Bachusowa Liga Tradowa – podsumowanie 2023
Słysząc pierwsze przecieki o pomyśle otwarciu klubowej rywalizacji w ramach wspinania tradowego, ucieszyłem się. Pomyślałem – będę miał impuls, aby zapakować ciężkim szpejem plecak
i ruszyć w Rudawy. Odżyły marzenia z początku wspinania. A jak wyszło?
W zdecydowanej większości były to wyjazdy jednodniowe w miłym i licznym klubowym towarzystwie. Zdarzył się też latem jeden wypad z niezapomnianym noclegiem w wiacie na Przełęczy Karpnickiej. Było ognisko, rozmowy do długich godzin nocnych przy napoju z derenia i popcornu oraz nawiązynia kontaktów z łojantami z Niemiec. Miłej atmosfery nie było wstanie zakłócić podejmowanie akcji poszukiwawczych zaginionego… śpiworu :-). Bywało gorąco, bardzo gorąco… a ostatnie wyjazdy nie rozpieszczały przeciągami pomiędzy skałami. Zdarzało się, iż burze wyganiały wcześniej ze skał lub po przyjeździe witał (wbrew prognozom) deszcz i pozostawał spacer, i Browar Miedzianka, co miało też swój urok :). Jednak zawsze Rudawy dzieliły się swoim pięknem i przyrodą – spotkania z sokołami i ich resztkami z ucztowania, popielicami… Tradycją stała się fotka z drogi za Radomierzem na najpiękniejsze… widoki ;-).
W sumie, tradowo chodziłem 10 dni, z sześcioma partnerami: Martą, Magda, Gosią, Niną, Maciejem i Darkiem. Wielkie dzięki dla Was za cierpliwość dla mnie podczas osadzania, gdzie popadnie, kolejnych przelotów i za widoki, które należało podsumować „więcej sprzętu niż talentu”
(w następnym roku się poprawię ;-). Dziękuję wszystkim związanym liną ze mną za ogromne zaangażowanie i w zasadzie za postawienie za punkt honoru wyciągnięcie wszystkiego, co włożę lub zrzucę – tu był pełen sukces. Partnerzy gwałtownie się przekonali, iż chodząc ze mną, trzeba nosić kask, bo to zrzucę karabinek lub pół ekspresu, a innym razem kości… Stwierdzili również, iż mam szczególne ciągotki do najbardziej zarośniętych dróżek… Może to takie skrzywienie zawodowe?
Charakterystyczne dzwonienie heksów można było usłyszeć na Malinowej, Zipserowej Czubie, Bukowych Skałach, Skalnym Moście, Zamkowych Skałach, Sokolcu, Rozpadłej, Sukiennicach i Sokoliku. Pozostawiliśmy swój ślad w puszkach szczytowych na Skalnym Moście i Sukiennicach. Nie obyło się bez popełniania błędów takich jak: niedomknięte karabinki, wypadające „pancerne” kości, przesztywnienie liny, ale na szczęście kończyło się to na uwagach partnerów. Wszystkie pojawiające się wątpliwości, po powrocie, konsultowaliśmy z trenerem Witkiem – dzięki! Mam nadzieję, iż nie przegapiliśmy błędów, które mogłyby w przyszłości skutkować przykrymi konsekwencjami.
Udało się nam razem pokonać ponad 40 dróg i grubo ponad 600 m w pionie ,z tego do wykazu przejść mogę wpisać 38 dróżek. Może liczba nie jest imponująca, ale w poprzednich latach to były przechodzone co najwyżej 2-3 drogi w roku. Dla mnie osobistym sukcesem jest to, iż większą część dróg przeszedłem OS-em, a pozostałe przejścia, to powtórzenia dróg sprzed kilku lat. Wyróżnia się tu Going Home, którą, chwilę przed umieszczeniem w wykazie, przewędkowałem – strach przed „cyfrą” zrobił swoje ;-).
Pojawiły się również przemyślenia i plany, np. kurs wspinania w rysach, aby pewniej przechodzić te formacje.
Leszek
Zapraszam do fotorelacji! (fot. moje i partnerów).