W ciągu blisko 4,5 mld lat istnienia Ziemi doszło do pięciu wielkich wymierań gatunków, z których najbardziej spektakularnym była zagłada dinozaurów spowodowana uderzeniem asteroidy. Zanikanie gatunków w przeszłości było rozciągnięte w czasie i wywołane naturalnym przyczynami. Teraz natomiast na naszych oczach postępuje w szalonym tempie szóste wymieranie niezliczonych form życia, zarówno na lądzie, jak i w wodzie. Tym razem przyczyna jest o wiele bardziej prozaiczna, a zarazem o wiele groźniejsza – człowiek. To jego pojawienie się spowodowało największą degradację planety, choć era antropocenu w historii Ziemi trwa tyle, co mrugnięcie powieką. Książka Kolbert to pierwsza publikacja, która zwróciła uwagę na dramatyczny wpływ działalności homo sapiens na klimat, a co za tym idzie bioróżnorodność – od Wydawcy.
Wydawnictwu Filtry dziękujemy za udostępnienie fragmentu do publikacji. Zachęcamy do lektury całej książki.
Te dwie próby wyjaśnienia wyginięcia megafauny pochodzą z lat czterdziestych XIX wieku. Lyell znajdował się wśród osób optujących za teorią „wielkiej modyfikacji klimatu” podczas epoki lodowcowej. Darwin, jak to miał w zwyczaju, zgadzał się z nim, chociaż w tym przypadku nieco niechętnie. „Nie mam całkowitej pewności co do glacjału i zagłady dużych ssaków” – pisał. Wallace również początkowo wyjaśniał wyginięcie tych ssaków zmianą klimatu.
„Za tą ogromną zmianą musiała stać jakaś fizyczna przyczyna – zauważył w 1876 roku. – Tą przyczyną jest wielka zmiana, znana jako epoka lodowcowa”. Potem jednak zrewidował swoje poglądy.
„Po ponownym zgłębieniu tego tematu – pisał w swojej ostatniej książce The World of Life – skłaniam się ku temu […], iż za szybkie wymarcie tak wielu dużych ssaków odpowiada człowiek”. Było to dla niego „oczywiste”.
Od czasów Lyella ciągle powraca się do tego zagadnienia, daleko wykraczającego poza paleobiologię. jeżeli wymarcie megafauny zostało spowodowane przez zmiany klimatyczne, mamy kolejny powód do zmartwienia, związany ze wzrostem temperatury na świecie. Z kolei jeżeli to ludzie za nie odpowiadają – a ta teza staje się coraz bardziej prawdopodobna – jest to jeszcze bardziej przerażające, bo może oznaczać, iż obecne wymieranie rozpoczęło się już w trakcie ostatniego zlodowacenia. I iż człowiek trudnił się zabijaniem – czy też, by posłużyć się bardziej specjalistycznym terminem: wybijaniem (ang. overkill) – innych gatunków od samego początku.
*
Można wskazać wiele dowodów świadczących o winie człowieka. Jednym z nich jest czas tego wydarzenia. w tej chwili wiemy już, iż do wymarcia megafauny nie doszło nagle i jednorazowo, choć taki rozwój wypadków zakładali Lyell i Wallace. Odbywało się to raczej skokowo. Pierwszy skok, jakieś 40 tysięcy lat temu, spowodował wyginięcie dużych zwierząt w Australii. Do drugiego doszło w obu Amerykach mniej więcej 25 tysięcy lat później. Olbrzymie lemury, hipopotamy karłowate i mamutaki na Madagaskarze dotrwały do średniowiecza. Nowozelandzkie moa – do renesansu.
Raczej niemożliwe, aby ta sekwencja zdarzeń mogła być związana z pojedynczą zmianą klimatu. Pasuje za to niemal jak ulał do kolejnych etapów ludzkiego osadnictwa. Dowody archeologiczne wskazują na to, iż pierwsi ludzie pojawili się w Australii mniej więcej 50 tysięcy lat temu. Znacznie później dotarli do obu Ameryk, nie mówiąc już o Madagaskarze i Nowej Zelandii.