Takiego finału Wimbledonu świat nie widział od… 1911 roku. Iga Świątek w 57 minut ograła 6:0, 6:0 Amandę Anisimową (USA). Dla Polski to pierwszy w historii singlowy triumf w najbardziej prestiżowym turnieju. Dla 24-letniej raszynianki to także szósty laur w wielkim szlemie. Na kolejny zapoluje podczas US Open.

Tenisistka rodem z Raszyna powtórzyła wyczyn sprzed 7 lat. Wtedy wygrała juniorski Wimbledon, ale w seniorskiej karierze na tych samych kortach nie szło jej tak gładko. Rządziła na kortach Rolanda Garrosa, wygrała tam 4 razy, a na londyńskiej trawie traciła moc i skuteczność. Dwa lata temu doszła do ćwierćfinału, ale w roku olimpijskim odpadła już w III rundzie.
– Piłka na trawie odbija się nisko, a Iga nietypowo trzyma rakietę, potrzebuje czasu w wyprowadzenie uderzenia. W Wimbledonie tego czasu nie ma. Gdy rywalki grają mocno, płasko, Iga ma problem – brzmiała diagnoza ekspertów.
Koniec ery
Sukces w Wimbledonie nie był palącą potrzebą, dopóki szło na innych kortach, a sama Iga liderowała w rankingu WTA. Po ubiegłorocznym triumfie w Paryżu sprawy zaczęły się jednak powoli komplikować. Niepowodzenie w Londynie było wpisane w straty, ale brak złotego medalu w paryskich igrzyskach olimpijskich już nie. Ostatecznie uznano, iż medal to medal, a brązowy nie jest taki zły. Dalsza część sezonu miała wynagrodzić niepowodzenia.
Niestety, kolejnych sukcesów brakowało, a wróble zaczęły ćwierkać, iż relacje polskiej gwiazdy z trenerem Tomaszem Wiktorowskim nabierają coraz niższej temperatury… Jakby mało było problemów na korcie, pojawiła „afera dopingowa”. W sierpniu Iga miała pozytywny wynik testu na niedozwoloną substancję – trimetazydynę. Znalazła się w zanieczyszczonej melatoninie, branej przez Igę w dniu kontroli z powodu kłopotów ze snem. Skończyło się uznaniem tłumaczeń tenisistki i tylko miesięczną dyskwalifikacją.
Do przesilenia w końcu jednak doszło. Na początku października Tomasz Wiktorowski, który doprowadził Igę do czterech tytułów wielkoszlemowych, przestał być jej trenerem. W tym samym miesiącu Polka opuściła fotel liderki rankingu, na którym z przerwą zasiadała 125 tygodni. Rozpoczęło się poszukiwanie coacha, który sprawi, iż Polka wróci na szczyt.

