Bicykl, bicykl über alles

jacekh.substack.com 1 rok temu
Zamiast streszczenia

Niedawno pokazano mi obrazek w mediach społecznościowych. Zdjęcie z lotu ptaka przedstawiające miejskie skrzyżowanie, na którym akurat widoczni byli wyłącznie rowerzyści. Nic szczególnego, ale moją uwagę zwrócił komentarz autora wpisu: Tak powinien wyglądać dojazd do pracy w cywilizowanym kraju. W tym kontekście przychodzi na myśl tylko jeden „cywilizowany kraj”, a adekwatny podpis powinien brzmieć: Gorące pozdrowienia od Komunistycznej Partii Chin. Jak w czasach Rewolucji Kulturalnej w komplecie do rowerowych dojazdów do pracy idą: drelichowe ubranko z przydziału raz na parę lat, ograniczenia żywnościowe, okresowe wyłączenia prądu i wody oraz wysokie bloki mieszkalne bez wind. To wszystko zmniejszy nasz footprint, czyli ślad, gdyż warto wiedzieć, iż globalistyczni miliarderzy są maniakami zmniejszania śladu ludzkości, nie tylko węglowego. Najlepiej do zera. Mają już pomysły stłoczenia setek milionów ludzi w inteligentnych miastach zajmujących minimalną powierzchnię. Najlepiej na pustyni, aby nadające się do życia obszary zostały opróżnione i służyły jaśniepaństwu. Jeszcze nikt tego entuzjastom pedałowania nie powiedział, ale wszystkie te rzeczy, i jeszcze parę innych, są pakiecie. Słyszeliście o miastach C-40? Warszawa już do nich należy. Czy ktoś się nas pytał?

Autorowi wpisu nie przeszło przez myśl istnienie czegoś takiego jak zmienna pogoda, wiatr czy deszcz. Poprzednie zimy były łagodne, ale po siedmiu latach tłustych przyjdzie siedem lat chudych. Tak się dziwnie składa, iż wszelkie „zielone” pomysły opierają się na założeniu, iż zawsze, przez cały rok będzie przychylna im pogoda. Zawsze będzie umiarkowanie ciepło, dosyć słońca i łagodny wietrzyk, aby bez problemów działały wymyślone źródła energii i można było przyjemnie jeździć na rowerze. Jak takie założenia mają się do ekstremalnych zjawisk pogodowych mających podobno wystąpić na skutek rzekomej katastrofy klimatycznej?

Co gorsza, autor wpisu nie pomyślał nawet, iż być może nie wszyscy ludzie byliby usatysfakcjonowani pracą dostępną w odległości dojazdu na rowerze, iż nie każdy chce lub może pedałować godzinami dzień w dzień. Nie u wszystkich zainteresowania i ambicje zaspokoją studia dostępne w odległości kilkunastu kilometrów od domu. Zresztą może ich wcale nie być tak blisko. Czy cywilizowany kraj wymaga od swoich obywateli ograniczenia wszelkich aspiracji, pracy, nauki, poszukiwania partnerów życiowych do miejsc dostępnych na rowerze? Czy powinniśmy żyć jak mieszkańcy polskich wsi przed pierwszą wojną światową? Albo być może powinien powrócić pomysł osiedli fabrycznych, zlokalizowanych blisko miejsc pracy, ale wtedy co z tymi członkami rodzin, którzy chcieliby pracować gdzie indziej? Czy może rozwiązaniem są miasta 15-minutowe, o których pisałem tutaj? Prawo do swobodnego przemieszczania jest jednym z podstawowych praw człowieka i jego ograniczanie powoduje, iż kraj, który się tego dopuszcza, przestaje być cywilizowany, ale tego nasz rowerzysta nie rozumie.

