Czytelnicy alarmowali o ataku nożownika na jarmarku na Pl. Wolności. Policja dementuje i podaje prawdziwą wersję wydarzeń

1 dzień temu

Natychmiast poprosiliśmy policję o komentarz. Początkowo funkcjonariusze nie wydali komunikatu, ale po kilku minutach rzecznik poznańskiej policji, podkomisarz Łukasz Paterski, przedstawił szczegółowe wyjaśnienia.

I – jak się okazuje – nożownika nie było, a całe zdarzenie wyglądało zupełnie inaczej, niż początkowo opisywali świadkowie.

CO SIĘ STAŁO NAPRAWDĘ?

Policja otrzymała zgłoszenie o mężczyźnie, który miał chodzić po jarmarku i bez powodu pryskać gazem pieprzowym. Jednak – jak podkreślił rzecznik po zapoznaniu się z pełnym raportem dyżurnego – to nie była przypadkowa napaść na przechodniów.

„Z materiałów, które policjanci dopiero co uzupełnili, wynika, iż nie było mężczyzny chodzącego po placu i psikającego ludzi gazem. Doszło do kłótni między dwoma lub trzema osobami. W trakcie tej sprzeczki jedna z nich użyła gazu pieprzowego – prawdopodobnie w jakiejś formie samoobrony” – wyjaśnia podkomisarz Paterski.

Na miejscu gwałtownie pojawił się patrol. Funkcjonariusze ustalili, iż osoba spryskana gazem nie chce składać formalnego zawiadomienia, dlatego sprawca został jedynie wylegitymowany, a policjanci sporządzili niezbędną dokumentację.

Rzecznik zaznacza:
„Jeżeli osoba poszkodowana w przyszłości zdecyduje się zgłosić sprawę, policjanci wszczęliby postępowanie. Na tę chwilę nikt nie został ranny i nie ma mowy o żadnym ataku nożownika.”

DLACZEGO MOGŁO DOJŚĆ DO PANIKI?

Silny zapach gazu pieprzowego w zatłoczonym miejscu, krzyki i zamieszanie mogły sprawić, iż część osób uznała sytuację za groźniejszą, niż była w rzeczywistości. Stąd nagły popłoch i ucieczka w różnych kierunkach.


Policja zapewnia, iż teren jarmarku jest regularnie patrolowany, a funkcjonariusze zareagowali w ciągu kilku minut.

Do tematu będziemy wracać, jeżeli pojawią się nowe zgłoszenia lub decyzje osób uczestniczących w zdarzeniu.

Idź do oryginalnego materiału