Dziesięć lat po zaginięciu Aleksandra Ostrowskiego, ratownicy górscy z Bieszczadzkiej Grupy GOPR udali się w Tatry, by uczcić jego pamięć. Delegacja złożyła symboliczną wiązankę jałowca przy tablicy pamiątkowej na Cmentarzu Symbolicznym pod Osterwą – miejscu poświęconym tym, którzy zginęli w górach.
Dziś mija 10 lat od kiedy Aleksander Ostrowski na zawsze pozostał w górach…
– napisała Grupa Bieszczadzka GOPR w mediach społecznościowych.
To nie był gest jednorazowy. Od 2016 roku, co zimę, ratownicy spotykają się w Ustrzykach Górnych, by w trakcie Memoriału przemierzać połoniny na nartach skiturowych – w hołdzie dla Olka. To symboliczna forma uczczenia jego życia i działalności, która na trwałe wpisała się w historię polskiego narciarstwa wysokogórskiego i ratownictwa górskiego.
Od Wetliny po Himalaje. Początek drogi
Aleksander Ostrowski urodził się i wychował w Bieszczadach. Już jako trzyletnie dziecko stawiał pierwsze kroki na nartach – początkowo na niewielkim wzniesieniu nieopodal domu w Wetlinie. W gimnazjum ujawnił się jego wyjątkowy talent do sportowego narciarstwa, dlatego zdecydował się na naukę w Liceum Ogólnokształcącym w Ustrzykach Dolnych, gdzie mógł trenować w klubie sportowym UKN Laworta.
Z czasem jednak to nie zawody, a skialpinizm stał się jego prawdziwą pasją. Pociągały go trudne zjazdy i eksploracja mniej uczęszczanych, często dzikich terenów górskich. Ten wybór zdefiniował dalszą drogę – zarówno jako narciarza, jak i ratownika.
Góry jako przestrzeń działania i życia
Do Bieszczadzkiej Grupy GOPR Olek trafił w 2007 roku jako kandydat, a w 2010 roku został pełnoprawnym ratownikiem. Mimo zamiłowania do wspinaczki, gdy tylko miał wybór – zawsze wybierał narty. Narciarstwo wysokogórskie nie było dla niego tylko sportem, ale sposobem życia. Pracując jako instruktor narciarski w Alpach, gromadził środki na wyprawy w coraz wyższe góry.
Cerkiew w Rzepedzi czeka na ratunek. Jest szansa na zabezpieczenie zabytku [ZDJĘCIA, WIDEO]
Punktem przełomowym była ekspedycja na Pik Lenina (7134 m n.p.m.) w 2012 roku, podczas której zjechał ze szczytu na nartach. Dwa lata później jako pierwszy Polak zjechał południowo-wschodnią ścianą Kazbeku (5033 m n.p.m.). W tym samym roku zrealizował samotną wyprawę na Cho Oyu (8201 m n.p.m.), z której zjechał na nartach – również jako pierwszy Polak.
Uznanie i tragiczny finał
Za osiągnięcie na Cho Oyu otrzymał w 2015 roku dwie prestiżowe nagrody: „Kolosa” w kategorii Alpinizm oraz „Travelera” National Geographic za Wyczyn Roku. Stał się postacią znaną w środowisku ludzi gór. Był zapraszany na festiwale i spotkania, gdzie dzielił się swoim doświadczeniem i filozofią działania. Nigdy nie szukał poklasku – pozostał sobą: cichy, skupiony, uśmiechnięty, gotów do pomocy.
W lipcu 2015 roku razem z Piotrem Śnigórskim wybrał się na Gaszerbrum II (8035 m n.p.m.). 25 lipca zrezygnowali z ataku szczytowego z powodu pogarszających się warunków pogodowych. Podczas zjazdu Olek jako pierwszy wszedł w trudny teren i podciął lawinę. Został porwany i wpadł do szczeliny lodowcowej, z której nigdy nie wydobyto jego ciała. Na symbolicznym cmentarzu pod K2 – Kopcu Gilkeya – rodzina umieściła pamiątkową tablicę. Podobna znajduje się w Tatrach Wysokich, na stokach Osterwy.
Żywa pamięć i spuścizna
Dla ratowników z Grupy Bieszczadzkiej GOPR Aleksander Ostrowski pozostał kimś więcej niż tylko kolegą z zespołu. Wciąż wspominają jego energię, pasję, zaangażowanie i gotowość do działania.
Pamiętamy go takiego jak na tym zdjęciu – z szerokim uśmiechem, zarażającego pozytywną energią i zawsze chętnego by pomóc drugiemu człowiekowi...
– napisali jego przyjaciele z Bieszczadzkiej Grupy GOPR.
Jego historia to nie tylko opowieść o spektakularnych osiągnięciach w górach wysokich. To także świadectwo konsekwencji, odwagi i umiłowania wolności. To również przypomnienie, iż góry – choć piękne – są wymagające i nieprzewidywalne. Olek doskonale to rozumiał. Żył z górami, ale i w pełni świadomie przyjmował ryzyko, które ze sobą niosą.