Ludzie, którzy pragną eutanazji, robią to tylko dlatego, iż nie są otoczeni miłością. Bez miłości życie traci sens. Zwolennicy eutanazji oburzają się na Kościół, dlaczego nie zgadza się na eutanazję. Ja odpowiem wprost: dlatego, iż eutanazja jest otwieraniem szeroko wrót piekieł. Eutanazja otwiera te wrota, zapraszając tym samym na świat zło, które niesie tylko zniszczenie. To zło samo się już nie cofnie, to równia pochyła – mówi ks. Marek Czech, kapelan Hospicjum Domu Opatrzności Bożej w Białymstoku w rozmowie z Adamem Białousem.
Od kiedy ksiądz posługuje w hospicjum?
W roku 2001 zostałem mianowany asystentem kościelnym Towarzystwa Przyjaciół Chorych „Hospicjum” w Białymstoku. Rok później – wraz z otwarciem nowego budynku hospicjum „Dom Opatrzności Bożej” zostałem kapelanem. Okazało się, iż jeszcze do tego nie dojrzałem, spełniałem swoją posługę, ale zauważyłem, iż pracuję jakbym odrabiał pańszczyznę. Dlatego w roku 2003 zrezygnowałem, zasłaniając się innymi, jak to się mówi, rozlicznymi obowiązkami.
W grudniu 2018 roku mój ojciec trafił do „Domu Opatrzności Bożej”, z którego – jak wierzę – odszedł do Domu Ojca w styczniu 2019 roku, po 21 dniach pobytu , tuż przed swoimi 81. urodzinami. Mogę powiedzieć, iż w tym czasie usłyszałem Boży głos, wzywający mnie do posługi hospicyjnej. Ksiądz arcybiskup Tadeusz Wojda, ówczesny Metropolita Białostocki wyraził na to zgodę, otrzymałem nominację i zacząłem sprawowanie posługi w hospicjum z początkiem lutego 2020 roku.
Jaka jest najważniejsza misja kapłana w hospicjum?
Najważniejszym zadaniem kapelana hospicjum jest przygotowanie ludzi tu przybywających na ostatnią drogę. Ja mówię, iż hospicjum to placówka, która leży na pograniczu doczesności i wieczności. Tu gościmy ludzi na ostatnim etapie ziemskiej drogi. Kiedy wiem, iż udzieliłem człowiekowi „ostatniego namaszczenia” rano, a on wieczorem odszedł do Boga, to cieszę się, iż został dobrze przygotowany na to spotkanie ze Stwórcą.
Czy wszyscy chętnie przyjmują sakrament chorych?
Na ogół tak, ale są wyjątki. Niektórzy panicznie boją się śmierci. Kiedy widzą mnie, czyli księdza, myślą, iż zaraz umrą. W jeszcze większy lęk wpadają, gdy proponuje im udzielenie sakramentu namaszczenia chorych. Przeważnie wtedy: słyszę „Ja jeszcze na tamten świat się nie wybieram” albo: „Nie jestem gotowy do spowiedzi”. Wtedy tłumaczę, iż aby przyjąć „ostatnie namaszczenie” nie trzeba się spowiadać, a jedynie wzbudzić w sobie szczery żal za grzechy. Tłumaczę też, iż jest to sakrament chorych, a nie umierających. Mówię „A czy pan, pani wie, kiedy Bóg cię do siebie powoła?
Nie dalej jak dwa tygodnie temu miałem taką sytuację, iż odwiedziłem starszą panią, proponując jej przyjęcie sakramentu chorych. Ona mi mówi, iż jest prawosławna. Więc ja jej na to, iż mogę wezwać batiuszkę. Wtedy usłyszałem to standardowe: „Ja jeszcze na tamten świat się nie wybieram”. I dodała, iż w związku z tym żaden kapłan jej nie potrzebny. Niestety następnego dnia ta pani zmarła. Ludzie czekają na pojednanie się z Bogiem na ostatnią chwilę, tylko jest zasadniczy problem, nie widzą kiedy ta ostatnia chwila przyjdzie.
Często słyszy ksiądz kapelan od chorych pytanie – dlaczego akurat ja zachorowałem i muszę umrzeć?
Tutaj ludzie raczej nie zadają takich pytań. Nikt nie pyta „Dlaczego zachorowałem na nowotwór?” „Dlaczego akurat mnie to spotkało?”. Takie pytania zadawali sobie już dużo wcześniej. Kiedy trafiają do hospicjum są już w ostatniej fazie choroby i wiedzą, iż niebawem odejdą. Na tym etapie życia, człowiek zrzuca wszystkie maski, rozstaje się ze szkodliwymi złudzeniami, którymi żył nieraz kilkadziesiąt lat, w końcu jest sobą. Wtedy najczęściej robi rachunek sumienia i to co było złe w jego życiu nazywa po imieniu. Spowiada się, przyjmuje Komunię świętą i sakrament chorych, a wtedy odchodzi w pokoju.
