Stadiony bywają nie tylko formą rozrywki, ale i przekazu. Kogóż bowiem może obchodzić wynik starcia pomiędzy dwiema drużynami? Może i są jacyś zapaleni fani piłki, ale przecież dla niektórych to tylko pretekst. Bo przecież i tak ta liga jest mierna, nazwisk piłkarzy zna się może z cztery maks. Byleby kupić bilet, ewentualnie karnet, by zabłyszczeć w towarzystwie i już można się nazwać kibicem. To trochę tak jakby mieć się za mistrza podrywu, bazując tylko na wiedzy ze stron dla dorosłych, albo z liczby związków w podstawówce. Rzecz jasna generalizuję, ale motyw, iż ktoś życzy swojemu zawodnikowi źle (tudzież braku gry) ze względu na jego poglądy dotyczące jakiejś oprawy, są głupie, a może i gorzej, ale od początku.
Wszyscy kojarzą te motywy. Gdy jakiś kapitan odmawia założenia tęczowej opaski, dla połowy staje się bohaterem, zaś połowa już szuka desek, by go ukrzyżować, cóż za ironia. jeżeli inny piłkarz nie będzie dostatecznie się cieszył z gola, bo strzela swojej dawnej drużynie, zawsze ktoś pokręci nosem no bo tak nie wypada. Jednak kiedy wychodzi to na tematy polityczne, to tu jest gorzej. Znamy to z Polski prawda? Jedna połowa oskarża drugą o poddaństwo wobec tych „szatanistów” z Brukseli i otrzymywanie rozkazów z Berlina. Druga zaś oskarża pierwszą o zaściankowość, fanatyzm, oraz wiarę w magiczne moce niektórych drzew wschodniej Europy. Cypr nie lepszy, a o tym się przekonał Mariusz Stępiński, gdy postanowił uznać, iż nazywanie Armii Czerwonej „wyzwolicielami” i fakt przedstawienia sierpa i młota w pozytywnym świetle, nie za bardzo mu się podoba.
Komunizm, czyli coś, co w Polsce jest albo chwalone jako epoka, w której kiedyś to było, albo jako najgorsze ścierwo zainstalowane pod przymusem. Oczywiście, iż w naszym społeczeństwie są tacy, którzy chcieliby jej powrotu, ale z reguły nie oscyluję swoją osobą wśród takich szaleńców. Na Cyprze zaś kojarzy się z czymś pozytywnym (zwłaszcza wśród kibiców Omonii, która jest dość lewicowa). Czy mamy jednak prawo im się dziwić? Oni nie zaznali „przyjaźni ze wschodu”, a o samej idei słyszeli albo od wykwalifikowanych politruków, albo z odpowiednich dróg przekazu. Dla nich Zachód się kojarzy ze złymi wyzyskiwaczami, kapitalistami i wszelakim złem, którego siedliskiem są oczywiście Brytyjczycy. Ci sami, z którymi teraz ochoczo robią interesy, bo bez turystyki ten kraj będzie klepał w matę jak Marcin Najman. Dla nich sierp i młot to symbol wyzwolenia, a nie kolejki w sklepach, bieda, nędza z rozrywką w postaci „ścieżek zdrowia” lub pałowania od ZOMO, czyli bijącego serca narodu.
Jednak można mieć jakieś poglądy, choćby dziwaczne. Nikt tu nikogo nie oskarża. Jednak jak można wymagać na drużynie osłabienia się (bo „sugestie” by kogoś nie wystawiać, nimi są), skoro się jej kibicuje? To tak jakby ktoś chciał sobie odmrozić uszy z przekory, albo sam sobie dał kopa w krocze, bo inni uznają, iż to modne i tak wypada. W takich momentach nie ma już miejsca na futbol, a na wycieranie sobie nim gęb jakimiś przekonaniami. Nie, nie wierzę, iż polityka od sportu się odłączy, bo to jest naiwne życzenie godne kilkuletniego dziecka. Jednak udawanie, iż to normalne, albo „bronienie jakichkolwiek wartości”, to czyste usprawiedliwienie. Coś jak rzucanie kostką brukową w okna, po to, by potem stwierdzić, iż to happening mający na celu pokazanie słabego wykonania drugi i niskiej jakości jej wykonawcy.
Jednak ja prawdopodobnie tego nie powiem głośno, a już na pewno nie na stadionie. Może moralnie stoję niżej, ale za to pożyję dłużej.
A tym z lewa, jak i z prawa, należna jest lekcja historii. Ona jest nauczycielką życia i każdy może sobie fantazjować o życiu pod sztandarem sierpa i młota, czy też tej drugiej strony spod „znaku szczęścia”. Aż w końcu (oby nie) trafią i poznają, iż tak do końca kolorowo to nie jest. Jednak wtedy będzie za późno.
No i nikt już o tym na stadionie sobie nie pokrzyczy.
A piłkarz i tak sobie znajdzie klub, drużyna zostanie bez zawodnika. A potem płacz, jak coś nie pójdzie, bo przecież „rozbił szatnię, jak tak mógł”. Bo po co ma się użerać?