Rozczarowanie, niewykorzystany potencjał, deformacja oryginalnej opowieści – tak można podsumować adaptację Chłopów Władysława Reymonta, stworzoną przez Dorotę Kobielę-Welchman i Hugh Welchmana. Aby przekształcić Chłopów w jednostronną narrację o ucisku, filmowcy przedstawili postaci w zredukowany sposób, zagubili wątek namiętności i zmienili polską wieś w dziwaczną idyllę, niemającą wiele wspólnego z rzeczywistością. Czego zabrakło filmowym Chłopom, czym naprawdę tętni oryginalna opowieść Reymonta i jak wiele możemy stracić, nie czytając książki?
Nie oczekuję od adaptacji, by była zbyt wierna książce. Wcale nie musi. W tym tekście będę porównywał film Chłopi nie tyle do powieści Reymonta, ile do opowieści, którą pisarz stworzył. To Reymont jest autorem bohaterów, tła i całej historii; na tym tle „malarski” film małżeństwa Welchmanów wypada żałośnie bezbarwnie. Twórcy nie tylko zmarnowali okazję, by stworzyć obraz zarówno przyjemny wizualnie, jak i wielowymiarowy, ale również pokazali, iż nie potrafią albo nie chcą opowiadać na mistrzowskim poziomie.
Nie ma Jagny
Przede wszystkim – w Chłopach filmowych Jagna nie robi wrażenia. To tylko ładna dziewczyna. Udało się twórcom zatrzymać podstawowy motor opowieści Reymonta. Ta niemoc zdumiewa.
Jagna Reymonta „wzrostem równa była i chłopom najroślejszym”, „sielna dziewucha, a rosła, iż bez płot nie przejdzie, bo żerdki pod nią pękają” to mocna, wysoka dziewczyna, a nie smukła panienka o figurze klepsydry, niezdolna do ciężkiej pracy, za to uosabiająca dzisiejszy wąski kanon urody. Nie tylko tutaj casting nie wyszedł i twórcy nie wykazali się wyobraźnią.
Filmowy Boryna, mąż Jagny, to zadbany mężczyzna w sile wieku, a nie niemalże starzec, do którego Jagna czuje rosnącą odrazę. Filmowy Antek, kochanek dziewczyny, nie jest budzącym grozę mocarzem, który potrafi zabić gołymi rękami.
Twórcy zapomnieli też, iż oryginalna Jagna ma 19 lat i również dlatego stanowi tak pociągający, niezwykły ideał wiejskiej urody. Aktorka starsza o prawie dekadę – bo w polskich i zagranicznych filmach rutynowo 30-latkowie udają nastolatków – nie odnajduje się w tej roli. Właśnie w przypadku Chłopów jest to fatalne przeoczenie: po pierwsze, na wsi raczej nie znaleźlibyśmy 30-letniej panny, po drugie, aktorka w tym wieku po prostu nie ma odpowiedniej obecności na ekranie.
Młodość ma swoje prawa. Niestety, inne prawa ma produkcja filmowa, zaś nasze społeczeństwo starzeje się i osoba w wieku 30 lat jest dla wielu widzów kimś bliższym niż 20-latka. Nie zmienia to faktu, iż można było zaszaleć, wpuścić na ekran 20-latkę o nietypowej jak na nasze czasy urodzie, tak jak można było uczynić Antkiem kogoś silniejszego, wyrazistszego, po prostu też wyższego. Zabrakło fantazji.
Nie ma namiętności
W powieści Jagna wielokrotnie nazywana jest najgładszą panną w Lipcach. Każdy syn gospodarza chciałby do niej przepijać, każdy parobek patrzy na nią pożądliwie, wielu próbuje jej dotknąć.
