Europosłowie mają wolność podejmowania decyzji, jak ciężko pracują, ale nie są wolni, jeżeli chodzi o malwersację środków publicznych. Nie mogą defraudować funduszy przeznaczonych na działalność parlamentarną, mówi w rozmowie z EURACTIV.pl europoseł niemieckich Zielonych Daniel Freund.
Karolina Zbytniewska, EURACTIV.pl: Jak skomentowałby Pan wyrok sądu w sprawie defraudacji unijnych funduszy przez Marine Le Pen i jej zespół? Sprzeniewierzono 4,6 miliona euro.
Daniel Freund: Dobrze, iż zapadł wyrok i wymierzono karę adekwatną do popełnionego przestępstw, choć zajęło to trochę czasu. Oszustwo miało miejsce ponad 10 lat temu, więc dojście do tego punktu przez francuski wymiar sprawiedliwości trwało dość długo, ale dobrze widzieć, iż ostatecznie sprawiedliwości stało się zadość.
Mogą pojawić się zarzuty, iż decyzja sądu jest upolityczniona, zwłaszcza iż dotyczy potencjalnej kandydatki na urząd prezydenta. Co Pan o tym sądzi?
Niektórzy mogą twierdzić, iż Marine Le Pen przysługują większe prawa, ponieważ jest politykiem i zamierza kandydować na prezydenta. Prawo obowiązuje jednak wszystkich tak samo. Dotyczy każdego, niezależnie od jego ambicji politycznych. Właśnie to moim zdaniem pokazuje ten wyrok.
A co myśli Pan o tym, iż Europejska Partia Ludowa nie chce dyskutować na ten temat ani komentować wyroku? To przecież partia polityczna.
Debata w tej sprawie, którą zaproponowałem, nie dotyczyła samego wyroku sądowego, ale raczej wniosków, jakie możemy wyciągnąć z tak poważnego przypadku defraudacji.
Czy da się zagwarantować, iż w Parlamencie Europejskim żadna partia ani polityk nie będą traktować go jako „bankomatu” do finansowania projektów, które nie mają nic wspólnego z polityką europejską? Jak poprawić system przeciwdziałania oszustwom w Parlamencie Europejskim i szerzej – w całej Unii Europejskiej?
Według mnie to istotny temat do debaty, ale moi koledzy zdecydowali inaczej. przez cały czas jednak uważam, iż powinniśmy o tym rozmawiać.
Rozmawiam z wieloma europosłami i niektórzy otwarcie przyznają, iż ich priorytetem jest polityka krajowa, a nie praca w Parlamencie Europejskim. Nie jest tajemnicą, iż dla niektórych mandat europosła to praca na pół etatu lub choćby mniej – jeżeli ktoś chce, może pracować dużo, ale wielu wybiera inaczej. To nie defraudacja, ale z pewnością nie jest to krok w dobrym kierunku, jeżeli chodzi o adekwatne wykorzystanie funduszy UE.
Dla mnie funkcja europosła to zdecydowanie więcej niż pełnoetatowa praca. To przywilej, iż wyborcy powierzyli mi na określony czas mandat, abym reprezentował ich interesy, ich oczekiwania i walczył o lepszą, bardziej ekologiczną Europę.
Jeśli inni posłowie postrzegają to inaczej – cóż, jako parlamentarzyści mamy swobodę działania. Możemy ustalać własne priorytety. To jednak wyborcy decydują, czy chcą ponownie wybrać tych, którzy nie pojawiają się w Parlamencie Europejskim i nie realizują obietnic wyborczych. Sprawa jest dość przejrzysta – można łatwo sprawdzić, którzy europosłowie faktycznie wykonują swoją pracę, a którzy nie.
Problem pojawia się, gdy europosłowie zaczynają nadużywać zasobów Parlamentu. Są wolni w podejmowaniu decyzji, ale nie są wolni, jeżeli chodzi o malwersację środków publicznych. Nie mogą defraudować funduszy przeznaczonych na działalność parlamentarną, a nie partyjną czy prywatną. Dotyczy to zarówno wynagrodzeń pracowników, jak i diet poselskich. Sąd w Paryżu bardzo wyraźnie to podkreślił.
Rozmawiałam z europosłami Europejskiej Partii Ludowej i byłam zaskoczona, iż mówili o unijnej polityce klimatycznej, w tym systemie ETS 2, jako o największym zagrożeniu dla integracji europejskiej. Jakie jest Pańskie zdanie na ten temat? Jak ocenia Pan podejście Komisji Europejskiej do inicjatyw dekarbonizacyjnych i konkurencyjności gospodarki?
Nie jest tajemnicą, iż zmiany klimatyczne stanowią jedno z największych zagrożeń dla Europy. W ostatnich miesiącach doświadczyliśmy powodzi, pożarów lasów, susz. Klimat staje się coraz bardziej ekstremalny, i to nie tylko w odległych zakątkach świata, ale także tutaj, w Europie. Koszty tych zjawisk rosną lawinowo.
Jednocześnie widać, iż Europa traci przewagę w kluczowych technologiach przyszłości. Przez dekady europejscy producenci samochodów dominowali na największym rynku świata – w Chinach. Teraz tracimy pozycję, ponieważ konsumenci przestawiają się na pojazdy elektryczne, a my zostaliśmy w tyle.
To samo dotyczy odnawialnych źródeł energii, pomp ciepła, akumulatorów. jeżeli chcemy pozostać konkurencyjni, musimy inwestować w technologie przyszłości – zwłaszcza te niskoemisyjne. Dlatego twierdzenie, iż Zielony Ład jest zagrożeniem dla naszej konkurencyjności, jest błędne. To właśnie brak inwestycji w zielone technologie sprawia, iż Europa zostaje w tyle.
Oczywiście powinniśmy debatować nad tym, jak najlepiej osiągnąć neutralność klimatyczną. Ale ogólną zasadą, która cieszy się szeroką akceptacją, jest nałożenie opłat za emisję CO₂. Najlepszym rozwiązaniem byłoby, aby dochody z systemu handlu emisjami wracały do obywateli. Ci o mniejszym śladzie węglowym mogliby choćby otrzymywać więcej, niż płacą w podatkach węglowych. A najwięksi emitenci – jak właściciele prywatnych odrzutowców – płaciliby więcej.
Oczywiście nie wszyscy politycy kierują się rozsądnymi argumentami – niektórzy bazują na emocjach, czasem choćby na dezinformacji. Ale to nie powód, by przestać podchodzić do sprawy w sposób racjonalny.
Jeśli chodzi o konkurencyjność i Czysty Ład Przemysłowy, są tam elementy, które nam się nie podobają. Nie chcemy ograniczać ambicji klimatycznych UE, ale tam, gdzie można uprościć biurokrację, jesteśmy otwarci na zmiany. Pracujemy nad porozumieniem, które będzie korzystne dla Europy.