Dyrektor MPP o KFPP: Gwiazdy planując występ w Opolu nie mogą wróżyć z fusów

8 miesięcy temu

Anna Konopka: 61. Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki za niecałe dwa miesiące. Umowa pomiędzy miastem a TVP określająca szczegóły flagowej dla Opola imprezy ma być podpisana „na dniach”, czyli jak zwykle na chwilę przed. Czego należy się spodziewać?

Dr Jarosław Wasik: – Myślę, iż tegoroczny festiwal będzie „przejściowy”. Telewizji Polskiej, czyli organizatorowi imprezy daję kredyt zaufania. Jako obserwator festiwalu w Opolu zrozumiem w tym roku niedociągnięcia. To nie jest tak, iż 61. festiwal realizuje zupełnie nowa ekipa, bowiem w telewizji przetrwało wiele świetnych osób – operatorów, realizatorów, kierowników produkcji, zmieniła się jednak kadra zarządzająca. A zatem skład zespołu organizacyjnego został skompletowany stosunkowo niedawno.

Data festiwalu jest też wcześniejsza ze względu na wybory do Parlamentu Europejskiego i Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Na dodatek sytuacja TVP jest skomplikowana – jest to przecież instytucja w likwidacji. Czekam na tegoroczny festiwal, ale sądzę, iż niestety przez zmianę władzy będzie robiony na wariackich papierach. Wysokie oczekiwania będę miał w przyszłym roku.

KFPP w Opolu – fot. UM Opola

Wtedy nie będzie już argumentów typu – „Nie mieliśmy czasu”.

– Prawdopodobnie sytuacja budżetowa telewizji w przyszłym roku się ustabilizuje i wówczas możemy mieć naprawdę bardzo wysokie oczekiwania. Myślę jednak, iż publiczność, która historią i organizacją festiwalu się nie interesuje, a raczej traktuje to wydarzenie jak trzy dni dobrej rozrywki, wysokie oczekiwania będzie mieć już w tym roku. Branża muzyczna zresztą także.

W tamtym tygodniu na konferencji prasowej o pierwszych szczegółach KFPP mówił pan, iż na organizację festiwalu należy spojrzeć pod kątem kilku aspektów. Jakich?

– Choćby takich, iż z managementami zespołów rozmawia się dziś niełatwo. Trzeba pamiętać, iż o ile artyści (zwłaszcza tych starszych pokoleń) mają sentyment do „Opola”, to współcześni managerowie mają podejście biznesowe. Obawiam się, iż w rozmowach z organizatorem mogą w tym roku działać trochę na zasadzie emocjonalnego „szantażu” – „Mamy świadomość, iż musicie zrobić nowe otwarcie, my zatem proponujemy nowe stawki”.

Prezydent Opola zdradził, iż w tym roku powrócą gwiazdy, które przez lata w Opolu nie występowały. To się okaże. A co z artystami młodej generacji – Podsiadło, Zawiałow i całą gamą innych. Czy jest szansa, iż oni na KFPP przyjadą?

– Mówię to z bólem serca, ale młode pokolenie artystów nie potrzebuje dziś ani telewizji, ani festiwalu w Opolu. Nie jestem pewien, czy w amfiteatrze zjawi się czołówka młodych i zdolnych, których hity zapełniają listy przebojów. Mam na myśli zwłaszcza tych wykonawców, którzy do niedawna traktowani byli jako alternatywa, a dziś są adekwatnie pierwszą ligą. Przede wszystkim, żeby takich wykonawców mieć w programie festiwalu, trzeba się o nich wcześniej postarać. A to nie jest możliwe na trzy miesiące przed ogłoszeniem daty imprezy, jak dotąd bywało.

I właśnie tym grzechem festiwalu jak zawsze jest jego data. Zwykle poznajemy ją w styczniu lub później. Podobno TVP poważnie myśli o ustaleniu daty 62. KFPP znacznie wcześniej. To byłaby wspaniała wiadomość.

– Późne informowanie o terminie festiwalu jest grzechem pierworodnym od wielu lat. KFPP adekwatnie zawsze jest ogłaszany na ostatnią chwilę. To bardzo nieprofesjonalne. jeżeli artyści, a adekwatnie ich managementy, nie wiedzą, kiedy odbędzie się festiwal, po ogłoszeniu daty zwykle mają już zajęte terminy, bowiem w Polsce czerwiec, to najgorętszy sezon dla branży z uwagi na królujące w naszym kraju dni miast, na które samorządy wciąż wydają wysokie budżety. W branży muzyki klasycznej reżyserzy mają zajęte terminy na kilka lat wprzód. To jest wiedza powszechna. Jak zatem gwiazdy mają planować występ w Opolu? Wróżyć z fusów?