W filmie praktycznie nic z tego nie zostaje. Chłopi Welchmanów mają emancypacyjną wymowę: mówiąc w skrócie, Jagna jest przedstawiona jako „wyzwolona” kobieta, która angażuje się w nieakceptowany społecznie romans. Przeżywa „prześladowanie” i zostaje wykluczona ze społeczności przez patriarchat. Ostatecznie o wykluczeniu decydują, jak w powieści Reymonta, te same czynniki: podejrzenie o próbę uwiedzenia kleryka i wiadomość, iż wójt z powodu Jagny przepuścił pieniądze wsi.
Twórcy pomijają jednak fakt – co za dziwny purytanizm! – iż oryginalna Jagna sypia z wieloma mężczyznami: oprócz prawowitego męża, Boryny, i jego syna, Antka, była też kochanką cieśli Mateusza i kochanką – a nie ofiarą, jak pokazano w filmie – wójta. Wszyscy wiedzą też, iż jest „łasa na chłopaków”, więc partnerów miała może jeszcze więcej.
Właśnie wyjątkowa uroda i rozwiązłość – niezrozumiałe dziś pojęcie – czynią ją najważniejszą kobiecą postacią we wsi, obiektem zazdrości innych kobiet. Zarazem Reymont miał tyle kunsztu, iż nie przedstawił jej jako symbolu, jakiejś nadnaturalnej postaci, przekleństwa mężczyzn, którzy muszą jej ulec.
W filmie niemal cały charakter Jagny i cała jej historia zostają sprowadzone do romansu z Antkiem. W ten sposób ta wielka, polska i chłopska opowieść o namiętności – mająca przecież wątek kazirodczy, bo Antek romansuje z żoną własnego ojca – całkowicie traci impet.
Nie ma chłopów, nie ma polskiej wsi
Bohaterowie filmu nie wyglądają jak chłopi. Nie chodzi mi o to, żeby ich twarze i odzież przypominały konkretnych historycznych chłopów z okolic Łodzi – sam Reymont nie trzymał się kurczowo takich szczegółów, a literatura czy film ma prawo być baśnią, więc przekazywać rzeczywistość w sposób uproszczony.
Zarazem jednak książka czy film dokonują uproszczeń dlatego, aby być bardziej uniwersalną i dzięki temu posiadać moc mówienia o trudach życia. W przypadku powieści Chłopi trudem tym są praca ponad siły, głód, bieda, nieustanne zmaganie z naturą. A w filmowych Chłopach nie ma śladu po ciężkiej, wyniszczającej pracy. Wieśniacy przypominają przebranych dla zabawy szlachciców; mają czyste ręce, harmonijne kształty ciała.
Świat filmowych Chłopów jest kolorowy – to akurat warto pochwalić. Podobnie, warto bawić się w koloryzację starych zdjęć, choćby jeżeli nigdy nie jest ona doskonała, abyśmy mogli dostrzec życie w przeszłości. Jednak w przypadku filmu Welchmanów kolorowy oznacza: ładniutki, ale nie piękny. Gdzie brutalność dawnej wsi, w której każdy piorun podczas burzy może zapalić chatę, w której każda odniesiona przy pracy rana może oznaczać kalectwo lub śmierć, a kłótnia z sąsiadem prowadzić do ciężkiego pobicia?
Na tym tle odwołania do obrazów mistrzów realizmu i Młodej Polski – Chełmońskiego, Wyczółkowskiego i innych – budzą mieszane uczucia. Z jednej strony nietypowa technika cieszy oko, z drugiej mam poczucie, iż świat, w którym żyli przodkowie większości Polaków, zostaje umieszczony w muzeum, sprowadzony do ładnej pocztówki.
Bohaterowie bez rozwoju, opowieść bez mocy
Najciekawsi bohaterowie literatury i filmu to ci, którzy się zmieniają, dojrzewają, pokonują przeciwności. W opowieści Reymonta dotyczy to szczególnie Hanki, synowej Boryny, i Antka, jej męża. Ona z zahukanej, zdradzanej żony staje się gospodynią, hardą panią domu, która walczy o dobry byt swój i swoich dzieci, a także miłość Antka. On z człowieka opętanego namiętnością do Jagny staje się w końcu gospodarzem, następcą swojego ojca, przywódcą społeczności.