A są tacy, którzy odchodzą inaczej?
Jeżeli ktoś przez całe życie był daleko od Boga, to nagle, w hospicjum ma się niby okazać, iż Bóg mu jest bliski i iż on chce z Nim przebywać? To tak nie działa. Osoba, która przez kilkadziesiąt lat, raz czy dwa razy w roku przyjmowała Komunię Świętą, a teraz śmierć jej w oczy zagląda, w Bogu raczej oparcia nie szuka – bo Go nie zna. Użyję tu takiego przykładu. Gdy komuś ciężko chodzić po Bieszczadach, nie może liczyć na to, iż w pewnym momencie skutecznie porwie się na himalajskie ośmiotysięczniki. jeżeli ludzie nawracają się pod koniec życia, to dlatego, iż czują, iż ostatnie deski egzystencji są im wyrywane spod nóg. zwykle dzieje się tak dlatego, iż najbliżsi się za nich gorąco modlą. Nie wolno zwlekać z nawróceniem i pojednaniem się z Bogiem na ostatnią chwilę.
Ale jednak przysłowie „jak trwoga to do Boga” w hospicjum materializuje się?
Są takie osoby, które na początku bronią się przed przyjęciem Chrystusa i namaszczenia chorych, ale potem decydują się na ten istotny krok. Pamiętam takiego pana, który najpierw mówił: „A może jeszcze nie teraz, za jakiś czas”. Ale później się namyślił, wyspowiadał, przyjął Komunię świętą. Jeszcze później pogodził się ze swoją rodziną, bo wcześniej relacje z nią miał nieciekawe. Pamiętam, iż to była niedziela. Przyszedłem do hospicjum, wręczono mi spisane na kartce intencje, które ten pan prosił, abym ofiarował podczas Mszy św. Zapytałem pielęgniarkę, dlaczego on mi osobiście tych intencji nie przekazał. Pielęgniarka odpowiedziała, iż parę godzin po spisaniu intencji, ten pan zmarł. Dodała jeszcze, iż niedługo przed śmiercią był szczęśliwy i odszedł bardzo spokojnie. To jest piękne.
A co w przypadku kiedy osoba jest nieprzytomna, nie jest świadoma. Jakiej posługi może jej ksiądz udzielić?
Rzeczywiście zdarzają się takie sytuacje, kiedy osoby przebywające w hospicjum są nieprzytomne. Wówczas moim najważniejszym zadaniem jest udzielić im namaszczenia. Czynię to warunkowo, mówiąc najpierw: „bracie/siostro – jeżeli mnie słyszysz, żałuj za grzechy, a ja udzielę ci sakramentu namaszczenia, przez który nasz Pan Jezus Chrystus odpuści twoje grzechy. Czasem już w domu chory otrzymuje takie namaszczenie od kapłana, bo rodziny, które żyją wiarą, dbają o to. Wtedy tego sakramentu nie muszę już w hospicjum udzielać. Są niestety i takie rodziny, gdzie wiara i praktyki religijne są mocno zepchnięte do kąta. Wówczas wzywa się kapłana, gdy chory – można powiedzieć – jest już na granicy, w ostatniej chwili przed śmiercią. Wtedy myślę tylko o tym, żeby zdążyć. I nieraz z trudem hamuję złość wobec takich postaw.
Czy ludzie przed śmiercią porządkują swoje zaniedbane sprawy ?
Każdy człowiek, który znalazł się w hospicjum, przynosi tu swoją historię. Przeważnie są to trudne, skomplikowane historie życia. Często na ostatnim etapie życia porządkują zaniedbane relacje z bliskimi, proszą o wybaczenie i je otrzymują, porządkują też swoją relacje z Bogiem. Ludzie przed śmiercią znajdują swoich bliskich i oni ich znajdują. Do odchodzących w hospicjum, przychodzą z przebaczeniem porzucone, zranione żony, mężowie, dzieci. To są wspaniałe gesty miłosierdzia.
Jaka historia życia szczególnie mocno zapadła księdzu w pamięć?
Jakiś czas temu trafił do naszego hospicjum mężczyzna, który był dzieckiem oficera UB. Został wychowany w ateizmie, nie przyjął żadnych sakramentów. Za to na sumieniu miał nie mało. Jako 17-latek, zabrał po cichu ojcu pistolet i przy jego użyciu, zastrzelił taksówkarza. Uniknął kary śmierci jedynie dlatego, iż podczas popełniania tej zbrodni był niepełnoletni, a do tego jego ojciec, dość wysoko postawiony oficer UB, miał znajomych gdzie trzeba. Ten człowiek jakoś się przez życie, bez Boga, „przeczołgał”, a u jego kresu, znalazł się u nas w hospicjum. Wyraził przede mną wolę ochrzczenia się i przyjęcia sakramentu Eucharystii. Kiedy do nas trafił był już w ciężkim stanie. Leżał pod tlenem. Nie było więc czasu w wystosowanie w tej sprawie listu do biskupa, co się normalnie w takich przypadkach czyni. Zadzwoniłem więc do kanclerza Kurii z pytaniem czy mogę temu mężczyźnie udzielić sakramentów, o które prosi? Kanclerz wyraził zgodę. Proszę sobie wyobrazić, iż zaraz jak go ochrzciłem i udzielił mu sakramentu Eucharystii, on nie tylko duchowo ale i fizycznie poczuł się znacznie lepiej. Do oddychania przestał mu być potrzebny aparat tlenowy. Kilka tygodni funkcjonował bez żadnych urządzeń. Przyjmował Komunię św., był szczęśliwy, radosny i taki odszedł do Boga.