Entuzjaści pedałowania powinni zdać sobie sprawę, iż wykreowana odgórnie moda rowerowa jest, jak oni sami, tylko narzędziem. Służy manipulacji ludźmi. Gdy kolejne ograniczenia naszego prawa do przemieszczania się zostaną wdrożone i zaakceptowane przez społeczeństwa jako coś normalnego, rower spełni swoje zadanie i przechodząc do następnego etapu, można będzie go porzucić. Za czas jakiś przyjazne dla klimatu kolarstwo okaże się śmiertelnym zagrożeniem, a jego eliminacja lub przynajmniej ograniczenie staną się sprawą być, lub nie być planety. Łatwo to sobie wyobrazić. Pamiętajmy o przeżuwaczach obecnych na Ziemi od milionów lat. Teraz nagle bąki puszczane przez krowy mogą zniszczyć Ziemię, więc zdaniem klimatycznych alarmistów powinniśmy się ich pozbyć, a przynajmniej chwilowo potraktować specjalnymi preparatami ograniczającymi bączenie. To nic, iż nie są skuteczne, a zaburzając metabolizm, preparaty takie są przyczyną wielu groźnych chorób bydła i ludzi. Rządy mają nakazać ich stosowanie, a dostarczy je niezawodny Bill Gates. Kolejny cudowny przykład partnerstwa publiczno-prywatnego. Il Duce, nasz drogi Benito Mussolini wiecznie żywy. Oczywiście, gdy przyjdzie pora następne w kolejności będą bąki puszczane szczodrze podczas pedałowania przez rowerzystów weganistów na sojowej diecie. Szczęśliwie nic nie stoi na przeszkodzie, aby stosowanie środków antybączących rozszerzyć także na rowerzystów, z całą pewnością przyczyni się to do ratowania planety. A potem tak jak krowy, rowerzyści zostaną wycofani.

Na razie jeszcze są potrzebni, więc obserwujemy dynamiczny rozwój podsycanej mody rowerowej. Ponieważ oficjalnie ogłoszono ratowanie planety dzięki rowerów, rowerzyści poczuli się specjalnie namaszczeni. Są solą tej ziemi, więc należy się im chwała wielka oraz specjalne względy i przywileje. Gdy gromko wołają, iż rowerzysta jest takim samym użytkownikiem drogi jak inni, nie mają na myśli swojego podporządkowania się przepisom ruchu drogowego obowiązującym wszystkich innych. Na myśli mają budowę specjalnych dróg przeznaczonych tylko dla nich oraz pierwszeństwo i preferencje we wszelkich sytuacjach. Domagając się ograniczeń dla innych, sami żadnych przestrzegać nie raczą. Rozmaitych przykładów każdy, kto ma oczy i nie został wchłonięty i zaślepiony przez ruch, może podać zylion.

Wiele czynników sprawia, iż jakkolwiek ruch rowerowy występuje w wielu odmianach, ma cechy wspólne z sektami. Dobrym sposobem zrozumienia zjawiska jest przyjrzenie się jego ekstremalnym przejawom, a jednym z takich ekstremalnych wykwitów jest amatorskie kolarstwo szosowe. Kolarze kupują za ciężkie pieniądze wyczynowe rowery szosowe, ubranka z lycry i pedałują setki kilometrów po szosach. Ruch ten opisany został przez Juliusza Ćwielucha (foto Maga Ćwieluch) w niedawnym numerze tygodnika Polityka (nr 43 (3436) 18-24.10.2023) pod tytułem Szus szosą. Czytamy tam:

Bo szosa to nie moda. Szosa to nowa religia

I w wielu miejscach tekst artykułu to uzasadnia. Przepytywany przez autora kolarz Leszek Śledziński wyjaśnia:

Właściwie to jestem od niego [roweru] uzależniony. To wspaniały nałóg. Daje kopa jak najlepsze narkotyki, ale nie ma żadnych negatywnych skutków ubocznych.

Zatem jest to uzależnienie. Podobno nieszkodliwe, ale autor artykułu sam komentuje powyższe: „I chyba nieco mija się z prawdą, bo sam zna ludzi, którzy dla roweru rzucili pracę, zaniedbali rodzinę, popadli w długi, a choćby stracili zdrowie, bezsensownie zarzynając się na treningach”.