Wynika z tego, iż nawet, gdyby ktoś chciał przyjechać do Opola, nie dostaje szansy zabukowania tej daty, bo ona wiecznie jest niewiadomą…

– Chyba każdy, kto interesuje się muzyką i uczestniczy w koncertach gwiazd wie, iż bilety kupuje się dziś choćby rok wcześniej. Z kolei artyści podpisując umowy mają zawarte w nich kary finansowe za ich zerwanie. Występy na kolejny sezon letni bukuje się już na pewno od jesieni. jeżeli chodzi natomiast o nasz festiwal, od wielu lat mam wrażenie, iż w telewizji dopiero, gdy kończy się organizacja Sylwestra, ekipa zabiera się za „Opole”.

Moim zdaniem tak dużego festiwalu nie powinno się robić na kilka miesięcy przed, a na rok przed. Dlatego na nutę odświeżenia liczę za rok. Trzeba powołać dobry zespół, przejrzeć archiwalia, stworzyć szkice scenariuszy. I przede wszystkim wstępnie zarezerwować terminy u wykonawców. Dzień po zakończeniu 61. KFPP, powinna być znana data imprezy w 2025 roku. To podstawa sukcesu i bardzo liczę na taki obrót spraw.

Wyraził pan duże nadzieje w związku z organizacją przyszłorocznego, 62. KFPP. Na co dokładnie pan liczy?

– Nie jestem do końca przekonany do powrotu idei SuperJedynek – tegoroczna odsłona zweryfikuje ten pomysł. Powiedziałbym nawet, iż jestem raczej nastawiony krytycznie, bowiem uważam, iż ta formuła wypaliła się wiele lat temu. Co więcej, telewizja nigdy sobie z nią szczególnie nie radziła. I tu znowu wracamy do punktu wyjścia – terminu festiwalu. W związku z tym, iż data ogłaszana była zbyt późno, bardzo często realni kandydaci do nominacji byli nieosiągalni, bo mieli zaplanowane występy gdzie indziej. Trudno się robi plebiscyt, gdy topowi artyści nie są dostępni.

Czy dziś patrząc już z pewnej perspektywy – po pierwszych zmianach w TVP – przyzna pan, iż ostatnie lata nie były dobre dla Opola?

Z pewnością ostatnie osiem było trudne. Największym grzechem ostatnich festiwalowych odsłon było nieoficjalne cenzurowanie gwiazd. To było oczywiste, iż bardzo duża grupa artystów była wykluczona z udziału w imprezie – choć było to wykluczenie niejawne. Jak robić dobry festiwal, a adekwatnie osiem festiwali bez całej gamy muzyków? Zwyczajnie nie da się. Z roku na rok brakowało także gwiazd w postaci prezenterów. A przecież od dekad byliśmy przyzwyczajeni, iż festiwal prowadzili najlepsi. Dlatego porażka była podwójna.

Mimo to, dla wszystkich było oczywiste, iż artyści masowo bojkotowali festiwal – w jednych latach mniej lub bardziej. Dla wielu występowanie w Opolu to był obciach, a odmowa formą manifestu – niezgody na wejście polityki do kultury czy ograniczania wolności słowa.

– Wiadome było, iż zarządzana przez konkretne osoby telewizja nie chciała współpracować z niektórymi twórcami, bo decydentom nie podobały się poglądy gwiazd lub ich pozaartystyczna działalność, np. walka o prawa kobiet czy obrona konstytucji. Nie było rzecz jasna żadnej oficjalnej i spisanej czarnej listy, ale funkcjonowało coś, co nazwałbym „wirtualną listy odrzuconych”.

Dziś traktuję ten czas w kategorii złego snu. To było wręcz żenujące, iż oczywistym stał się brak Kayah na festiwalu (nawiasem mówiąc zdobywczyni najwyższej liczby SuperJedynek) czy Piaska, który prawdopodobnie tylko z powodu coming out’u, nie był zapraszany na KFPP. Choć jest ikoną opolskiej imprezy (największe sukcesy odniósł w 2009 r., gdy na 5 przyznanych wówczas SuperJedynek, otrzymał nagrody w aż trzech kategoriach: Artysta Roku, Super Występ i Przebój Roku za piosenkę „Chodź, przytul, przebacz” (S. Krajewski/A. Piaseczny).

