– Święta Bożego Narodzenia są bardzo ważne także przez przeżywanie wspólnoty. Dlatego, nie tylko w mojej, ale w wielu rodzinach, są osoby, które pokonują setki, czasem tysiące kilometrów, by być w tym dniu w domu, by być na wieczerzy wigilijnej, przy śpiewie kolęd – mówił w świątecznej rozmowie w Radiu Kielce biskup Jan Piotrowski.
Ordynariusz diecezji kieleckiej podkreślił, iż w Święta Bożego Narodzenia wielu z nas z nostalgią wspomina dom rodzinny, rodziców, rodzeństwo, własną miejscowość, parafię i kościół.
– Osobiście, mam wiele dobrych wspomnień. Moja rodzina jest dość starym rodem, od XVIII wieku. Były u nas interesujące zwyczaje, iż np. rodzice i stryjowe pili bawarkę, w takich dużych kubkach – wspomina biskup Jan Piotrowski.
Zapytany o smak Bożego Narodzenia z dzieciństwa, odpowiada: – Z pewnością byłaby to kasza ze śliwami. Danie bardzo trudne do odtworzenia w smaku, choćby przez moje siostry. Poza tym: gołąbki oraz barszcz czerwony z uszkami – wymienia.
Wspaniałym, słodkim wspomnieniem są także ciasta pieczone przez mamę. – Zawsze napiekła tyle placków, iż wystarczało i dla gości i dla dzieci w domu, na co bardzo czekaliśmy – opowiada.
Rodzice księdza biskupa Jana Piotrowskiego prowadzili gospodarstwo. – Było nas czworo żyjących dzieci, ja i trzy siostry. Chodziliśmy wszyscy do jednego liceum, więc mamy wiele wspólnych kolegów i koleżanek. Przypuszczam, iż najlepiej miała najmłodsza siostra, bo wszyscy już znali ją po nazwisku – mówi z uśmiechem biskup Jan Piotrowski.
Rodzice wychowywali ich z uwagą, dyscypliną i miłością. – Przekazywali nam, jak należy postępować. Mieli też spojrzenie na naszą przyszłość. Już w czwartej klasie chodziliśmy na język angielski, taki poza programem szkolnym. Rodzice widzieli w tym sens, by pomóc dziecku w tych warunkach, w jakich żyli – dodaje.
Biskup Jan Piotrowski podkreśla, iż rodzina jest najlepszą szkołą wychowania. – Oczywiście są i sytuacje trudne, co rozumiem. Ale czy widział ktoś lepszego profesora pedagogiki wychowawczej, niż kochający rodzice? Za tym każdy człowiek musi zatęsknić. To także istotne, by być razem w święta, czy chociażby przy wigilijnym stole, a jeżeli to nie jest możliwe – to pamiętać, by nie brakło telefonu czy wysłanej kartki świątecznej, by nikt nie poczuł się samotny. Tam, gdzie skazuje się kogoś na samotność, to jest to duchowe przestępstwo – mówił biskup.
Zapytany, czy zawsze był zżyty z siostrami, ksiądz biskup odpowiada: – jeżeli miałbym się z czegoś cieszyć, to przede wszystkim z tego, iż jesteśmy razem w różnych sytuacjach. A w ogóle, już od wielu dziesięcioleci spotykamy się w szerszym, rodzinnym gronie, ponad stu osób. Takie spotkanie odbywa się co trzy lata. Daje nam to dużo siły, pozwala się wzajemnie poznać, pomóc sobie. Jestem z tego dumny. Jedno ze spotkań odbyło się w Miechowie, gdzie jedna z sióstr tatusia była nauczycielką, a kuzyni chodzili do liceum. Kolejne spotkanie będzie w Szczurowej, w miejscu, gdzie dziadkowie się osiedlili i pozostało tam trzech stryjów, łącznie z moim tatą. To bardzo miłe także odkrywać te nasze małe ojczyzny – podkreśla biskup Jan Piotrowski.
Rodzina Piotrowskich ma własne drzewo genealogiczne, sięgające XVIII wieku. – Cieszyliśmy się przez pewien czas tym, ze jeden z najmłodszych profesorów w Polsce, z Akademii Górniczo-Hutniczej, był z naszej rodziny. Mamy wybitnych lekarzy, są kapłani, a nawet… jest biskup – uśmiecha się biskup Jan. – Cieszymy się wspólnym przebywaniem ze sobą. Jeden z moich kuzynów mówi, iż to takie nasze „ładowanie akumulatorów” na wspólnej modlitwie, przy posiłku. To środowisko rodzinne jest moją wielką euforią i satysfakcją – zaznacza.
Ksiądz biskup zdradził nam także, iż był bardzo związany z domem rodzinnym. – Był choćby taki moment, iż myślałem sobie, iż ja z tej mojej miejscowości chyba nigdy nie wyjadę. Ale przyszedł czas rozstania, wyjazdów. Ja osobiście bardzo długo tęskniłem za domem rodzinnym. Zmieniło się to przez podejmowanie posługi i w Polsce, i za granicą. Życie sprawiło, iż mogłem przeżyć Boże Narodzenie w różnych kontekstach kulturowych – wspomina.
Ksiądz biskup Jan Piotrowski był bowiem misjonarzem w Kongo i w Peru. Opowiedział nam o swoim doświadczeniu świąt w tych krajach, przyznając, iż największą nostalgię wzbudzał w nim brak wigilijnej wieczerzy. – Patrząc z takiej dalekiej przeszłości, bo mam ponad 70 lat, widzę ile dobra rodzi się w ten wigilijny wieczór, i całe święta. Ukazujemy swoją prawdziwą twarz, jako ludzie. Potrafimy przeprosić, złożyć życzenia, uśmiechnąć się, podać rękę do zgody. Byłoby niedobrze, gdyby ktoś uczynił nieludzki zamach na święta Bożego Narodzenia, które są świętami nowego życia i przyszłości – podkreślił.
Biskup zaznaczył, iż tradycja jest nie tylko przeszłością, ale prowadzi ku przyszłości. – Święta Bożego Narodzenia nikomu nic nie zabierają, ale dają wiele nadziei i pełne miłości spojrzenie na siebie nawzajem – dodał.

1 godzina temu