Ja dodam ze swojej strony, iż także bezpośrednie skutki tego uzależnienia są bardzo poważne. Rower daje kopa jak najlepsze narkotyki. „Tacy sami jak inni użytkownicy dróg” poruszają się po drogach na haju, więc mając zaburzoną ocenę sytuacji, stwarzają zagrożenie. Łatwo to można zauważyć, gdyż nie da się pedałować wyłącznie po szosach. Często spotykamy kolarzy na ulicach miasta, gdzie notorycznie łamią wszelkie przepisy, bo przecież bicie rekordów nie bierze się z ich przestrzegania. Jadą tak, jak im wygodnie, po jezdni, po chodniku, a w ostateczności po drodze dla rowerów. Na wszystko mają uzasadnienie. Mogą jechać po jezdni lub po chodniku, obok których jest droga dla rowerów, bo chodnikiem bliżej a na jezdni jest lepsza nawierzchnia itd. Często też zmieniają tor jazdy w sposób całkiem nieoczekiwany. Rowerzysta jedzie równolegle z tobą po jezdni, a nagle skręca pod kątem prostym tuż przed ciebie na przecinającą jezdnię drogę dla rowerów. Wolno mu, przecież na takim przejeździe ma pierwszeństwo.

Normalne w ruchu miejskim sytuacje zmuszające do zatrzymania lub zwolnienia ograniczają dopływ narkotyku, więc często powodują agresję. Rowerzyści wykonują dziwaczne i zaskakujące ewolucje, ryzykując życie własne i innych, aby tylko nie zwolnić. Kolizje na ścieżkach rowerowych podobno nie są powodowane nadmierną prędkością ani niewłaściwym zachowaniem. Jak można przeczytać na forach, po prostu te drogi są za wąskie. Czy ktoś słyszał taki komentarz po kolizji samochodów?

Stosunek kolarzy do przepisów znakomicie ilustruje pokazane poniżej zdjęcie zamieszczone w artykule. Ani autor artykułu, ani pozujący kolarz, ani fotografistka nie uznali, iż w przedstawionej sytuacji jest coś niewłaściwego. Rower jedzie po pasach dla pieszych, cóż takiego? Normalny widok.

Szus szosą — Polityka nr 43 (3436) 18-24.10.2023

Duże pieniądze wydawane na sprzęt niekoniecznie służą poprawie bezpieczeństwa. Czasem choćby są to światełka za wielkie pieniądze, ale mało który kolarz pomyśli o odblaskach o dostatecznie dużej powierzchni, a w trudnych warunkach tylko one zapewniają dobrą widoczność kolarza na szosie wśród samochodów. Także na ulicy. Ubranko ma być obcisłe i śliczne, szczególnie modne są te grafitowe lub inne ciemne, tymczasem podobno „kierowcy nie dbają o rowerzystów”. A czy rowerzyści dbają?

W przypadku ruchu kolarstwa nie tylko szosowego mamy do czynienia z pomysłem, iż amatorzy też mogą uprawiać sport taki sam, jak profesjonaliści, ale zapomina się o bardzo ważnej sprawie. Mianowicie profesjonalne kolarstwo wyczynowe całą swoją działalność prowadzi na odcinkach zamkniętych dla normalnego ruchu. Uprawianie niektórych form wyczynu na terenach publicznych wśród innych użytkowników stwarza zagrożenie dla otoczenia. Lubię rzut młotem i najchętniej ćwiczyłbym wszędzie. Czy mogę robić to na ulicy albo w parku? A może małe zawody z kolegami po drodze do pracy? Strzelanie? Podobnie z miłośnikami wyścigów samochodowych, może oni niech też się pobawią?

