Głuchołazy wyglądają jak po wojnie. „Co najmniej cztery lata na odbudowę”

5 godzin temu

Piotr Guzik: – Jak źle jest teraz w Głuchołazach?

Paweł Szymkowicz: – Miasto wygląda jak po bitwie. Mamy pozapadane chodniki i studzienki. Pozrywany asfalt na drogach oraz pozrywaną kostkę. Wszędzie zalega błoto. Zniszczony jest Park Zdrojowy. Ale najgorzej jest chyba wzdłuż ulicy Andersa. Tam sytuacja pozostało bardziej tragiczna, niż po powodzi z 1997 roku. Co osobiście boli mnie bardzo, ponieważ przy tej ulicy się wychowałem.

– Gdy w sobotę słuchałem rozmów ludzi obserwujących wezbrane wody Białej Głuchołaskiej, słyszałem, jak wspominali powódź z 1997 roku oraz to, iż po niej trzeba było rozebrać część kamienic. Teraz też część budynków nadaje się do rozbiórki?

– Na tę chwilę ważą się losy dwóch budynków. Pierwszy jest przy alei Jana Pawła II. Pękł znajdujący się przy nim mur oporowy i woda wybrała sporo terenu. Zapadły się znajdujące się przy nim garaże. Zapadlisko podchodzi pod budynek. Tu powtarza się historia sprzed 27 lat. Wtedy ten budynek był w podobniej sytuacji, ale się ostał. Na tym etapie nie wiemy, czy znów będzie miał tyle szczęścia.

– A drugi budynek?

– Drugi znajduje się przy ulicy Andersa. Woda po prostu przez niego przeszła i dokonała dużych zniszczeń. Tu jednak też jeszcze nie mamy pewności, co będzie dalej z tym obiektem. Skupiamy się teraz na docieraniu do ludzi przy ulicy Andersa, którzy są odcięci od świata. Drogi prowadzące do ich posesji są zniszczone. Nie mamy też pełnego obrazu sytuacji na temat tego, co dzieje się we wsiach, ponieważ teraz trudno do nich dotrzeć.

Paweł Szymkowicz nie kryje, iż zniszczenia w Głuchołazach są duże – fot. Patrycja Prochot-Sojka

– Sytuacji nie ułatwia brak mostów.

– Z lewobrzeżną częścią Głuchołaz łączy nas wybudowana dwa lata temu kładka pieszo-rowerowa. Gdyby nie ona, to mielibyśmy poważne kłopoty z zaopatrzeniem mieszkańców tej części miasta. przez cały czas stoi jeszcze co prawda most kolejowy z 1888 roku, który przetrwał niejedną powódź, ale on do takich operacji się nie nadaje. Wspomnianą kładką jeżdżą teraz auta osobowe z pomocą dla mieszkańców. Zerwało nam popularny most huśtany obok przeprawy kolejowej. Straciliśmy kładkę blisko granicy z Czechami. No i woda porwała drewniany tymczasowy most drogowy oraz dokonała zniszczeń w budowanej przeprawie drogi krajowej nr 40.

– Ujęcia, na których widać elementy konstrukcji pochłaniane przez wodę, zrobiły w sieci furorę. Myśli pan, iż można było uczynić coś więcej, aby go obronić?

– Strażacy wykonali ogrom pracy, aby zabezpieczyć Głuchołazy oraz tymczasowy most. Jestem pełen podziwu dla nich. Walczyli przez cały piątek i sobotę. Ułożyli podwyższenie wałów workami z piasku. Dociążyli też płytę mostu betonowymi blokami i kostką brukową. Pracę zakończyli w sobotę wieczorem, ponieważ więcej już zrobić nie mogli. W niedzielę po godzinie 6.00 most tymczasowy porwał jednak nurt.

– Co dalej z budową nowego mostu? Jak długo Głuchołazy będą bez przeprawy samochodowej nad Białą Głuchołaską?

– Czekamy jeszcze na informacje o ocenie sytuacji przez wykonawcę oraz inwestora, czyli Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad. Podejrzewam jednak, iż filary nowego mostu będą do rozbiórki i prace przyjdzie wykonać od nowa. Będę zabiegał o przeprojektowanie mostu. Chcę, aby to była konstrukcja łukowa, bez filarów w korycie rzeki. Dzięki temu unikniemy ryzyka powstawania zatorów. Wszystko będzie swobodnie przepływać pod płytą mostu. Na tym etapie nie da się powiedzieć, jak długo nie będziemy mieli przeprawy.