Czy zdarza się księdzu kapelanowi, osobom przebywającym w hospicjum, udzielać sakramentów, zdawałoby się, potrzebnych dla osób będących na innych etapach życia?
Kilku parom udzieliłem w hospicjum sakramentu małżeństwa. W jednym przypadku ślubu nowożeńcom udzieliłem w sobotę, a już we wtorek pani młoda została wdową. W innym przypadku pan młody zmarł miesiąc po ślubie. Osoby te pomimo wszystko, chciały stanąć przed Bogiem jako sakramentalni małżonkowie i tak się stało. Naprawdę te sakramentalne związki, choć bardzo krótko trwające, dały tym ludziom wiele szczęścia. Sam byłem tego świadkiem.
Czy ksiądz spotkał w hospicjum jakąś osobę, która uporczywie, do końca swoich chwil, prosiła o eutanazję?
Nie spotkałem takiej osoby. Ludzie przeważnie chcą żyć, mają wielką wolę życia. Niektórzy mają blisko sto lat, niektórzy więcej i dalej chcą żyć. Ludzie, którzy pragną eutanazji, robią to tylko dlatego, iż nie są otoczeni miłością. Bez miłości życie traci sens. Zwolennicy eutanazji oburzają się na Kościół, dlaczego nie zgadza się na eutanazję. Ja odpowiem wprost: dlatego, iż eutanazja jest otwieraniem szeroko wrót piekieł. Eutanazja otwiera te wrota, zapraszając tym samym na świat zło, które niesie tylko zniszczenie. To zło samo się już nie cofnie, to równia pochyła. Poza tym my chrześcijanie naśladujemy Chrystusa, a czy Chrystus będąc poddany maksymalnemu cierpieniu, przybity do krzyża, prosił o eutanazję? Prosił rzymskich żołnierzy żeby, skrócili Jego męki? Ci żołnierze, można powiedzieć, dokonali eutanazji na dwóch łotrach, łamiąc im golenie, przez co ci gwałtownie skonali. Jezusowi goleni nie łamano.
Jakie korzyści duchowe pozyskuje ksiądz, posługując w hospicjum?
Jestem pewien, iż podczas tej posługi moja wiara umacnia się. Jest tu coś takiego, jakaś trudna do nazwania głębia duchowości, która ciągnie mnie, aby tu posługiwać. Jak już mówiłem, 20 lat temu, kiedy po raz pierwszy próbowałem posługiwać w hospicjum, nie dałem rady. Byłem niedojrzały do tego. Teraz jest inaczej. Pomimo tego, iż ludzie w hospicjum umierają, śmierć jest tu obecna każdego dnia, to równocześnie wzmaga się w tym dziwnym miejscu siła życia. Ogólnie mówiąc hospicjum jest dzieckiem wiary, bo gdyby jej nie było, to pozostaje tylko zimna śmierć czyli eutanazja. Eutanazja jest degradowaniem człowieka do poziomu zwierzęcia, które gdy cierpi, usypia się je.
W co trzeba wierzyć, żeby móc dobrze posługiwać w hospicjum ?
Trzeba mieć wiarę w sens ludzkiego cierpienia. Nie jest to oczywiście wiara prosta, bo my ludzie tego sensu, tak do końca, na tym świecie, rozumem nie ogarniemy. My, wierzący chrześcijanie sensu cierpienia szukamy poprzez patrzenie na Krzyż i cierpienie Chrystusa. Boga wcielonego, który na krzyżu cierpiał i umierał za nasze grzechy. Przecież On też, tak jak czasem my w najtrudniejszej chwili, wołał z krzyża do Boga Ojca – „Boże mój Boże, czemuś mnie opuścił?” Choć wtedy nie otrzymał odpowiedzi, nie popadł też w rozpacz. Przed śmiercią obiecał jeszcze nawracającemu się łotrowi, iż zabierze go ze sobą do raju. A ostatnimi słowami Chrystusa, przed skonaniem były – „Ojcze w Twe ręce oddaje ducha mego”.
Dziękuję za rozmowę
Kliknij TUTAJ i wesprzyj powstanie nowego filmu
UMRZESZ. I CO DALEJ? Mocne świadectwa! [TRAILER]