Oczywiście odmian rowerowego ruchu jest mnóstwo, a każdy człowiek jest inny. Nie wszyscy są wyczynowcami, ale praktycznie wszyscy uważają, iż sam fakt poruszania się na rowerze daje specjalne prawa i zwalnia ze wszystkich obowiązków. Każda próba ograniczenia samowoli kolarstwa powoduje głośne krzyki oburzenia rowerowego lobby. Także ograniczenia prawa do nieznajomości lub ignorowania przepisów. Niedawno w południowej Francji pod niektórymi znakami drogowymi widziałem umieszczone niewielkie tabliczki z napisami. Były zbyt małe, aby kierowca je mógł swobodnie przeczytać, ale za to na wysokości oczu rowerzysty. Pod żółtym trójkątem (znak A-7) był napis Ustąp pierwszeństwa, pod znakiem A-5 Skrzyżowanie dróg napisano Pierwszeństwo z prawej itd. I tu rodzą się poważne pytania, po pierwsze, czy osobnik niemogący zapamiętać znaczenia kilku prostych obrazków będzie w stanie przeczytać ze zrozumieniem te objaśnienia, a po drugie, czy ktoś o poziomie intelektualnym wymagającym stałego powtarzania takich objaśnień powinien mieć prawo do kierowania pojazdem na drodze?

W Polsce rowerzyści podobno mają stosować się do przepisów, ale nikt tego nie egzekwuje. W większości rowerzyści zachowują się tak, jakby o żadnych przepisach nie słyszeli. Jednakże w tym lobby można znaleźć również oblatanych po przepisach kauzyperdów przemyślnie wyszukujących luk prawnych. Na przykład w poprzek wielu ścieżek rowerowych wymalowano pasy przejścia dla pieszych, natomiast uczeni w przepisach mądrale stwierdzili, iż aby przejście było ważne, zgodnie z kodeksem powinien być również znak pionowy. Zatem namawiają się na forach, żeby tam pieszym nie ustępować, co i tak im znakomicie wychodzi wszędzie i bez żadnego namawiania. Moja droga do pracy codziennie krzyżuje się z drogami setek rowerzystów i ustąpienie pierwszeństwa zdarzyło się dwa razy w ciągu kilku lat. Bez najmniejszych problemów, zamiast zwolnić i przejechać za pieszym przejeżdżają mu tuż przed nosem, także na chodniku.

Pewne przepisy ruchu drogowego obowiązujące rowerzystów są rzeczywiście skomplikowane. Dlatego uważam, iż tam, gdzie można je uprościć, należy to zrobić. Na przykład pieszy powinien mieć zawsze bezwzględne pierwszeństwo przed rowerzystą. Pieszy musi być chroniony w każdej sytuacji. To człowiek poruszający się rowerem wśród pieszych powinien być zobowiązany do szczególnej uwagi. Rozwiałoby to różne wątpliwości i zakończyło dyskusję. w tej chwili jest tak, iż piesi śmiało wkraczający na jezdnię na chodniku trwożliwie rozglądają się w obawie przed szaleńcami gnającymi w amoku na rowerach. Zdarza się, iż w przypadku kolizji sąd obwinia pieszego za niezachowanie szczególnej ostrożności. Na chodniku! To jest chore.

Stosunek władz miejskich do rowerzystów wyraźnie obnażyła ostatnia zima. Gdy spadło trochę śniegu i zrobiło się ślisko, zimowe utrzymanie przez miasto dotyczyło tylko ścieżek rowerowych. Zostały pięknie oczyszczone. W tym samym czasie piesi ulegli wielu wypadkom na oblodzonych chodnikach. W Warszawie był wypadek śmiertelny. I co? I nic, przebudzone media nie raczyły przywołać jaśnie pana prezydenta miasta do odpowiedzialności. Za odśnieżanie chodników przy budynkach odpowiadają właściciele posesji, ale to do miasta należy tego pilnowanie. Zamiast tego miasto szczególnie zajmuje się specjalnymi drogami dla użytkowników takich samych jak inni. W przeciwnym wypadku musiano by uznać, iż rower to jest zabawa sezonowa.