W filmie niemal nic z tego nie zostało. Postaci są statyczne, a relacje między nimi niezrozumiałe. Przypuszczam, iż dla osoby, która nie czytała książki, narracja będzie niejasna i wyda się serią luźno powiązanych epizodów. Podczas gdy właśnie Hanka jest silną, dojrzałą postacią kobiecą, której tak często poszukuje dzisiejsza kultura – jej losy widzimy ukradkiem, fragmentarycznie. Dlaczego?
Siła opowieści Reymonta tkwiła także w tym, iż traktuje ona o wielu bohaterach, przedstawia panoramę wsi. Filmowi Chłopi kręcą się wokół Jagny przerobionej na kogoś w rodzaju „świętej ladacznicy” (pożyczę wyrażenie od kolegów z „Kultury poświęconej”), którą zniszczył bezlitosny patriarchat, ale która nigdy nie musi dojrzeć, zmienić się, zmierzyć się z jakimś wyzwaniem. Przy braku namiętności film sprowadza tę postać do zwykłej, ładnej dziewczyny, na dodatek życiowo pasywnej.
I co kluczowe: w opowieści Reymonta wcale nie dominuje patriarchat, zaś Jagna jest postacią aspołeczną, demolującą porządek życia we wsi – i dlatego brutalny mikrokosmos musi ją w końcu odrzucić. Ta bardzo konkretna, szczegółowa, bliska codzienności, a zarazem niemal mityczna, archetypiczna opowieść – która może być też społeczna, historyczna, religijna, zależnie, jak chcemy ją czytać – została przerobiona na banalną i deformującą narrację o jednostronnym ucisku.
Najbardziej wyraziste momenty powieści Chłopi – kiedy Boryna grozi śmiercią synowi, kiedy w walce zadaje mu potężny cios – w ogóle nie istnieją w filmie. Dlaczego? Sądzę, iż im bardziej twórcom zależy na prostym, łatwym przekazie, tym częściej zapominają o tym, co powołuje do życia wspaniałe opowieści – tragiczne konflikty i namiętności wyostrzone do granic.
O czym są oryginalni Chłopi i co mógł pokazać film?
Filmowi Chłopi to niedorzecznie uwspółcześniona, przewidywalna powtórka z jednej z popularnych, ale „jedynie słusznych” wizji historii. W oryginale Reymont opowiada o czymś zupełnie innym – o czym więc mogłaby mówić adaptacja?
Nie jestem doktrynerem i rozważam choćby łagodnie socjalistyczną interpretację Chłopów-powieści. (Reymont zresztą często podkreśla panujące na wsi nierówności, chociaż kiedy komuś spali się chałupa, może liczyć na szczodrą pomóc sąsiadów – o ile jest z nimi w dobrych stosunkach). W świecie polskiej wsi sprzed 120 lat, rządzonym nie tyle przez patriarchat, ile przez posiadanie ziemi – bo i kobieta może stać się właścicielką ziemi, a wtedy dominuje nad mężczyznami, jak matka Jagny – dwaj najwybitniejsi mężczyźni, Boryna i Antek, rozpoczynają walkę o wartość ekskluzywną, elitarną.
Jest nią dostęp do Jagny, chłopki, która nie jest chłopką; strojąca się „kiej dziedziczka” i chroniona przed wyniszczającą ciało pracą, jest hodowana na kochankę, na kogoś, do kogo można czuć namiętność. Walka o ziemię w relacji Boryny i Antka przechodzi na wyższy poziom, zamieniając się w walkę o ciało Jagny. We wsi Lipce zwycięża jednak pierwotny mechanizm utrzymywania porządku, który doprowadza do wyrzucenia Jagny na zewnątrz mikrokosmosu.