Z drugiej strony bardzo duża grupa artystów nie chciała po prostu współpracować z telewizją, bo nie godziła się na płynącą z programów informacyjnych propagandę. pozostało jeden aspekt – wielu popularnych artystów po prostu doskonale radzi sobie w branży bez telewizji. Bez każdej telewizji.

Mówimy o gwiazdach z karierą czy o młodych zdolnych, którzy dopiero co zaistnieli?

– I o tych, i o tych. Ci rozpoznawalni kształtowanie ścieżki mają już za sobą. Dlatego Opole to dla nich głównie sentyment. Weźmy pod lupę natomiast gwiazdy ostatniej dekady. Na przykład Ralph Kaminski na opolskim festiwalu się nie pojawia, ale na Przegląd Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu przyjeżdża systematycznie. Dodam, iż artysta jest zdobywcą Grand Prix wrocławskiego festiwalu z 2019 r. i od tego czasu prawie każdego roku występuje na Przeglądzie, choć to wydarzenie – przy całym szacunku – ma jednak mniejsze rażenie promocyjne niż KFPP. Przypadek? Nie sądzę.

KFPP w Opolu – fot. UM Opola

Z czego to więc wynika?

– Moim zdaniem, jeżeli Kaminski przyjeżdża do Wrocławia, tym bardziej przyjechałby na opolski festiwal. Uważam, iż dotychczas nie chciał współpracować z TVP i wzajemnie. Artysta ten wzbudza różne kontrowersje, choć raczej u starszego pokolenia, bo młodzi odbiorcy w większości go uwielbiają.

A z założenia przecież taka powinna być rola artystów…

– I dlatego unikanie tej rangi artystów jest dla KFPP bardzo złe. Historycznie ta impreza karmiła się artystami kontrowersyjnymi! Przykładem niech będą Czesław Niemen czy Kora – dziś ikony „Opola”. Podobnie Iza Trojanowska czy całe środowisko rockowe w lat 80. ubiegłego wieku. Patrząc na najstarsze karty festiwalu, przychodzi mi na myśl Karin Stanek, która wzbudzała w przeszłości totalne kontrowersje. Dziś jest wielką postacią tej imprezy.

Co było jeszcze bolączką ostatnich festiwali?

– Z pewnością coraz mniej zgłoszeń znanych wykonawców do konkursu Premier. Wielu uznanych artystów nie chciało współpracować z TVP. Stąd na festiwalu wielokrotnie występowali powtarzalni muzycy. Wniosek jest taki sam: nie było gwiazd, które można by zaprosić na festiwal lub takich, które zaproszenie chciały przyjąć.

Myśli pan, iż to się zmieni i wielcy nieobecni wrócą do Opola? W branży powstały liczne podziały na temat tego, czy w Opolu śpiewać wypada czy nie. W przestrzeni publicznej padały wzajemne wyliczanki typu „kto się sprzedał” i wystąpił na upartyjnionej imprezie, a kto „zachował twarz”.

Bardzo wierzę w to, iż nie będzie rewanżyzmu. To byłoby bardzo złe dla branży muzycznej. jeżeli na przykład w ciągu ostatnich ośmiu lat na KFPP pojawiała się Katarzyna Cerekwicka, to w tej chwili nie powinno się artystce zamykać drzwi. I podobnie powinno być w przypadku innych występujących w ostatnich latach. Wielu z nich to niezwykle zdolni artyści, prawdziwa historia Opola. jeżeli stworzą coś nowego, powinni mieć szansę na festiwalowy występ.

Szerokim echem odbiła się zeszłoroczna wypowiedź Kuby Badacha, który powiedział, iż on i wielu innych wykonawców przyjeżdżają na festiwal tylko i wyłącznie dlatego, iż jest to święto polskiej piosenki i tradycja, którą należy pielęgnować Wiem, iż Kuba naraził się tą wypowiedzią adekwatnie wszystkim opcjom. Choć moim zdaniem, mówił to z głębi serca.