Belg z referencjami
Wiadomo było, iż Igę stać na najlepszych, toteż nazwisko Wim Fissette z miejsca pojawiło się w obiegu. Belg miał imponujące referencje – wcześniej współpracował z byłymi liderkami rankingu WTA: Kim Clijsters, Simoną Halep, Wiktorią Azarenką, Angeliką Kerber czy Naomi Osaką. Ze swoimi podopiecznymi fetował 6 tytułów wielkoszlemowych. 17 października ubiegłego roku został nowym trenerem polskiej gwiazdy.
Belg otrzymał kredyt zaufania, toteż gdy w Australian Open Iga przegrała w III rundzie, rzecz przyjęto ze zrozumieniem. Lutowa wyprawa na Bliski Wschód zaowocowała półfinałem w Doha i ćwierćfinałem w Dubaju. W USA było podobnie – półfinał w Indian Wells, ćwierćfinał w Miami. 99 procent tenisistek w tak zwanym tourze przyjęłoby te wyniki z pocałowaniem ręki. W Polsce odbierano je jako… dowody kryzysu formy u Polki. Lepsze czasy miały nadejść na kortach ziemnych.
Zdradliwa „mączka”
Na tak zwanej mączce Iga od zawsze czuła się wybornie – French Open wygrała pierwszy raz jako 20-latka, w pandemicznym 2020 roku. W latach 2022-24 także nie było na nią mocnych w Paryżu. Dokładała do tego sukcesy w „tysięcznikach” w Madrycie, Rzymie, wygrywała Porsche w zawodach w Stuttgardzie.
W tym roku w stolicy Hiszpanii Iga przegrała w półfinale z Coco Gauf 1:6, 1:6, z którą wcześniej radziła sobie dość łatwo i często. Szybka porażka z Danielle Collins w stolicy Włoch fatalnie wróżyła przed zawodami w Paryżu. W tym momencie znawcy tematu wbijali już szpilki trenerowi Igi.
– Jak bierzesz liderkę rankingu, tenisistkę w formie, to nic nie musisz robić – opisywał źródła trenerskich sukcesów Belga Lech Sidor, komentator Eurosportu. Mówiąc wprost, Wim jechał na tzw. „picu”, a gdy przyszło mu odbudować zawodniczkę, okazał się średnio kompetentny. Tradycyjnie sarkano na wieloletnią obecność w boksie Igi psycholog Darii Abramowicz.
Przed French Open kibice byli pełni obaw, ale nad Tamizą Iga doszła do półfinału. Nie sprostała w nim Arynie Sabalence, ale wstydu nie było (choć 0:6 w III secie bolało). Tak czy owak przed Wimbledonem zrobiło się względnie spokojnie. Eksperci nie pompowali balona. Finał w niemieckim Bad Homburg kilka na tym polu zmienił. Trzy dni przed startem Wimbledonu Iga przegrała z Jessiką Pegulą. Amerykanka do głównych faworytek nr 1 turnieju w Londynie nie należała. Polka była na tej samej półce.

Trzy i pół funta za finał
Dwa tygodnie sprawiły, iż dziewczyna z Raszyna znów jest na topie. Nikt już nie pyta, dlaczego nie działa jej serwis, co jest z forhendem, kiedy zacznie częściej grać slajsa, chodzić do siatki i, „last but not least”, mieć euforia z gry. Iga znów jest wielka, tryska energią, a spokojny coach z Belgii chyba nie jedzie w swej robocie tylko na farcie, choć ten w żadnej nie zawadzi.
Znawcy historii tenisa żartują, iż musiało się udać, bo przecież do trzech razy sztuka. W 1937 roku w finale Wimbledonu grała Jadwiga Jędrzejowska i choć była bliska celu, ostatecznie przegrała 2:6, 6:2, 5:7 z Brytyjką Dorothy Round. Pochodząca z ubogiej rodziny robotniczej w Krakowie tenisistka po finale otrzymała plakietkę z napisem „runner-up” i bon towarowy wartości… 3.5 funta.
Trzy miliony, ale brutto
Agnieszka Radwańska, która też pochodzi z miasta pod Wawelem, zaliczyła finał w Londynie w 2012 roku. W meczu z Sereną Williams była skazywana na bolesną przegraną, ale nie sprzedała tanio skóry – uległa Amerykance 1:6, 7:5, 2:6. Na pociechę skasowała około pół miliona funtów. Nagroda dla Igi wyniosła 3 mln funtów (brutto), co stanowi najwyższą wygraną w historii kobiecego Wimbledonu.
Dlaczego Polka wygrała na nawierzchni, której się wcześniej obawiała, i zrobiła to w tak imponującym stylu. – Nauczyła się lepiej poruszać na trawie, lepiej serwowała. Częściej schodziła do siatki. Bardzo dobrze reaguje na niską piłkę, przestała się bać slajsa – wyjaśniał Tomasz Wolfke, ekspert tenisowy.

A może Wielki Szlem
W 1988 roku w finale French Open Steffi Graf rozgromiła 6:0, 6:0 Nataszę Zwieriewą (Białorusinka w barwach ZSRR). Iga powtórzyła wyczyn, ale warto dodać, iż 37 lat temu Niemka skompletowała klasycznego Wielkiego Szlema – wygrała też Australian Open, Wimbledon i US Open. Czy Igę stać na to, by pójść w ślady legendy tenisa?
– Nawet Serenie Williams się to nie udało. Wygrywała cztery turnieje po kolei, ale nie w jednym roku. Ale może to powinien być kolejny cel Igi. Z taką grą wszystkie drzwi są przed nią otwarte – podkreśla pan Tomasz.
Tomasz Ryzner