Białaczkę u Krzysia wykryto przez przypadek. Dziś pilnie potrzebna jest krew. Jest nadzieja...

7 godzin temu
Zdjęcie: foto arch. rodzinne


Sara Kulinska z Ponieca, mama Krzysia, o tym, iż to choroba nowotworowa dotknęła jej kilkuletniego syna, dowiedziała się przez przypadek, kiedy poszła z dziećmi do pediatry. To było kilka tygodni temu. Lekarka, która od urodzenia opiekuje się maluchami rodziny Kulinskich, miała zbadać kontrolnie ośmiomiesięczną siostrzyczkę Krzysia.

- Po prostu wzięłam do przychodni syna ze sobą, bo nie miał z kim zostać w domu, mąż był w pracy. Lekarka, spojrzała na Krzysia i zwróciła uwagę, iż jest bardzo blady. Zapytała, czy jest zdrowy. Wspomniałam o tym, iż poprzedniego dnia miał gorączkę, ale kiedy byliśmy w gabinecie, to już nic się nie działo. Pani doktor stwierdziła, iż nadchodzi weekend, więc profilaktycznie można zrobić synowi badania - podstawowe na grypę, na Covid, wszystko - opowiada Sara Kulinska.

Być może, po wstępnym wywiadzie dotyczącym małego pacjenta, lekarka podejrzewała zakażenie bakteryjne, gdyż zleciła wykonanie również badania CRP (białko C-reaktywne).
Przy badaniu na CRP Krzysiu miał pobieraną krew, która okazała się bardzo rozrzedzona. Trudna była interpretacja wyników. Synek miał powtarzane trzy razy. Ostatecznie, za trzecim razem wyniki pokazały bardzo wysoki poziom CRP, bo aż 160 mg/l, co bardzo zaniepokoiło lekarkę - wyjaśnia mama Krzysia.
Lekarz pediatra bez wahania wręczyła mamie skierowanie do szpitala w Lesznie na dokładne badania.

- Spakowaliśmy się i pojechaliśmy do szpitala. Tam, po dodatkowych badaniach takich jak morfologia i innych tego typu, lekarze zaczęli podejrzewać właśnie białaczkę. Konieczne było potwierdzenie w Poznaniu, gdzie przewieziono nas ambulansem na sygnale - wyjaśnia Sara Kulinska.

Od połowy września Krzysiu przebywa na Oddziale III Szpitala Klinicznego im. Karola Jonschera w Poznaniu. Musi tam pozostać jeszcze co najmniej 3 tygodnie.

Idź do oryginalnego materiału