Nie chce, by szpital przy ul. Lutyckiej był kojarzony tylko z SOR-em. Marzy aby wykorzystać jego wielospecjalistyczny potencjał i leczyć chorych wymagających współpracy specjalistów wielu dziedzin. Również w zakresie szeroko rozumianej nowoczesnej chirurgii, nie tylko onkologicznej. Jego zdaniem pacjenci z terenu Wielkopolski zbyt długo oczekują na terapię w określonych dziedzinach. Z prof. Dawidem Murawą, nowym dyrektorem Szpitala Wojewódzkiego w Poznaniu rozmawiam o tym, co chce tu zmienić.
Marek Jerzak: Szpital to nie restauracja, ale jednak zapytam. Dlaczego Szpital Wojewódzki ma w Googlu opinię na poziomie 2,8, a szpital Raszei już np. 3,5. O prywatnych placówkach choćby nie wspomnę.
Prof. Dawid Murawa: Prowadzenie małych jednostek jak szpital im. Raszei to zdecydowanie prostszy temat. Znacznie mniejsza liczba pacjentów, personel, który wzajemnie bardzo dobrze się zna. To wszystko sprawia, iż relacje międzyludzkie są nieco bardziej rodzinne. To wszystko przekłada się na kwestię kontaktu też z pacjentem.
M.J.: A ile tu pracuje osób?
D.M.: Ok. 2 tys. osób, do tego mamy 700 łóżek dla pacjentów. Część z nich znajduje się w tzw. jednostkach pozaszpitalnych, jak Kowanówko czy Kiekrz. Dla porównania stojący za płotem szpital MSW to tylko 140 łóżek. W Szpitalu Wojewódzkim działamy więc w zupełnie innej skali. Nie to jednak robi główną różnicę.
M.J.: A co?
D.M.: To Szpitalny Oddział Ratunkowy. Zawsze indukuje większe problemy i sprawia, iż pacjenci mają bardziej negatywne spojrzenie na każdy szpital z pełnoprofilowym SOR-em. Mamy więc tu stany nagłe. Takie sytuacje u pacjenta jakby psychologicznie wywołują różne problemy. Mamy też np. dyżury nocne, kiedy liczba personelu jest znacznie mniejsza. To również powoduje różne mniej pozytywne sytuacje. Teraz zestawmy taki szpital z działającym prawie całkowicie planowo, jak np. Raszeja. Tam nie ma tak naprawdę prawdziwego ostrego dyżuru.

fot. wPoznaniu.pl
M.J.: Jest pan dyrektorem szpitala Wojewódzkiego od kilku tygodni. Co jest największym wyzwaniem?
D.M.: W Polsce od 30 lat nie dopracowaliśmy się rzetelnej reformy ochrony zdrowia. To, co jest, to są półśrodki. Od tylu właśnie lat słyszymy, iż nie ma pieniędzy.
M.J.: Ale od jakiegoś czasu słyszymy od polityków, iż Polska przestała już być krajem na dorobku i iż stać nas na wiele. O co tu chodzi?
D.M.: Chodzi o to, iż rzeczywiście w system ochrony zdrowia można wpompować każde pieniądze. Mam wrażenie, iż są dziedziny, które od lat są takimi „świętymi krowami”. Ktoś kiedyś coś załatwił i to funkcjonuje nie najgorzej. Później mamy sytuację, jak ta, w której minister Izabela Leszczyna ze zdziwieniem wyjaśnia jak to możliwe, iż jakiś lekarz wystawił fakturę za miesiąc pracy w wysokości 300 tys. zł. Z drugiej strony mamy dziedziny, które są całkowicie nieopłacalne. Procedury są bardzo słabo wyceniane. I skąd takie dysproporcje? Stąd, iż system ochrony zdrowia nie powinien polegać na lobbingu. Wszystko powinno być logicznie przemyślane.
M.J.: Co pan ma konkretnie na myśli?
D.M.: Dla mnie przykładem tego jest właśnie szpital, w którym dzisiaj jesteśmy. Jest bardzo duży i z olbrzymim potencjałem. Znajduje się w środku akademickiego miasta, ale nie wykorzystuje tego. Od lat patrzy się na niego tylko jako na szpital ostrodyżurowy, czyli SOR. Pacjent nagły i koniec kropka. Nasz personel mógłby robić znacznie więcej, ale na to nie ma przyzwolenia, a więc nie ma pieniędzy z NFZ.
M.J.: To jak pan widzi przyszłość Szpitala Wojewódzkiego? Co miałoby się tu zmienić, by się rozwijał i lepiej służył pacjentom?
D.M.: Po pierwsze, dodatkowe dziedziny. Mówię teraz o pacjentach planowych. Nie dość, iż będziemy mogli leczyć więcej osób, to nowe procedury będą zwiększać przypływ lekarzy. Nie czarujmy się. W szpitalach, w których jest tylko ostry dyżur, lekarze nie chcą pracować. To ciężka i nienormowana nocna praca. Wprowadzenie procedur szpitala planowego zwiększy jego atrakcyjność jako miejsca pracy. Szpital taki może też kształcić studentów, a ci być może będą chcieli w nim zostać na dłużej, by kontynuować swe kariery. I chodzi nie tylko o lekarzy, ale i pielęgniarki czy dietetyków.
M.J.: Ale przecież na Lutyckiej mamy bardzo wiele dziedzin medycyny.
D.M.: Tak, mamy urologię, mamy ginekologię, mamy chirurgię, laryngologię, transplantologię czy okulistykę i ortopedię. Wszystko to dziedziny zabiegowe. Teraz trzeba się zastanowić nad adekwatnym schematem rozwoju. Każda z tych dziedzin zabiegowych jest dziedziną, w której funkcjonuje ostry dyżur. I właśnie dla tych dziedzin musimy szukać rozwiązań i tego, jak mogłyby one się rozwijać.
M.J.: Pewnie już pan coś ma na myśli.
D.M.: Onkologia w Polsce stała się dziedziną, gdzie procedury nie są limitowane, bo potrzeby będą coraz większe. Ludzi chorych jest coraz więcej. Jednocześnie kolejki do różnych specjalistów onkologii wielu dziedzin zabiegowych, do poradni czy do chemioterapii są w Poznaniu po prostu bardzo długie.
M.J.: Czyli na Lutyckiej miałby powstać oddział onkologiczny?
D.M.: Tak, już w tej chwili mamy skumulowanych tu bardzo wiele dziedzin. W Poznaniu nie znajdziemy żadnego innego ośrodka, który będzie dysponował taką liczbą dziedzin zabiegowych. Takich, które można wykorzystać w onkologii. Personel, z którym rozmawiam, jest bardzo chętny, by w te klimaty pójść.

fot. wPoznaniu.pl
M.J: A skąd wziąć lekarzy, by poprowadzili tu onkologię?
D.M.: O to właśnie chodzi, iż oni już tu częściowo są. Trzeba ich tylko wykorzystać. Aż się prosi, by każdą z dziedzin zabiegowych, jakie mamy u nas, wykorzystać w leczeniu onkologicznym. Skoro nie mamy żadnego wielospecjalistycznego szpitala w Poznaniu, w którym onkologia jest połączona z dziedzinami, które są potrzebne do niwelowania chociażby powikłań, to zróbmy go właśnie tu.
M.J.: Fizycznie czego potrzebujemy, by taka onkologia na Lutyckiej mogła zacząć działać?
D.M.: W sumie to niewiele. Nasz centralny blok operacyjny ma osiem sal. Można je wykorzystywać w zakresie planowych zabiegów popołudniowo-wieczornych. Można byłoby też pomyśleć o dodatkowych dziedzinach zabiegowych. Skoro mamy na miejscu neurologię, może powinna też pojawić się neurochirurgia. Dzięki temu wykorzystalibyśmy lepiej już istniejący potencjał. Dopiero później myślelibyśmy o ewentualnej rozbudowie.
M.J.: A ile to wszystko będzie kosztować?
D.M.: Moim zdaniem koszty nie są duże. Mamy wiele rzeczy, które już funkcjonują sprawnie. Nieduże nakłady potrzebne byłyby na dofinansowanie radiologii, choć wiele sprzętu już posiadamy. Mamy też gotowe zespoły zabiegowe, centralny blok operacyjny. Jedyny problem, przed którym byśmy musieli stanąć w zakresie kosztów, to kwestia cytostatyków, czyli apteki. To właśnie pracownia cytostatyków jest niezbędna.
M.J.: A jaka jest w tej chwili potrzeba numer jeden w Szpitalu Wojewódzkim?
D.M.: Jak wszędzie są braki kadrowe, ale muszę powiedzieć, iż przybywa zgłaszających się lekarzy. Chcemy też wdrożyć całkowicie nowe procedury, których do tej pory tutaj nie było i nie mówimy w tym przypadku o nakładach wielomilionowych.
M.J.: Czego można panu życzyć, jako nowemu dyrektorowi?
D.M.: Jesteśmy krajem w środku Europy, który ma spore możliwości. Nam wszystkim można życzyć rzetelnej reformy ochrony zdrowia połączonej z rzetelnym spojrzeniem na kształcenie i edukację medyków wszystkich dziedzin.











fot. wPoznaniu.pl