Według relacji mieszkańca, zasłonięte zostały nie tylko elementy architektoniczne, ale także płaskorzeźba upamiętniająca żołnierzy walczących o Poznań oraz ustawione u podstawy pomnika znicze i kwiaty. Autor listu nazwał to „naruszeniem powagi miejsca pamięci” i interweniował w Biurze Miejskiego Konserwatora Zabytków.
Jak wynika z oficjalnej odpowiedzi urzędu z 14 sierpnia, instalacje wraz z banerami zostały zdemontowane dzień wcześniej, a teren uprzątnięto. Konserwator poinformował, iż konstrukcje nie miały wymaganych uzgodnień, a lampy oświetleniowe ustawione w alejkach cmentarnych również miały zostać usunięte.
Czy w imię dobrej zabawy można przykryć pamięć o poległych żołnierzach kolorowym banerem festiwalowym? To pytanie, które po BitterSweet Festival powinno wybrzmieć głośno w całym Poznaniu.
11 sierpnia mieszkańcy Cytadeli zobaczyli coś, co trudno wytłumaczyć – Pomnik Bohaterów otoczony kratownicami, na których zawisła mapa festiwalu. Dzień później banery przykryły płaskorzeźby, tablice i choćby znicze ustawione u podstawy monumentu. Miejsce pamięci, symbol walk o Poznań, zamieniono w tło reklamowe imprezy muzycznej. Dopiero po interwencji mieszkańca Biuro Miejskiego Konserwatora Zabytków nakazało demontaż konstrukcji, przyznając, iż nie miały one wymaganych zgód.
Trudno nie pytać: jak to w ogóle było możliwe? Gdzie był nadzór miasta? Jakim cudem organizatorzy otrzymali zgodę na działania, które ewidentnie naruszały powagę miejsca pamięci?
Ale to tylko fragment większego obrazu. Na organizację trzydniowego festiwalu przeznaczono milion złotych z publicznych pieniędzy. W zamian mieszkańcy otrzymali hałas dudniący po 22:00 w pół miasta, śmieci i ryzyko dewastacji zieleni na jednym z najcenniejszych terenów rekreacyjnych w Poznaniu. Dodajmy do tego lampy oświetleniowe ustawione przy alejkach cmentarza i pytanie samo ciśnie się na usta: czy Cytadela została potraktowana jak prywatny folwark – miejsce do zarabiania, a nie przestrzeń pamięci i odpoczynku?
Władze miasta muszą odpowiedzieć, kto odpowiada za tę decyzję i czy ktokolwiek poniesie konsekwencje. Bo jeżeli dziś baner zakrywa pomnik, to co zobaczymy jutro? Czy w imię „atrakcji” będziemy gotowi poświęcić każdy symbol, każde miejsce, które ma wartość historyczną i emocjonalną dla poznaniaków?
Ta sprawa nie kończy się na jednym demontażu. Ona zaczyna dyskusję o tym, czyje jest to miasto i jak traktujemy własną historię. Poznań potrzebuje odpowiedzi – i rozliczeń.