Wiemy jednak, iż już wkrótce, z braku ziemi do podziału, potomkowie chłopów przeniosą się do miasta; gdzieś jest Warszawa, gdzieś daleko – „Hameryka”. W mieście, innej organizacji życia, możliwa jest izolacja człowieka i izolacja seksu; to w tych warunkach powstaje ideał kobiety smukłej i niepracującej fizycznie, ideał dworski, miejski, należący do zupełnie innego porządku, do naszego świata.
Można było właśnie to w filmie pokazać, zademonstrować, jak zmienił się stosunek społeczeństwa do kobiet na przestrzeni wieków. Twórcy wybrali inną drogę: narzucili dzisiejszy sposób myślenia na dawne realia, przekłamując historię i demolując opowieść Reymonta, tak iż nie pozostaje z niej nic pasjonującego.
O czym mówią oryginalni Chłopi? O walce człowieka z naturą i innymi ludźmi; o potężnej roli Kościoła w lokalnej społeczności, która zarazem traktuje religię bardzo utylitarnie i choć głęboko poważa księdza, będącego jej nieformalnym sędzią, to traktuje go zawsze jak kogoś obcego; o mikrokosmosie wieśniaków nieumiejących pisać, tak odmiennym od naszego świata i tak łudząco do niego podobnym, bo tętniącym plotkami i iluzorycznymi waśniami, tak jak my głęboko przeżywamy awantury z Twittera i Facebooka, by nazajutrz o nich zapomnieć; o zachwycie pięknem przyrody i jednoczesnym lęku przed tą przyrodą.
To powieść o cyklicznym trybie życia, który wydaje się niepodważalny, a już niedługo przejdzie do historii; o konflikcie pokoleń i kryzysie mieszkaniowym, który przypomina tak wyraźnie, tak gorąco, problemy mieszkaniowe, jakie znają współczesne pokolenia Polaków; o chłopskiej polszczyźnie, w której choćby o kobiecie można było powiedzieć, iż jej „rura zmięknie”. Mógłbym wymieniać dalej; wiem, iż to nie jest już materiał na film, iż może długi serial mógłby udźwignąć te tematy; chciałbym tylko pokazać, jak wiele mieści się w książce Reymonta.
Żadnej porównywalnie szerokiej perspektywy nie otrzymamy dzięki filmowi Welchmanów, gdyż adekwatnie nie ma w nim niczego, co można interpretować. Reymonta można czytać na wiele sposobów i wyciągać z niego różne wartości; ten film, jeden z najgorszych, jakie widziałem, ma tylko jedno znaczenie.
To łatwiutka, mająca się sprzedać opowieść; kolejna demonstracja, iż zamiast kultury niektórzy wolą jedynie cienką rozrywkę. Zachwyty nad filmem są powierzchowne, gdyż nie ma w nim niczego, co może się naprawdę namiętnie podobać.
Zdaję sobie sprawę, iż wielu ludzi jest dziś przekonanych o rzekomym upadku wywodzących się z tradycyjnej kultury „wielkich opowieści” oraz uważa, iż potrzebne są inne, zaniedbane dotąd „wielkie opowieści” – na przykład o stuleciach ucisku, którego doświadczały kobiety czy mniejszości etniczne. Przykład filmu Chłopi pokazuje jednak, jak nowa wielka opowieść nie ma mocy starej i polega na rażących uproszczeniach, zniekształca historię, aby pasowała do tezy.
Czytam powieści, które pasjonują, bo pragnę zobaczyć światy niewidzialne; zobaczyć wnętrze człowieka; zobaczyć namiętność; dlaczego sto lat temu można było to pokazywać, a dzisiaj już się nie da? Albo inaczej – dlaczego można to przeżyć tylko w starej książce?
Tekst pochodzi z portalu klubjagiellonski.pl (autor Przemysław Batorski) i został udostępniony na zasadach licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe.