Czteromiesięczny Oskar zmarł zaledwie cztery dni po tym, jak został odebrany rodzinie i trafił do rodziny zastępczej. Towarzysząca dramatowi cisza instytucji, niejasne decyzje i ogromna rozpacz najbliższych sprawiają, iż warszawska sprawa budzi coraz więcej pytań. A odpowiedzi wciąż brak.
Mandaty, interwencja i rozdzielone dzieci
15 maja do mieszkania w Warszawie zapukała policja. 22-letnia Magdalena, matka Oskara i trzyletniej Leny, została zatrzymana w związku z niezapłaconymi mandatami. Trafiła do więzienia na cztery miesiące. W tym samym czasie opieka społeczna, wspólnie z policją, zdecydowała o odebraniu dzieci i umieszczeniu ich w różnych rodzinach zastępczych.
– Nikt nie powiedział nam, dokąd trafiają dzieci. Po prostu zabrali je i tyle – mówi pani Monika, babcia dzieci. – Nie było żadnej decyzji sądu, żadnych dokumentów.
71-letnia pani Halina, prababcia, która na co dzień opiekowała się wnukami, była w szoku. – Powiedzieli mi, iż jestem za stara. Ale przecież córka miała zaraz wrócić z pracy. Dzieci nie były same, nie były zaniedbane – tłumaczy.
Ojciec dzieci, pan Jakub, pracuje na budowach w całej Polsce. Mówi, iż miał zaledwie dwie godziny, by wrócić do domu – czasu było zbyt mało.
Rodzina nie zdążyła zareagować. Oskar nie żyje
Cztery dni po odebraniu dzieci – rodzina dowiedziała się, iż Oskar zmarł w rodzinie zastępczej. O tym, iż chodziło właśnie o ich wnuka, dowiedzieli się z… radia.
– Usłyszałyśmy, iż zmarło dziecko na Saskiej Kępie, miało cztery miesiące. Wtedy jeszcze nie wiedziałyśmy, iż to Oskar – mówi zrozpaczona pani Karolina, znajoma rodziny.
Do dziś nie wiadomo, co dokładnie się wydarzyło. – Słyszałam, iż dziecko się zachłysnęło. Mówiono o mleku, potem o kawałku buraka – opowiada pani Monika. – Ale nie mam żadnego wglądu w akta. Prokuratura mówi, iż dostęp będzie możliwy dopiero po zakończeniu śledztwa. Boję się, iż będzie za późno, by cokolwiek zrobić.
Śledztwo trwa. Sekcja nie dała jasnej odpowiedzi
Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci. Przeprowadzona sekcja zwłok nie wykazała obrażeń mechanicznych ani treści pokarmowej w drogach oddechowych. Wstępnie wskazano niewydolność krążeniowo-oddechową lub pokarmową, ale przyczyna zgonu przez cały czas nie została ostatecznie ustalona.
– Sprawa toczy się in rem, nikomu nie postawiono zarzutów – przekazał prok. Remigiusz Krynke.
Policja i instytucje milczą. Babcia walczy o powrót Leny
Warszawskie Centrum Pomocy Rodzinie odcina się od odpowiedzialności. Twierdzi, iż decyzję o zabezpieczeniu dzieci poza rodziną podjęła policja. Ta z kolei początkowo odmawiała komentarza. Dopiero później wystosowała oświadczenie, w którym zapewnia, iż działania funkcjonariuszek były zgodne z przepisami i podjęte w trosce o dobro dzieci.
Rodzina nie czuje się jednak wysłuchana. – Nikt nie próbował nas poznać, sprawdzić. Nikt nie zapytał, czy damy radę. Po prostu zabrano dzieci. Jakbyśmy byli jakąś patologią – mówi pani Halina.
Pani Monika, babcia, stara się sądownie odzyskać Lenę. Dziewczynka przez cały czas przebywa w rodzinie zastępczej. – Każdy dzień rozłąki to dla niej trauma. A my? Straciliśmy już jedno dziecko. Nie przeżyjemy kolejnego telefonu – mówi przez łzy.
Na podst. Polsat News