to rozumie i nie podejmuje dobrych decyzji. Żeby to dokładnie omówić trzeba byłoby długich narad, bo problem jest skomplikowany, ale to jest nasz dom – serce polskiego kolarstwa i trzeba się nim poważnie zająć.
– 𝘾𝙤 𝙥𝙖𝙣 𝙨𝙖̨𝙙𝙯𝙞 𝙤 𝙥𝙤𝙡𝙨𝙠𝙞𝙢 𝙠𝙤𝙡𝙖𝙧𝙨𝙩𝙬𝙞𝙚 𝙣𝙖 𝙥𝙤𝙙𝙨𝙩𝙖𝙬𝙞𝙚 𝙬𝙮𝙣𝙞𝙠𝙤́𝙬 𝙯 2024 𝙧𝙤𝙠𝙪?
– No cóż. Nasze dwie wielkie gwiazdy czyli 𝗠𝗶𝗰𝗵𝗮ł 𝗞𝘄𝗶𝗮𝘁𝗸𝗼𝘄𝘀𝗸𝗶 𝗶 𝗥𝗮𝗳𝗮ł 𝗠𝗮𝗷𝗸𝗮 przez cały czas jeżdżą w światowym peletonie, ale ich role już się zmieniły. Nie są już liderami, którzy w swoich grupach mają wygrywać, a o ile już sięgają po zwycięstwa to „przy okazji”. Do tego dochodzi 𝗦𝘁𝗮𝘀𝗶𝘂 𝗔𝗻𝗶𝗼ł𝗸𝗼𝘄𝘀𝗸𝗶, którego prowadziłem przez jakiś czas. Wtedy zaczął się tak naprawdę rozwijać i na pewno ma potencjał. Jest w dobrej drużynie, ale – nie chcąc go absolutnie skreślać – uważam, iż nie będzie w niej numerem jeden i nie będzie się liczyć w szpicy światowego peletonu, choć w 2024 roku w Giro finiszował jako drugi. Nie ma jednak pociągu. Nikt mu nie pomaga. Sam się musi przepychać… Dlatego nasze emocje podczas wielkich tourów są na pewno trochę inne. Gorsze jest jednak to, iż ciężko znaleźć ich następcę, czyli zawodnika takiego kalibru. Mieliśmy jeszcze wielkie nadzieje związane z 𝗠𝗮𝗰𝗶𝗲𝗷𝗲𝗺 𝗕𝗼𝗱𝗻𝗮𝗿𝗲𝗺, który skończył karierę, ale on już skończył karierę, a wśród dzisiejszej młodzieży trudno wskazać „lokomotywę” polskiego kolarstwa. Trudno dlatego, iż w Polsce nie ma wyścigów etapowych, nie ma drużyn i nasi zawodnicy nie mają się gdzie rozwijać. To jest błędne koło, bo nie ma systemu. Moim zdaniem polskie kluby jeszcze radzą sobie z pracą do wieku juniora, czyli do czasu, w którym rodzice są w stanie utrzymać swoje dziecko, będąc jego głównym sponsorem. Jednak gdy kolarz powinien już być samodzielny, to brakuje wsparcia. Kiedyś była pierwsza klasa sportowa, mistrzowska krajowa i mistrzowska międzynarodowa, a wejście na ten pułap wiązało się ze stypendium. Pamiętam, iż gdy ja miałem 18 lat, a moja mama nie miała żadnych szans, żeby mnie wesprzeć finansowo, to właśnie zdobycie pierwszej klasy sportowej otworzyło mi drogę do samowystarczalności. Od tego momentu do końca mojej kariery zawsze miałem już klasę sportową – później mistrzowską krajową i mistrzowską międzynarodową – więc mogłem się koncentrować na kolarstwie. 