Barbara Bieganowska-Zając – jej życie to gotowy scenariusz filmowy

3 godzin temu

Za mną dużo wyrzeczeń, potu i łez. Ale kiedy staję na starcie, to wiem, iż wykonałam ciężką pracę i zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby się dobrze przygotować. Bo mam swoje marzenia i zawsze chcę zdobyć medal. Nie mówię, iż od razu złoto, ale zawsze celuję w podium. Ciesze się z pierwszego miejsca w Paryżu, ale nie ukrywam, iż nie mam dość i myślę już o kolejnych wyzwaniach – mówiła „O!Polskiej” tuż po powrocie do kraju Barbara Bieganowska-Zając, która od ponad 20 lat broni kolorów MGOKSiR w Korfantowie pod okiem trenera Mariusza Żabińskiego.

Gotowy scenariusz

A przy tym jest jedną z najbardziej utalentowanych i wytrwałych polskich paralimpijek. Nie tylko wśród biegaczek czy lekkoatletek. Samo jej życie jest niemalże gotowym materiałem na scenariusz filmowy.

Nie tylko dlatego, iż wybiegała pięć złotych medali igrzysk paralimpijskich. Wyspecjalizowała się na 1500 m. To na tym dystansie triumfowała w Paryżu, w związku z czym zwyciężyła na tej imprezie w tej konkurencji czwarty raz z rzędu. Wcześniej była najlepsza w Londynie (2012), Rio de Janeiro (2016) i Tokio (2021). Jedno złoto wywalczyła też na 800 m w Sydney (2000). Do tego ma brąz na 400 m w Rio de Janeiro (2016). Ponadto 10 medali mistrzostw świata, w tym siedem złotych, z czego cztery na swoim koronnym dystansie. Najbardziej udany był dla niej czempionat w Doha (2015), gdzie zwyciężała także na 400 i 800 m. Sześć razy stawała na podium mistrzostw Europy, z czego pięć razy na najwyższym stopniu. Równie cenne są też choćby trzy medale Halowych Mistrzostw Polski na 3000 m, gdzie rywalizowała z pełnosprawnymi sportsmenkami. To wszystko także dlatego, iż cały czas nie ma dość.

– Zawsze po powrocie z igrzysk z medalem, kiedy udzielam wywiadów, to powtarzam, iż już niedługo kolejna impreza i trzeba powoli o niej myśleć. Jak wróciłam z Tokio to mówiłam: Paryż już za trzy lata. Teraz powiem, iż tylko cztery i będzie impreza w Los Angeles. Dlatego teraz chwilę odpocznę, ale już niebawem będę się znowu przygotowywała do kolejnych wyzwań. jeżeli tylko zdrowie mnie nie opuści i pomogą mi ludzie, którzy do tej pory mi pomagają, to na pewno znowu będę starała się pokazać z jak najlepszej strony i nie zawiodę – tłumaczy w swoim stylu. – Dla sportowca to wcale nie jest aż tak długo. Tym bardziej, iż przecież w międzyczasie są mistrzostwa świata, Europy czy Polski i do każdego startu trzeba odpowiednio podejść.

Barbara Bieganowska-Zając: Trzeba mieć pasję

Już jako dziecko odkryła swoją pasję do biegania. Pomimo swojej niepełnosprawności intelektualnej, która wpływa na jej zdolność do przyswajania i przetwarzania informacji, nie poddawała się i z determinacją trenowała, aby rozwijać swoje umiejętności. Już jako dziecko uwielbiała aktywnie spędzać wolny czas i biegała dosłownie wszędzie. Jak choćby wtedy, kiedy jej rodzeństwo wybierało się nad jezioro na rowerach, a ona po prostu biegła za nimi.

Jej dzieciństwo jednak sielankowe nie było, ale ona nigdy nie lubi narzekać. Choć sama pochodzi z Frączkowa pod Nysą, to sporą część młodości spędziła w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Grodkowie, odległym od domu rodzinnego o ponad 20 kilometrów. To dlatego, iż przejawiała kłopoty z koncentracją i zapamiętywaniem, a problem pogłębiła śmierć jej taty. Do dziś też np. nie radzi sobie choćby z tzw. sprawami papierkowymi.

W ośrodku spotkała nauczyciela wychowania fizycznego, Janusza Korcalę, który dostrzegł jej talent. I wysyłał na różne zawody, jak choćby Bieg Olimpijczyka czy mistrzostwa szkół. Dała prawdziwy popis na zawodach w Lasocicach, gdy miała 11 lat. Wówczas, przez przypadek, wystartowała w starszej kategorii wiekowej i zajęła pierwsze miejsce… po czym została poinformowana, iż powinna biec w innym biegu. Co też uczyniła. 10 minut późnej. I również go wygrała. Do tego ze znaczną przewagą nad rywalkami. Nie zatrzymywała się więc i startowała także w mistrzostwach Polski dla pełnosprawnych sportowców w różnych grupach wiekowych, nierzadko je wygrywając.

Barbara Bieganowska-Zając „zatrzymana” przez oszustów

To wszystko zbiegło się w czasie z ważnym wydarzeniem dla sportowców posiadających dysfunkcję intelektualną – dopuszczono ich także do igrzysk paraolimpijskich. Na pierwsze tego typu zawody, czyli Atlantę 1996, jako 15-latka była zwyczajnie za młoda, ale już w Sydney 2000 spróbowała swoich sił i triumfowała na dystansie 800 metrów kobiet z nowym wówczas rekordem świata w klasyfikacji T20, oznaczającej niepełnosprawność intelektualną.

