Był na trzech olimpiadach

1 miesiąc temu

Niewielu mieszkańców naszego powiatu mogło na żywo oglądać olimpijskie zmagania. Andrzej Grzeszczak na igrzyskach był aż trzy razy: w Sydney, Atenach i Turynie. Opowiedział nam o jednych z najważniejszych wypraw w swoim życiu.

Andrzej Grzeszczak mieszka w Zagórowie, jest kierownikiem wydziału spraw społecznych w słupeckim starostwie. W przeszłości był wójtem gminy Rzgów, a ostatnio przez kilka tygodni pełniącym funkcję burmistrza Słupcy. Zanim wszedł do lokalnej polityki przez 17 lat (1993-2010) był dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 15 w Koninie i to wówczas rozpoczęła się jego „olimpijska” przygoda. We wrześniu 1999 r. szkole nadano imię Polskich Olimpijczyków. Duża w tym była zasługa Tadeusza Piguły z Konina, olimpijczyka z Moskwy, a później trenera olimpijskiej kadry w szermierce. – Bardzo zaangażował się w promowanie olimpijczyków w naszej szkole, zachęcając całą społeczność szkoły do wyboru takiego patrona. SP 15 w Koninie była pierwszą w Wielkopolsce, a piąta w Polsce szkołą imienia Polscy Olimpijczycy – wspomina Andrzej Grzeszczak.

Wiosną 2000 r. Wojciech Ziemniak, obecny senator, a wówczas dyrektor Szkoły Podstawowej w Racocie zaproponował mu wyjazd na olimpiadę do Sydney. Andrzej Grzeszczak wraz z dwoma uczniami SP 15 dołączył do grupy z Racotu, z którą wspólnie wyjechali na drugi koniec świata, by kibicować sportowcom. Pan Andrzej poleciał tam w potrójnej roli – jako kibic, opiekun uczniów, ale też korespondent Radia Konin. Wyprawa organizowana była przy wsparciu Polskiego Komitetu Olimpijskiego, dzięki czemu kibice lecieli wyczarterowanym samolotem razem z olimpijczykami. Lot trwał 24 godziny, z godzinnym postojem w Bangkoku. – Za mną siedziała Kamila Skolimowska, która poźniej w Sydney wywalczyła złoty medal w rzucie młotem. Lecieli z nami również byli olimpijczycy, m.in. zapaśnik Andrzej Supron – wspomina pan Andrzej. W Sydney wraz z całą grupą zamieszkał w polskiej parafii na obrzeżach Sydney. Wszyscy mogli liczyć na ogromne wsparcie Polonii. –Dla Polaków od lat zamieszkałych w Australii spotkanie z nami – Polakami z Polski było niezwykłym przeżyciem, dzięki czemu naprawdę zadbali o to, byśmy czuli się u nich jak najlepiej. Byliśmy na drugim końcu świata, a chwilami czuliśmy się jak w Polsce. W Australii byliśmy prawie 3 tygodnie nie tylko kibicując, ale także zwiedzając ten piękny kraj. Wybraliśmy się m.in. na wycieczki do Melbourne i Brisbane. W samym Sydney na każdym kroku było czuć atmosferę igrzysk. W całym mieście rozstawione były telebimy, na których transmitowano zmagania w różnych dyscyplinach. Wszędzie czuliśmy się bardzo bezpiecznie – wspomina nasz rozmówca.

Wiele wydarzeń miał okazję obejrzeć z trybun. Najbardziej w pamięci zapadł mu moment, kiedy był świadkiem zdobycia przez Roberta Korzeniowskiego złotego medalu w chodzie na 50 km. – Marzeniem każdego kibica jest zobaczyć na żywo, jak Polak zdobywa olimpijskie złoto. Mi się to udało – mówi pan Andrzej. Na stadion wszedł wówczas na wejściówkę VIP. – Przed wejściem na stadion spotkaliśmy posła Tadeusza Tomaszewskiego, który jako poseł był członkiem polskiej delegacji na igrzyskach. Wprowadził nas na trybuny na swoją wejściówkę VIP – wspomina nasz rozmówca. W Sydney na żywo obserwował zmagania także m.in. polskich koszykarek z Małgorzatą Dydek w składzie.