Polityczne i organizacyjne podziały sprawiły, iż KFPP oberwał rykoszetem. Ucierpieli artyści, ich fani, ceniona marka miasta, nad którą jakby tego wszystkiego było już mało od lat ciążyło pewne fatum. Kryzys nasiliły głosy, iż KFPP przynosi więcej wstydu niż promocji, idea się skończyła i trzeba by się w końcu z tym pogodzić. Inni chcą ciągnąć tradycję i pielęgnować ją mimo wszystko. Ile festiwal w Opolu jeszcze wytrzyma?

– Uważam, iż mimo zawirowań bardzo dobrze, iż miasto się nie poddało i kontynuowało tradycję. Pamiętam jedną cenną wypowiedź Agaty Passent. Powiedziała, iż gdyby jej mama, czyli Agnieszka Osiecka, patrzyła na to, kto rządzi w Polsce, to nigdy nie powstałaby żadna jej piosenka. Osiecka pisała teksty przecież w czasach najgorszej komuny, za Gomułki. A potem w kryzysowych latach 80., zatem jej wielkie przeboje powstały przed zmianą ustrojową w Polsce.

Mimo to, trzeba przyznać, iż parę koncertów było bardzo dobrych. Co na KFPP w ostatnich latach się udało?

Doceniam szczególnie koncert „Czas ołowiu” wyreżyserowany przez młodego i zdolnego człowieka – Michała Bandurskiego. Uważam, iż to był jeden z najlepszych koncertów ostatniej dekady – pomijając wpadkę z „uśmierceniem” jednej artystki pokazanej na fotografii. Reżyser ten zrobił także inny, moim zdaniem bardzo dobry koncert – „Folkowe Opole” na 59. KFPP. To było wydarzenie z udziałem czołówki reprezentantów gatunku, poprowadzone w bardzo dobrym tempie. Pamiętam, iż publiczność w amfiteatrze szalała, a i oglądalność była bardzo dobra. Uważam też, iż w ostatnich latach bardzo dobrze prowadzona była orkiestra przez Grzegorza Urbana. Poziom muzyczny był zachowany.

Wciąż jednak wielu uważa, iż telewizja publiczna, obojętnie jaka opcja polityczna jej sprzyja, to jest opcja dla Opola wyczerpana. Dość przypomnieć kryzys sprzed kilku lat, gdy Jacek Kurski chciał przenosić festiwal do Kielc, a prezydent Opola zamknął amfiteatr przed ekipą telewizji. Między innymi z tych powodów – ale i ciągłego braku świeżości – dla niektórych czara goryczy przelała się dawno. Naprawdę zalet bycia z TVP jest więcej?

– Pamiętam satyryczny rysunek Andrzeja Czyczyły, na którym był napis: Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu w Kielcach. Ale serio, od wielu lat uważam, iż pomimo wspomnianych zawirowań KFPP musi być przy telewizji publicznej. Z różnych powodów. Opole stale ugruntowuje swój brand w kraju. Zgadzam się w stu procentach z moją guru od ekonomii kultury panią prof. Dorotą Ilczuk, która powiedziała mi kiedyś: „Wasze miasto ma najpiękniejszy, najbardziej naturalny brand na świecie. Wystarczy go tylko pielęgnować”.

Z jakich jeszcze powodów jesteśmy „skazani” na TVP, tych pozytywnych, których mimo wpadek nie można negować?

– Na antenie telewizji nazwa „Opole” funkcjonuje przez prawie miesiąc. Miasto i region już kilkukrotnie próbowało zmieniać swoje hasło reklamowe, ale nic nie było tak chwytliwe, jak „stolica polskiej piosenki” czyli słowa Jerzego Waldorffa wypowiedziane podczas pierwszego festiwalu. przez cały czas przecież, gdy pojedziemy na wakacje, poznamy jakiś ludzi i powiemy skąd jesteśmy, każdy z nich powie: „A, Opole – oglądamy festiwal. Albo – co tam się dzieje z tym waszym festiwalem?”.

Wniosek jest jeden – marka miasta działa. Nie zapominajmy także o misji, którą publiczny nadawca ma wpisaną w swoje zadania. I oczywiście pamiętajmy o archiwaliach czyli skarbach ukrytych na Woronicza. Żadna prywatna telewizja nie byłaby w stanie zrobić dobrego koncertu wspomnieniowego. Bo nie dostałaby praw do archiwaliów. One wszystkie są w TVP.

Kolejna zgoda. Ale przecież, ile można przypominać, to co już było? To kolejny zarzut, kierowany pod adresem „telewizyjnej” wizji naszej imprezy. Czy naprawdę nie można jakoś inaczej?