Za nasze pieniądze budowana jest bogata infrastruktura rowerowa, zwężane są ulice, aby mogły powstać kilometry ścieżek. Często w miejscach, gdzie i tak nikt z nich nie korzysta. Przykłady można mnożyć. W Warszawie na ulicy Nowogrodzkiej tworząc rowerowe śluzy, zlikwidowano kilkadziesiąt miejsc parkingowych, zużywając przy okazji sporą ilość granitowych krawężników, żeliwnych słupków itp. a i tak państwo na rowerach woli jeździć chodnikiem równoległych Alei Jerozolimskich. Wydawane miliony absolutnie nie mają żadnego wpływu na bezpieczeństwo ruchu. Na rowerze każdy manewr jest dozwolony. Kiedyś czekając na zmianę świateł, zwróciłem uwagę starszemu panu rowerzyście w pełnym rynsztunku, iż nie musi przekraczać jezdni po przejściu dla pieszych, bo kilka metrów obok ma rowerową autostradę. Jego odpowiedź jest znamienna, odpowiedział:

I co z tego wynika? Z tego nic nie wynika.

No więc właśnie, z milionów wydanych z naszych podatków nic nie wynika oprócz zwężania ulic i likwidacji miejsc parkingowych. Moim zdaniem powinny wynikać przynajmniej mandaty dla łamiących prawo, ale niestety władze uznały, iż ta grupa użytkowników dróg jest wyjątkowa i może cieszyć się pełną bezkarnością. Kilkanaście lat temu w Poznaniu policja spróbowała dyscyplinować rowerzystów. Przez kilka dni wystawiono łącznie 30 mandatów, co natychmiast spowodowało oburzenie przebudzonych mediów. Pamiętam nagłówek w Gazecie Wyborczej: Czy policja uwzięła się na rowerzystów? Mogę wskazać kilka miejsc w Warszawie, gdzie taką liczbę mandatów można by bez uwzięcia się wystawić w niecałą godzinę.

Ani najlepsze przepisy, ani rozbudowana infrastruktura nie poprawią bezpieczeństwa, o ile w ruchu drogowym będzie uczestniczyła grupa świętych krów bezkarnie łamiąca zasady ruchu. Przepisy muszą być egzekwowane, a w tym celu należy karać tych, którzy się do nich nie stosują. Oprócz prowadzonej odgórnie polityki zapewniania bezkarności rowerzystom problemem jest także brak identyfikacji. Rowery nie są rejestrowane, a rowerzyści nie muszą mieć dokumentów. Każda próba zmiany tego stanu napotyka na gwałtowny opór rowerowego lobby.

Dawno temu powiedziałem, iż w obecnej sytuacji jedynym rozwiązaniem mogą być kary cielesne. Wymierzane na miejscu, więc identyfikacja byłaby zbędna. Oburzony rowerzysta zapytał: A jak to sobie wyobrażasz? Pomysł, który mu wtedy przedstawiłem, był dosyć obsceniczny i mało realny z powodu braku odpowiednich policjantów, kompetentni preferują branżę filmów dla dorosłych, więc go porzuciłem. w tej chwili jestem przekonany, iż optymalnym rozwiązaniem jest zwykła lewatywa z czystej wody.

Znajdą się tacy, co zaczną mówić o integralności cielesnej, prawie do odmowy działań medycznych itd. Przypominam, całkiem niedawno nieprzebadany eksperymentalny produkt medyczny wszczepiono paru miliardom ludzi bez ich zgody albo wymuszając tę zgodę groźbami, postępem i oszustwem. Sceptycy i obrońcy praw, gdzie wtedy byliście? Zresztą jest wybór. Czy ktoś zabrania zidentyfikować się i przyjąć mandat?

Procedura wymierzania kary jest łatwa do wykonania, nie wymaga kosztownego sprzętu i w prosty sposób daje się zobiektywizować. Wystarczy sprzęt do lewatywy, jednorazowe końcówki i waga. Urzędowo wprowadzamy podstawową jednostkę miary, może to być 1% masy ciała delikwenta, oraz tabelę z mnożnikami zależnymi od wagi wykroczenia. Na przykład pan o masie 80 kg za dosyć poważne wykroczenie (mnożnik 3) dostaje wymiar 2,4 litra. Wykonanie na miejscu, dług wobec społeczeństwa będzie spłacony, więc jedź człowieku dalej w pokoju.

Idź do oryginalnego materiału