Bretzel Ultra Tri – Grzegorz Smoła na mecie!

niepolomice.eu 6 godzin temu

Po 19 godzinach pływania, 120 godzinach na rowerze, 141 godzinach marszobiegu Grzegorz Smoła ukończył Deca Continous podczas zawodów Bretzel Ultra Tri.

Deca Continous to jedno z najbardziej ekstremalnych wyzwań sportowych na świecie, polegające na dziesięciokrotnym pokonaniu pełnego dystansu triathlonowego w formule ciągłej. Zawody zorganizowane zostały we francuskim mieście Colmar.

Pływanie – 38 km w 19 godzin i 22 minuty

Pływalnie odbyło się na publicznym, 50-metrowym basenie w centrum miasta. Grzegorz mimo długiego dystansu ukończyć etap szybciej niż zakładał. A co najważniejsze: bez kontuzji i ze spokojną głową.

Rower – 1800 km w 120 godzin, 32 minuty i 33 sekundy

Po szybkim transferze z basenu na pętlę kolarską (na trekkingowym rowerze, bo dziurawe podmiejskie ulice to nie dobra trasa na czasówkę), zaczął się etap rowerowy. Ten fragment trwał ponad 5 dób, a Grzegorz przejechał go bez poważniejszych kryzysów stosując strategię częstych regeneracja, przerw, masaży i przede wszystkim – unikania wypadków i kontuzji.

Czułem ulgę. Ogromną wdzięczność dla ciała i głowy. To nie było łatwe, ale dałem radę.” – relacjonował Grzegorz po zejściu z roweru.

Bieg – 420 km w 141 godzin, 36 minut i 41 sekund

Na deser zostało jedynie do pokonania… dziesięć maratonów. Upały, obtarcia, narastające zmęczenie, ból mięśni i stóp – to wszystko sprawiło, iż niemal wszyscy zawodnicy przeszli na szybki marsz. Grzegorz również.

Bieganie przestało mieć sens. Przeszedłem na szybki marsz. Nie czas na bohaterstwo – czas na przetrwanie” – pisał po jednej z trudniejszych nocy.

Ostatnia część była też dużym wyzwaniem mentalnym. Trasa biegowa liczyła niespełna 1,3 km, którą należało pokonać 318 razy. Dlatego najważniejsze – oprócz dbania o formę fizyczną – było adekwatne ‚ułożenie’ sobie tego dystansu w głowie.

Przez cały czas dzieliłem ten dystans na mniejsze kawałki: najpierw 1/3 trasy, potem 200 km, potem do połowy – już rzut beretem. Tak łatwiej to ogarnąć w głowie. Kolejna bariera to 300 km. A później już pojawiła się adrenalina i było z górki.

Ostatnia prosta

Grzegorz zakończył etap biegowy we czwartek wieczorem, zatrzymując się około 3 kilometry przed metą. Świadomie nie skończył od razu. Nie chciał przekroczyć linii mety w nocy, mechaniczne odhaczając ostatnie okrążenia.

Piątkowy poranek przyniósł zupełnie inną energię. Grzegorz wraz ze swoim supportem, ubrani w stroje teamowe ruszyli na trasę z biało-czerwoną flagą. Ostatnia pętla była nie tylko sportowym finiszem, ale też okazją do podziękowania dla zespołu, rodziny, kibiców i celebrowania sukcesu.

Co dalej?

Grzegorz przyznaje, iż „jestem zadowolony, skończyłem i mam się dobrze. Teraz mam garnki umyć. Do niedzieli zostaję do rozdania nagród. Ale nie mam planów na przyszłość, dla mnie było to coś, do czego się przygotowywałem 5–6 miesięcy. Zrobiłem to i na razie przerwa” – przyznał po minięciu linii mety.

Choć pojawiły się już zaproszenia na inne imprezy Ultra, decyzje przyjdą z czasem. Teraz priorytetem jest odpoczynek, regeneracja i… porządny sen. Dodatkowo przed zespołem spakowanie całego sprzętu, rozdzielenie bagaży i długa droga powrotna.

Gratulujemy, Grzegorz! Jesteś inspiracją i dowodem na to, iż wytrwałość, pokora i dobrze przemyślana strategia potrafią przenieść człowieka przez rzeczy pozornie niemożliwe.

fot.

Idź do oryginalnego materiału