Jolanta Jasińska-Mrukot: – Z perspektywy pół roku pokusiłby się pan o porównanie powodzi z 1997 roku, nazywanej powodzią tysiąclecia, z tą wrześniową?
Paweł Szymkowicz: – Starosta Mikulovic, sąsiadujących z Głuchołazami po drugiej stronie granicy, mówi, iż powódź w 1997 roku to był „spacer różaną aleją”. Wtedy nie było takiej skali zniszczonych mieszkań i infrastruktury komunalnej, jak podczas powodzi w 2024 roku. Teraz powódź dotknęła nie tylko Głuchołazy, ale wszystkie siedemnaście sołectw w gminie w mniejszym lub większym stopniu ucierpiało. choćby w Suchej Kamienicy, gdzie takie zdarzenie nie powinno mieć miejsca, a jednak woda spłynęła w takiej ilości, iż mieliśmy wrażenie, iż budynki będą musiały być rozebrane.
– Co w ciągu sześciu miesięcy od powodzi udało się już zrobić?
– Paradoksalnie, pierwsze, co musieliśmy przywrócić do życia, to dostawy wody pitnej. Nie tylko lewobrzeżna część miasta, ale większość gminy była odcięta od wody pitnej, bo nie działały wodociągi. Przywrócenie sieci wodociągowej zabrało nam tydzień. A nowy wodociąg poprowadzony jest pod dnem rzeki, więc już żadna wysoka fala nie powinna mu zaszkodzić. To inwestycja wartości około 1 mln złotych, która została sfinansowana z budżetu państwa. Z budżetu państwa pokryliśmy też naprawę kolektora ściekowego, a nieczystości odprowadzamy pod Nysę, bo nie mamy swojej oczyszczalni. Powódź zniszczyła około kilometra kolektora na wysokości Bodzanowa, co w listopadzie zostało odtworzone.
Przywróciliśmy też drożność ulicy Andersa oraz zniszczone drogi w czterech sołectwach nad Białą Głuchołaską i w pięciu miejscowościach na terenie zlewni rzeki Osobłogi, nad Złotym Potokiem. Jesteśmy w trakcie remontu ulicy Andersa, na odcinku ponad 200 metrów trzeba było zabezpieczyć i naprawić infrastrukturę podziemną: gaz, energię elektryczną i światłowód. Most tymczasowy powstanie być może jeszcze przed Wielkanocą. Następnie ruszy budowa mostu docelowego.
– A co z wałami?
– Część wałów nie została jeszcze odbudowana przez Wody Polskie. A to właśnie poczucie bezpieczeństwa mieszkańców jest ważniejsze niż cokolwiek innego. Wały będą budowane z uwzględnieniem doświadczeń z 2024 roku. Najdalej, jak mówią Wody Polskie, odbudowa zakończy się do 2027 roku.
Paweł Szymkowicz: Nauczeni poprzednimi doświadczeniami, ludzie ubezpieczają mieszkania na terenach zalewowych
– Co jeszcze trzeba zrobić, żeby przywrócić stan sprzed powodzi?
– Trudno wystartować z remontem mieszkań, bo jeszcze jest zimno. Powodzie w 1997 i 2014 były na przełomie czerwca i lipca. W 2024 roku powódź przyszła 15 września i jeszcze w tym miesiącu mieliśmy pierwszy przymrozek. Przy niskich temperaturach trudno suszyć mieszkania. A wody gruntowe są na tyle wysokie, iż choć osuszacze i nagrzewnice pracują cały czas, to mury bardzo gwałtownie ponownie wilgotnieją. To uniemożliwia remonty w mieszkaniach komunalnych i prywatnych, więc czekamy na naturalne ciepło.
– Z jakimi problemami przychodzą do pana mieszkańcy?
– Przede wszystkim chodzi o pomoc w remoncie mieszkań. Mamy też problem z utrzymaniem czystości w mieście, bo musimy się pozbyć pozostałości naniesionego przez powódź mułu. Woda wypłukała spoiny kostki brukowej, osiada w nich muł po każdych opadach. Większość dużych wydatków dotychczas była pokrywana z budżetu państwa. W minionym tygodniu podpisałem umowę z panią wojewodą na kolejne 10 mln złotych na wywóz śmieci i gruzu z miasta, bo za chwilę ruszy fala remontów.
Nauczeni poprzednimi doświadczeniami, ludzie ubezpieczają mieszkania na terenach zalewowych. Mieszkańcy przychodzą też z problemem związanym z niemożnością uzyskania odszkodowania za zniszczenia powodziowe. Ale tutaj nie mam takiej mocy, żeby cokolwiek załatwiać. Mogę pomóc jedynie w formie zasiłków.
Paweł Szymkowicz: Upłynęło pół roku od powodzi, a dopiero kilka dni temu odbyło się spotkanie polsko-czeskie
– Głuchołazy są zależne od Czechów…
– Aż 72 procent zlewni Białej Głuchołaskiej znajduje się po stronie czeskiej. Im bardziej Czesi będą zabezpieczeni przed powodzią, tym bardziej i my. Musiałyby powstać zbiorniki retencyjne, ale na dopływach, bo na głównym cieku to raczej niewykonalne. Obawiamy się jednak, iż Czesi mogą zastosować transfer ryzyka, czyli pozbycie się wody powodziowej poprzez prostowanie koryta rzeki i budowę wysokich wałów, ale wtedy to u nas woda będzie dwa razy szybciej. I będziemy jej mieli dwa razy więcej.
– To by oznaczało, iż Głucholazy staną się bardziej zagrożone niż teraz.
– A na to nie możemy sobie pozwolić! I strasznie opornie to idzie, upłynęło pół roku od powodzi, a dopiero kilka dni temu odbyło się spotkanie polsko-czeskie. Nie otrzymałem żadnych informacji, jakie tam były ustalenia. Nie włączono mnie do tych rozmów, chociaż znam teren po stronie czeskiej. Wiedziałbym, o czym byłaby ta rozmowa. Zabiegam, gdzie się da, a to są rozmowy na poziomie ministerialnym. Obawiam się najbardziej tego, iż Czesi mogą nie pójść w poldery zalewowe, a będą chcieli się wody pozbyć. Wtedy Głuchołazy będą podwójnie zagrożone.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania