Strzelił ponad 200 goli, zaliczył ponad 200 asyst, wystąpił w Meczu Gwiazd. Swego czasu był ulubieńcem hokejowych kibiców na Long Island. Jako iż prezentował się dobrze zarówno na lodzie, jak i poza nim, zyskał przydomek „Polski Książe”. – Kiedy dzisiaj chcę pomachać kijem, jadę na pole golfowe – uśmiecha się Mariusz Czerkawski.

– Po kilku meczach miałem dwie szramy na twarzy. W czwartym występie dostałem kijem w brodę i założono mi osiem szwów. Na żywca, w szatni. Wytarli mi krew z koszulki i zaraz wróciłem na lód – wspomina początki za oceanem.
– To był test. Starzy wyjadacze poddawali mnie próbie, coś w stylu „spadaj stąd dzieciaku, to nie miejsce dla ciebie, my tu rządzimy”. Nie pękłem i po jakimś czasie sytuacja się uspokoiła. Co nie znaczy, iż było lekko. jeżeli w NHL nic cię nie boli, to znaczy, iż nie grasz – podkreśla w wywiadach wychowanek GKS-u Tychy.
7 goli i asysta
Urodził się w 1972 roku w Radomsku, w którym na świat przychodzili raczej znani piłkarze (m.in. Sławomir Majak, Jacek Krzynówek). Miał dwa lata, gdy rodzina przeniosła się na Śląsk, a osiem, gdy ojciec zabrał go na mecz hokeja w Tychach. – I od tego momentu tak naprawdę wszystko się zaczęło – wspomina bohater tekstu, który, rzecz jasna, uczył się hokeja w miejscowym GKS-ie.

Miał talent, zapał do pracy, więc już jako 16-latek zadebiutował w dorosłej lidze. Bardzo istotny dla jego sportowych losów okazał się 1990 rok, a konkretnie mecz na mistrzostwach Europy juniorów, w którym Polska mierzyła się z Niemcami.
– Jeśli dobrze pamiętam, wygraliśmy 8:7, a ja strzeliłem siedem goli i miałem asystę. W klasyfikacji strzelców mistrzostw byłem trzeci, za Jaromirem Jagrem i Pawłem Bure. Pojawiły się propozycje – wspomina pan Mariusz, który z miejsca trafił do notesów skautów NHL i drużyn szwedzkich.
Draft i Szwecja
W 1991 roku najpierw odbył testy i przekonał do siebie szefów szwedzkiego Djurgardens IF, w polskiej ekstraklasie otrzymał Złoty Kij, nagrodę dla najlepszego hokeisty rozgrywek, następnie zdał maturę, a w lipcu okazało się, iż Boston Bruins wybrali go w piątej rundzie draftu NHL z numerem 106.
– Draft wyglądał wtedy inaczej. To nie było wielkie święto zawodników i rodzin, gdy są pełne hale. Kiedyś po prostu dowiadywałeś się, iż jesteś „draftowany” i musisz ciężko zasuwać. Wybrałem wtedy Szwecję i dokończenie kontraktu, co wyszło mi na dobre – opowiada pan Mariusz, który po drugiej stronie Morza Bałtyckiego podnosił umiejętności w mocnej lidze europejskiej i, co też ważne, zaczął robić konkretne postępy w języku angielskim.
W Kraju Trzech Koron pograł trzy sezony (także w Hammarby IF) i w 1994 roku uznał, iż jest gotowy, aby ruszyć za Wielką Wodę.
Kijem po zębach
– Pamiętam pierwszy dzień w NHL. Wchodzę do szatni Bruins, a tam same kolosy. Nieogoleni, mnóstwo tatuaży, połamane nosy, połowa bez zębów. Nieźle – pomyślałem. Już po czterech meczach miałem dwie szramy na twarzy. W jednym meczu podjeżdżam do bramkarza, strzelam i… dostaję kijem prosto w zęby. Siedziałem wieczorem przed lustrem i myślałem: „Boże, jak ja będę wyglądał za rok?” – wspominał w rozmowie z portalem sport.pl.
– Dostałem kilka razy krążkiem w osłonę oczu i miałem szczęście. Gdyby inaczej wyglądał rykoszet, mógłbym mieć uraz oka kończący karierę. Byłem często potłuczony, miałem płyn w łokciu i krwiaka w kolanie. Ale to się od razu ściąga i po paru dniach jesteś w miarę na chodzie. Zwichnięta kostka, złamany palec lub nos – takich kontuzji nie bierze się na poważnie – opowiadał w rozmowie z Michałem Kołodziejczykiem.
Gol na urodziny
Debiutował w NHL 9 kwietnia 1994 r. w Bostonie w meczu przeciwko Tampa Bay Lightning (0:3). Pierwszego gola zdobył 13 kwietnia, czyli w dniu swoich 22. urodzin. Stało się to w wyjazdowym meczu z Ottawa Senators, gdy w 39. minucie trafił do bramki bronionej przez Craiga Billingtona, podwyższając na 4:0 (mecz zakończył się wynikiem 8:0).
W Bostonie pograł dwa sezony, potem było kanadyjskie Edmonton Oilers, a w 1997 roku trafił do New York Islanders, gdzie spędził blisko 6 lat i wyrósł na rozpoznawalną postać ligi. Był szybki, dobry technicznie, miał instynkt strzelecki, toteż stał się jednym z idoli kibiców.
– Daleko mi było do największych gwiazd, ale na Long Island byłem rozpoznawany. Nie było to uciążliwie. Chodziłem do zaprzyjaźnionych restauracji i barów, gdzie czułem się bezpiecznie. To były inne czasy, nikt nie kręcił co chwila filmów na Instagrama lub Facebooka. Nie każdy miał telefon w ręku, by sobie z tobą zrobić selfie. Nie było tego szaleństwa – wspomina pan Mariusz.

450 punktów
W sezonie 1999-2000 zdobył 35 bramek i 70 punktów, co zapewniło mu miejsce w Meczu Gwiazd NHL w 2000 roku – był jednym z nielicznych zawodników „Isles” tamtej dekady, którzy dostąpili takiego wyróżnienia.
W NHL spędził 12 sezonów. Oprócz ww. klubów występował także w Montreal Canadiens i Toronto Maple Leafs. – Mogę być dumny, iż trzy z pięciu moich klubów to założyciele ligi z Original Six (Bruins, Canadiens i Maple Leafs – przyp. red.) – zaznacza polski hokeista wszech czasów, który na lodzie zarobił fortunę. Ile? Szacowano, iż w najlepszych latach kasował, w przeliczeniu na złotówki, 13-14 milionów złotych.
Łącznie w latach 1994-2006 w meczach fazy zasadniczej NHL „Książę” znad Wisły rozegrał 745 meczów, zdobył 435 punktów (215 bramek, 220 asyst) oraz spędził 274 minuty na ławce kar, natomiast w fazie play-off rozegrał 42 mecze, zdobył 15 punktów (8 bramek, 7 asyst) oraz spędził 18 minut na ławce kar.
– Hokej to przede wszystkim rzemiosło, ciężka praca. Na lodzie potrzeba iskierki do walki, samozaparcia, chęci rywalizacji. Nie można bać się bólu. Trzeba być przygotowanym na zwroty akcji. Ważne też jest, kogo się spotka na swej drodze – podkreśla w wywiadach, których chętnie udziela.

Dziewczyna Bonda
Po pożegnaniu się z NHL pograł dwa sezony w Szwajcarii, a karierę skończył w macierzystym GKS-ie Tychy. Z reprezentacją wielkich sukcesów nie osiągnął, ale w 1992 roku zagrał na igrzyskach olimpijskich Albertville. Na sportowej emeryturze odnalazł się jako ekspert telewizyjny, pracował w PZHL, pomagał reprezentacji, wspiera sport dzieci i młodzieży, a gdy ma wolny czas, bierze torbę z kijami i rusza na pole golfowe.
Swego czasu życie prywatne Mariusza Cerkawskiego znalazło na celowniku mediów, bo jego pierwszą żoną była Izabella Scorupco, piosenkarka i aktorka (m.in. „GoldenEye”, czyli James Bond nr 17, i „Ogniem i Mieczem”). Ślub odbył się w styczniu 1996 roku w Waszyngtonie, rok później para doczekała się narodzin córki, ale miłość na odległość nie wytrzymała próby czasu – w 1998 roku doszło do rozwodu.
We wrześniu 2007 r. Czerkawski poślubił modelkę Emilię Raszyńską, z którą ma syna Iwo (rocznik 2009). – Gra w hokeja, ma dryg do tego, ale zawodowcem nie zostanie – uśmiecha się pan Mariusz.
Tomasz Ryzner