Biorąc pod uwagę ten fakt i dodając wymienione wcześniej medale można żałować tego, iż w wyniku oszustwa hiszpańskiej drużyny koszykówki nie mogła wystartować w Atenach i Pekinie. Na czym polegała afera? Podczas zmagań w Australii aż dziesięciu z 12 zawodników zwycięskiej kadry było całkowicie zdrowych. Gdy to wyszło na jaw, igrzyska paralimpijskie dla niepełnosprawnych intelektualnie zamknięto na dwie kolejne edycje.

Były też dodatkowe, niemniej bolesne następstwa. Bez występów na tej imprezie nie mogła bowiem liczyć na odpowiedni rozgłos, a zatem i sponsorów. Barbara Bieganowska-Zając musiała więc pójść do pracy. Jednak nie przestała biegać, startowała ze zdrowymi rywalkami, a w szczególności upodobała sobie występy halowe oraz biegi przełajowe. Na tyle, iż w 2007 roku podczas HMP zdobyła brązowy medal w biegu na 3000 metrów i stanęła na podium obok Lidii Chojeckiej, jednej z najbardziej utytułowanych biegaczek średnio i długodystansowych w historii naszego kraju. Rok później zawodniczka z Opolszczyzny została wicemistrzynią Polski w hali na 3000 m! Aż wreszcie ogłoszono, iż od Londynu 2012 osoby niepełnosprawnie intelektualnie znowu mogą startować w igrzyskach. Jakby tego było mało, także na 1500 metrów, gdzie czuła się lepiej niż na 800 m.

Córki na medal

Jej starty to jednak nie tylko pasmo sukcesów. Bardzo mocno przeżyła porażkę, o ile tak można nazwać brąz na 400 m w Rio De Janeiro, gdy przed metą „nogi odmówiły jej posłuszeństwa”. Długo jednak nie rozpaczała i dwa dni później triumfowała na 1500 m, choć jeszcze była obolała zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Nie mogła się jednak poddać, bo walczyła o te medale dla córeczek, które bardzo ją wspierały. Złoto zadedykowała ośmioletniej wówczas Martynie, bo pięć lat starszej Wiktorii „podarowała” brąz. Tej drugiej obiecała, iż za to z Tokio już przywiezie złoto i dla niej. Co też uczyniła. Spełniła zatem to, co wszystkim obiecała. Czemu się jednak dziwić, skoro jej motto życiowe brzmi: „Nigdy się nie poddawać”.

– Córki są moim największym sukcesem poza sportowym. Bardzo je kocham, a one mnie i niesamowicie się wspieramy nawzajem – zaznacza Barbara Bieganowska-Zając.

Co ważne jest dla niej także wtedy gdy czasami spotyka się z hejtem i podejrzeniami, iż nie jest osobą niepełnosprawną. Bo na taką nie wygląda. Jakby nie było jej dolegliwość nie dotyczy stricte fizycznej strony. Wpływa za to na treningi i zawody, bo czasami po prostu nie zapamiętuje poleceń trenera.

– Jej miłość do biegania, chęć do pracy bywają czasem szkodliwe i dla niej samej, bo kiedy nie czuje się zmęczona, to dokłada sobie obciążenia i naraża się na przemęczenie, a choćby urazy czy kontuzję. Jest wręcz aż za ambitna. Dlatego muszę czasami ją stopować – tłumaczy Mariusz Żabiński. – Każdy organizm musi odpocząć. I moja rolą jest też dbanie o to.

Wiek to tylko liczba

– Po prostu nie umiem usiedzieć w miejscu i nie wyobrażam sobie dnia bez treningu. Co prawda, mam już 43 lata, ale też tłumaczę sobie, iż wiek to tylko liczba i kartka w kalendarzu, a tak naprawdę fizycznie się czuję na 25 lat. Może też inaczej psychicznie do tego podchodzę, bo ja cały czas mam w sobie chęci – obrazuje Barbara Bieganowska-Zając.

Sama też jednak nie ustaje w propagowaniu biegania. Niespełna dwa dni po powrocie z Paryża zawitała do Opola wspierać dzieciaki w ramach Lekkoatletycznych Nadziei Olimpijskich.

– Takie imprezy jak ta to doskonała forma przekonywania dzieci do lekkoatletyki. Żeby zobaczyły, jak fajna to zabawa, ale też jak to wygląda od środka – podkreśla, dodając, iż dzisiaj – mimo, iż możliwości są większe – trudniej je namówić do sportu.

– Gdy ja zaczynałam, nie było komputerów i telefonów, ale nie mieliśmy też takich możliwości jak te dzieci teraz mają – wyjaśnia. – Nie było takiego sprzętu, obiektów i całego tego zaplecza. Ja po prostu zaczynałam od błota, żużlu i biegania w terenie. Aż chciałabym się cofnąć o przynajmniej 20 lat i zacząć od nowa w takich warunkach – śmieje się i spieszy też z radą dla młodych sportowców. – Muszą znaleźć to, w czym się dobrze czują, stawiać sobie cele i do nich dążyć. Tak jak ja!

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.

Idź do oryginalnego materiału