– KFPP nie może być skomercjalizowany, bo to zabije ducha imprezy. Telewizje komercyjne są od zarabiania pieniędzy. Dla nich liczy się tylko oglądalność, choć dla TVP niestety także. Moim zdaniem czas tak gwałtownie płynie, iż stałe przypominanie polskich evergreenów jest jak dobra powtórka z historii. Nic w tym złego, zwłaszcza, iż nasza piosenka jest wyjątkowa, a festiwal to adekwatnie połowa historii polskiej muzyki rozrywkowej.

Czy ktoś z młodych dziś jeszcze potrzebuje KFPP do kreowania kariery w ogóle? Początki festiwalu piosenki w Opolu temu miały służyć – wyłanianiu gwiazd, trendów i gustów. Jak ktoś śpiewał w Opolu, wszystkie drogi stały otworem… A dziś?

– To była zupełnie inna rzeczywistość – bez Internetu. W czasie, gdy powstawał KFPP, był tylko jeden kanał telewizyjny i dwa kanały radiowe w tym raczkująca „Trójka”. Na dodatek w telewizji Debiuty cieszyły się wielką popularnością, bo nie było czegoś takiego jak talent show. Sytuacja bardzo się zmieniła, nastąpiła galopująca polaryzacja rynku medialnego, a od wielu już lat prawie każda stacja telewizyjna ma swój talent show.

KFPP w Opolu – fot. UM Opola

Mimo wspaniałej historii KFPP, jest już tylko po to by odwzorować panujące trendy?

– Nie ma co liczyć, iż festiwal w Opolu będzie przede wszystkim promować nowe gwiazdy. Natomiast możemy liczyć, iż będzie promować polską piosenkę. Uważam, iż wspaniale, iż jest KFPP i pojawiają się koncerty wspominkowe. Dzięki nim młode pokolenie może się dowiedzieć o istnieniu wielu pięknych utworów, a także poznać ich twórców.

Festiwal musi być miejscem kultywowania najlepszej polskiej piosenki. Bardzo mnie cieszy, iż w tym roku – po dziesięciu latach od śmierci artysty – zostanie doceniony Janusz Kondratowicz, który napisał niezliczoną liczbę przebojów dla wielu uznanych solistów i zespołów. To wartość niezwykle edukacyjna. Być może Polacy zaczną bardziej kojarzyć nazwisko Kondratowicza, bo przecież jest autorem takich piosenek, jak choćby: „Biały krzyż”, „10 w skali Beauforta”, „Kwiaty we włosach”, „Zaopiekuj się mną” czy „Tyle słońca w całym mieście”.

Czy historia KFPP jest dziś jego największym ciężarem, czymś czego zupełnie nie da się już przeskoczyć?

Historia nie jest brzemieniem festiwalu. Pewne jest to, iż obojętnie jak będzie zorganizowany i tak będzie krytykowany. Tak było od pierwszej odsłony. Na przykład po dziesiątej edycji nie zostawiono na imprezie suchej nitki: za brak przebojów, za źle dobranych wykonawców, za słabe koncerty… Nie chce się wierzyć, iż festiwal z 1977 roku – moim zdaniem jeden z najlepszych, jaki się odbył – też był krytykowany. Przypomnę, iż to wtedy zorganizowano koncert „Nastroje, nas troje”, wówczas Jerzy Stuhr zaprezentował „Śpiewać każdy może”… Był to XV KFPP, na którym główną nagrodę otrzymał Marek Grechuta i choć impreza przeszła do historii, proszę mi uwierzyć, także była krytykowana.

Czego pan życzy naszej imprezie?

– Niezmiennie jestem fanem tej imprezy. Chciałbym, aby na KFPP prezentowano, jak niegdyś, różne gatunki muzyczne. Dziś jest ulokowany mocno w muzyce środka, choć wcale tak być nie musi. Gdy na festiwalu pojawiała się piosenka poetycka czy rock, publiczność była zadowolona. Jestem również zwolennikiem tzw. za „czwartego dnia”, ale w nowej formule. Warto byłoby ponegocjować z artystami alternatywy, by przyjechali do nas na kolejny dzień. To był naprawdę bardzo wyczekiwany koncert przez wielu mieszkańców. Podobała mi się również koncepcja, iż transmisja odbywała się w TVP Kultura. choćby przez ostatnie osiem lat, ten kanał był najmniej krytykowany.

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.

Idź do oryginalnego materiału