Kolejna po Sydney olimpiada – tym razem zimowa – odbyła się w 2002 r. w Salt Lake City w USA. Ze względu na zamachy na World Trade Center, które odbyły się kilka miesięcy przed olimpiadą grupa z Racotu nie zdecydowała się na organizację wyjazdu na igrzyska. – Tylko jeden kolega z naszej grupy pojechał. Nie żałował, bo amerykańska Polonia ugościła go bardzo serdecznie – wspomina pan Andrzej.

Dwa lata poźniej, w 2004 r. odbyła się letnia olimpiada w Atenach. Tam Andrzej Grzeszczak już pojechał. Tym razem nie w towarzystwie uczniów, a jednego z rodziców z SP 15 – Wojciecha Ruminkiewicza. Jako ciekawostkę dodam, iż pan Wojciech na igrzyskach w Paryżu też był obecny, w wielu relacjach telewizyjnych można było go zobaczyć, trzymającego flagę Polski z napisem Konin. To już jego szósta olimpiada – mówi Andrzej Grzeszczak.

Do Aten pojechali autokarem. Oprócz zmagań sportowych, wyprawa miała duży wymiar turystyczny i historyczny. – Miałem okazję podziwiać rywalizację kulomiotów na starożytnym stadionie w Olimpii, a także zmagania sportowców na stadionie, na którym rozegrano pierwsze igrzyska. Pod względem historycznym olimpiada w Atenach była jedyna w swoim rodzaju. Miałem też możliwość zwiedzić wiele innych ciekawych miejsc, i to docierając tam różnymi środkami lokomocji. Przykładowo, na Akropol wjechałem rowerem – wspomina pan Andrzej.

Jeśli chodzi o sportowe wydarzenia, kibicował m.in. Otylii Jędrzejczak, która w Atenach zdobyła jeden złoty i dwa srebrne medale olimpijskie. – Niestety nie miałem okazji uczestniczyć w jej finałowych startach, podczas których zdobywała medale, ale kibicowałem podczas eliminacji. Miałem choćby okazję chwilę z nią porozmawiać – mówi.

W 2006 r. pan Andrzej wybrał się, tym razem w towarzystwie syna – absolwenta SP 15 w Koninie – na swoje trzecie igrzyska – zimowe w Turynie. Zamieszkali w polskim ośrodku salezjańskim, z którego dojeżdżali na areny różnych dyscyplin. Najdalej, ok. 80 km, mieli na skocznię narciarską. Nie dane im jednak było przeżywać sukcesu Polaków. Adam Małysz, który w tym czasie był jednym z czołowych zawodników, zakończył zmagania na dalszych pozycjach. Na żywo oglądali też inne konkurencje: jazdę figurową na lodzie, łyżwiarstwo szybkie i hokej.

Igrzyska w Turynie były jak dotąd ostatnimi, w których Andrzej Grzeszczak uczestniczył jako kibic. Nie wyklucza jednak, iż jeszcze poczuje olimpijską atmosferę. Na pewno nie za dwa lata, ale może za cztery. – Za dwa lata zimowe igrzyska odbędą się we Włoszech. Byłem już na olimpiadzie w tym kraju, dlatego ponowne odwiedzenie Italii nie robiłoby już takie wrażenia. Letnie igrzyska za 4 lata odbędą się w Los Angeles i wyjazd tam byłby dla mnie bardzo interesujący, bo w USA jeszcze nie byłem. Kto wie, może będąc już na emeryturze zdecyduję się pojechać do Miasta Aniołów. Zobaczymy – kończy Andrzej Grzeszczak. Życzymy, by plany udało się zrealizować.

Idź do oryginalnego materiału