𝗧𝗮𝗸𝗶𝗰𝗵 𝗸𝗼𝗹𝗮𝗿𝘇𝘆 𝗷𝗮𝗸 𝗷𝗮 𝗯𝘆ł𝗼 𝘄 𝘁𝗮𝗺𝘁𝘆𝗰𝗵 𝗹𝗮𝘁𝗮𝗰𝗵 𝟭𝟮𝟬-𝟭𝟰𝟬 𝗶 𝘁𝘆𝗹𝘂 𝘇𝗮𝘄𝗼𝗱𝗻𝗶𝗸𝗼́𝘄 𝗺𝗶𝗮ł𝗼 𝘀𝘁𝘆𝗽𝗲𝗻𝗱𝗶𝗮 𝘀𝗽𝗼𝗿𝘁𝗼𝘄𝗲. 𝗣𝗼𝗹𝘀𝗸𝗶𝗲 𝗸𝗼𝗹𝗮𝗿𝘀𝘁𝘄𝗼 𝗯𝘆ł𝗼 𝘄𝗶𝗲̨𝗰 𝘄𝗶𝗲𝗹𝗸𝗶𝗲. 𝗡𝗮𝗽𝗿𝗮𝘄𝗱𝗲̨ 𝘄𝗶𝗲𝗹𝗸𝗶𝗲, 𝗯𝗼 𝗺𝗼𝗴𝗹𝗶𝘀́𝗺𝘆 𝗷𝗮𝗸 𝗿𝗼́𝘄𝗻𝘆 𝘇 𝗿𝗼́𝘄𝗻𝘆𝗺 𝘄𝗮𝗹𝗰𝘇𝘆𝗰́ 𝘇 𝘇𝗮𝘄𝗼𝗱𝗼𝘄𝗰𝗮𝗺𝗶. A teraz, gdybyśmy policzyli to mamy około 20 kolarzy etatowych. To jest więc żenada. Brakuje też nam w kraju wyścigów i sam mogę uderzyć się w pierś, bo 𝘄𝘆𝗰𝗼𝗳𝗮ł𝗲𝗺 𝘀𝗶𝗲̨ 𝘇 𝗼𝗿𝗴𝗮𝗻𝗶𝘇𝗮𝗰𝗷𝗶 𝗪𝘆𝘀́𝗰𝗶𝗴𝘂 𝗦𝘇𝗹𝗮𝗸𝗶𝗲𝗺 𝗪𝗮𝗹𝗸 𝗠𝗮𝗷𝗼𝗿𝗮 𝗛𝘂𝗯𝗮𝗹𝗮. Trochę mnie z tego powodu serce boli, bo mieliśmy już znaną i uznaną imprezę wysokiej kategorii. Cały czas walczyliśmy i nieźle się to wszystko rozwijało do 2019 roku. Później jednak przyszła pandemia, a po niej trudno było znaleźć sponsora, który wyłożyłby odpowiednie środki. Również władze lokalne przestały się tym interesować, bo nie było tak wielkiego zainteresowania mediów i kibiców, żeby można się było wypromować. Ja przez swoje układy osobiste miałem przełożenie na Polsat, który relacjonował nasz wyścig, ale to było za mało. Kolarstwo poza Europsportem, pokazującym wielkie wyścigi, w których naszych kolarzy praktycznie nie ma, nie jest pokazywane. Poza Tour de Pologne i może jeszcze Wyścigiem Solidarności i Olimpijczyków polscy kibice nie widzą polskich kolarzy.
– 𝙅𝙖𝙠𝙞 𝙗𝙚̨𝙙𝙯𝙞𝙚 𝙧𝙤𝙠 2025 𝙙𝙡𝙖 𝙥𝙤𝙡𝙨𝙠𝙞𝙚𝙜𝙤 𝙠𝙤𝙡𝙖𝙧𝙨𝙩𝙬𝙖?
– Podsumowaliśmy rok 2024, w którym trudno było znaleźć pozytywy, poza tym, iż zmieniły się władze i to otwiera przed nami szansę nowego działania. Na jego efekty trzeba jednak będzie poczekać. Możemy więc tylko mieć nadzieję, iż coś się dobrego wydarzy. Nie można skreślać przyszłości. Mam nadzieję, iż pokaże się nam grupa kolarzy, na których jako selekcjoner reprezentacji polskich soszowców będę mógł budować fundamenty. Pełniąc swoją nową funkcję postaram się wykorzystać „stare znajomości” z czasów swoich startów w zawodowym peletonie i z lat dyrektorowania grupie, z którą w Giro d’Italia przecieraliśmy polskim drużynom szlaki w największych światowych tourach. Na pewno będą się więc musiał bardzo zaangażować i przyglądnąć się młodym kolarzom, którzy dopiero wjeżdżają na „głębokie wody”. 𝗪 𝗣𝗼𝗹𝘀𝗰𝗲 𝗺𝗮𝗺𝘆 𝘁𝗿𝘇𝘆 𝘇𝗮𝘄𝗼𝗱𝗼𝘄𝗲, 𝗱𝗼𝗯𝗿𝘇𝗲 𝘇𝗼𝗿𝗴𝗮𝗻𝗶𝘇𝗼𝘄𝗮𝗻𝗲 𝗱𝗿𝘂𝘇̇𝘆𝗻𝘆 𝗶 𝗸𝗶𝗹𝗸𝘂 𝗸𝗼𝗹𝗮𝗿𝘇𝘆 𝘄 𝗻𝗮𝗷𝗹𝗲𝗽𝘀𝘇𝘆𝗰𝗵 𝗲𝗸𝗶𝗽𝗮𝗰𝗵 𝘇𝗮𝗴𝗿𝗮𝗻𝗶𝗰𝘇𝗻𝘆𝗰𝗵. 𝗧𝗼 𝗷𝗲𝘀𝘁 𝗯𝗮𝗿𝗱𝘇𝗼 𝗺𝗮ł𝗼. Za mało, żeby tryskać optymizmem, ale witając 2025 rok można, a choćby trzeba mieć nadzieję, iż będzie lepiej.
– 𝘾𝙤 𝙥𝙖𝙣𝙖 𝙣𝙖𝙟𝙗𝙖𝙧𝙙𝙯𝙞𝙚𝙟 𝙣𝙖𝙩𝙘𝙝𝙣𝙚̨ł𝙤 𝙙𝙤 𝙩𝙚𝙟 𝙣𝙖𝙙𝙯𝙞𝙚𝙞?
– Atmosfera Ogólnopolskiej Wigilii Kolarskiej w Wiśle. Widziałem jak ludzie wychowani na kolarstwie przez cały czas żyją tym sportem. 𝗣𝗼𝗱𝘇𝗶𝘄𝗶𝗮𝗺 𝗲𝗻𝗲𝗿𝗴𝗶𝗲̨ 𝗕𝗼𝗴𝗱𝗮𝗻𝗮 𝗦𝘇𝗰𝘇𝘆𝗴ł𝗮, który to wszystko zorganizował i planuje kolejną edycję Kryterium Asów w 2025 roku. Znam go już ponad 40 lat, bo poznaliśmy się jako 20-latkowie i od tamtej pory przyjaźnimy się, spotykamy się i wspieramy się. Gdy ja robiłem swoje wyścigi on przyjeżdżał do mnie. A teraz gdy ja już jestem trochę wypalony to 𝗼𝗻 𝗷𝗮𝗸𝗼 𝗪𝗶𝗰𝗲𝗽𝗿𝗲𝘇𝗲𝘀 𝗦́𝗹𝗮̨𝘀𝗸𝗶𝗲𝗴𝗼 𝗭𝘄𝗶𝗮̨𝘇𝗸𝘂 𝗞𝗼𝗹𝗮𝗿𝘀𝗸𝗶𝗲𝗴𝗼 𝗶 𝗣𝗿𝗲𝘇𝗲𝘀 𝗙𝘂𝗻𝗱𝗮𝗰𝗷𝗮 𝗚𝘄𝗮𝗿𝗱𝗶𝗮 𝘇ł𝗮𝗽𝗮ł 𝘄𝗶𝗮𝘁𝗿 𝘄 𝘇̇𝗮𝗴𝗹𝗲. 𝗠𝗼𝘇̇𝗲 𝗳𝗮𝗸𝘁, 𝘇̇𝗲 𝗱𝗼𝗽𝗶𝗲𝗿𝗼 𝗰𝗼 𝘄𝘇𝗶𝗮̨ł 𝘀́𝗹𝘂𝗯 𝘄𝗶𝗲̨𝗰 𝗻𝗮 𝗲𝗻𝗲𝗿𝗴𝗶𝗲̨ 𝗣𝗮𝗻𝗮 𝗠ł𝗼𝗱𝗲𝗴𝗼. Ale on to miał już także wcześniej. Gdy mi kilka lat temu zaczął opowiadać, iż chce odrodzić Kryterium Asów to pomyślałem sobie „o czym ty gadasz – przecież to jest niemożliwe”, bo przecież wiem co to znaczy organizacja dużego wyścigu. A jednak jak w „Mission: Impossible” on „kręci” następne odcinki. 𝗧𝗮𝗸𝗶𝗰𝗵 𝗦𝘇𝗰𝘇𝘆𝗴ł𝗼́𝘄 𝗻𝗮 𝘁𝗲𝗻 𝟮𝟬𝟮𝟱 𝗿𝗼𝗸 𝗺𝗼𝘇̇𝗲𝗺𝘆 𝘄𝗶𝗲̨𝗰 𝘇̇𝘆𝗰𝘇𝘆𝗰́ 𝗸𝗮𝘇̇𝗱𝗲𝗺𝘂 𝗪𝗼𝗷𝗲𝘄𝗼́𝗱𝘇𝗸𝗶𝗲𝗺𝘂 𝗭𝘄𝗶𝗮̨𝘇𝗸𝗼𝘄𝗶 𝗞𝗼𝗹𝗮𝗿𝘀𝗸𝗶𝗲𝗺𝘂, 𝗯𝗼 𝘁𝗼 𝗰𝗼 𝗿𝗼𝗯𝗶 𝗶𝗻𝘁𝗲𝗴𝗿𝘂𝗷𝗲 𝗻𝗮𝘀𝘇𝗲 𝘀́𝗿𝗼𝗱𝗼𝘄𝗶𝘀𝗸𝗼. 𝗧𝗼 𝗷𝗲𝘀𝘁 𝗶 𝗽𝗶𝗲̨𝗸𝗻𝗲, 𝗶 𝗽𝗼𝘁𝗿𝘇𝗲𝗯𝗻𝗲. Gdy pojedynczo rozmawiam z moimi kolegami z peletonu to wyścigi, finisze, walka na etapie ciągle w nas siedzi. To nas ukształtowało. Zbudowało nasz charakter i dlatego mimo wszystkich przeciwności przez cały czas jesteśmy w sercach kolarzami.

Idź do oryginalnego materiału