Paweł Szymkowicz: Szacuję, iż na doprowadzenie miasta do stanu sprzed powodzi potrzeba co najmniej czterech lat – fot. Patrycja Prochot-Sojka

– Czego teraz w Głuchołazach najbardziej potrzeba?

– Teraz potrzebujemy jeszcze wody, suchego prowiantu i środków czystości. Ale zaczyna nam brakować osuszaczy budynków, agregatów prądotwórczych, szczotek do zamiatania i porządkowania ulic oraz rękawic dla mieszkańców i wolontariuszy, którzy przyjechali pomóc w sprzątaniu.

– Dużo ich jest?

– Przyjeżdżają do nas ludzie z całej Polski. To harcerze oraz osoby na co dzień pracujące, które pobrały urlopy, by do nas przyjechać i pomóc w sprzątaniu oraz odbudowie. To coś niesamowicie budującego.

– Czy są już oszacowane straty?

– Na tym etapie nie sposób wskazać konkretnych kwot. w tej chwili mamy zebranych około 700 wniosków o zasiłek powodziowy. Zbieramy je już od poniedziałku i zakładam, iż będzie ich więcej. Chcemy jak najszybciej przywrócić mieszkańcom wodę w kranach. Co prawda, nie możemy korzystać z ujęcia powierzchniowego, ale mamy inne. Mocnego ciśnienia w kranach nie będzie, ale tylko przez około dwa miesiące. Tyle czasu mają potrwać naprawy na sieci.

– Ile potrwa odbudowa Głuchołaz?

– Szacuję, iż co najmniej cztery lata. Tyle potrzebujemy, aby doprowadzić miasto do stanu sprzed powodzi. Potrzeby mamy ogromne. Chodzi o odbudowę dróg i chodników, jak i przywracanie miejskiej infrastruktury do użytku, chociażby szkół. Będziemy też odbudowywać nasz stadion.

– Co zrobić, aby uniknąć takich kataklizmów w przyszłości? Czy na Białej – czy to po stronie polskiej, czy czeskiej – powinien powstać zbiornik retencyjny?

– Układ terenu mamy taki, iż nie ma miejsca na taki zbiornik. Musiałby być długi i głęboki. A tak być nie powinno, ponieważ chodzi o to, aby wezbrane wody miały gdzie się rozlewać. Dodatkowo trzeba byłoby wysiedlić choćby kilkanaście tysięcy osób z wiosek narażonych na zalanie. Ponieważ przy takich zbiornikach nie powinno się stawiać domów. Zresztą, przykłady Nysy i Paczkowa, które długo drżały w obawie przed tym, iż zaleją je wody ze zbiorników retencyjnych, nie zachęcają do tego, aby lobbować za powstaniem takiego zbiornika przed Głuchołazami.

– Zetknąłem się z opiniami, iż ta powódź to też skutek wycinek drzew w pobliskich górach.

– Pod topór poszło łącznie kilkadziesiąt hektarów terenów zalesionych, które lepiej retencjonują wodę. I nie dotyczy to tylko Kopy Biskupiej, ale i innych wzniesień w pobliskich górach. Gdy zaczęło padać, woda nie miała jak wsiąkać do suchej gleby i spływała z gór.

– Pytam, ponieważ zastanawiam się co zrobić, aby uniknąć tutaj takich kataklizmów w przeszłości.

– W 1997 roku mówiło się o powodzi tysiąclecia. Teraz słyszałem, iż to, co się u nas działo, to była powódź zdarzająca się raz na dwa tysiące lat. Przy takiej skali opadów naprawdę kilka da się zrobić. Dlatego kluczowa jest mała retencja oraz budowanie suchych zbiorników, po których wezbrana woda ma się gdzie rozlewać tracąc niszczycielski impet.

– Czyli nic nie trzeba zmienić?

– Powódź pokazała nam, iż potrzebujemy w Głuchołazach lepszej sieci. W czasie kataklizmu ludzie intensywnie się ze sobą komunikowali. Ale to było bardzo utrudnione ze względu na słaby sygnał różnych operatorów na terenie miasta. Zwróciłem na to uwagę podczas konferencji z ministrem Tomaszem Siemoniakiem. Ludzie potrzebują, aby tu były sygnały silniejsze. Właśnie po to, by w kryzysowej sytuacji móc pozostać w kontakcie.

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.

Idź do oryginalnego materiału