Izabela Basamon, bokserka Wisłoka Rzeszów: Nie spodziewałam się, iż będę walczyć o złoto

3 dni temu
Izabela Basamon zdobyła w Wejherowie srebrny medal, dokładając do swojej kolekcji trzeci krążek mistrzostw Polski. To jej czwarte trofeum w ciągu ostatnich czterech lat. Ma też na koncie srebro z międzynarodowego Pucharu Polski U-15. (Fot. Mike Media)

Ma 17 lat, ręce szybsze niż niejedna myśl, a na koncie – kilka medali krajowego czempionatu. Na ringu nie odpuszcza nikomu, ale poza nim to uśmiechnięta, skromna dziewczyna z pasją. Między linami zostawia nie tylko serce, ale także strategię i wyjątkowy charakter. Poznajcie IZABELĘ BASAMON, bokserkę RKB Wisłok, która od kilku lat udowadnia, iż siła nie ma płci, a talent – granic. W rozmowie z nami świeżo upieczona wicemistrzyni Polski juniorek (63 kg) opowiada o emocjach tuż przed walką, o tym, jak wygląda życie między szkołą a salą treningową, jakie ma marzenia pozasportowe i co odpowiedziałaby tym, którzy wciąż uważają, iż „boks to sport nie dla dziewczyn”.

BOKS.

– Iza, od czterech lat nie schodzisz z podium prestiżowych turniejów w Polsce i nie wygląda na to, żebyś miała zwolnić tempo. Kiedy rywalki słyszą nazwisko Basamon, pewnie muszą się lekko obawiać.

– Mam nadzieję, iż tak jest (uśmiech).

– Zapytam wprost – czujesz się jedną z najlepszych pięściarek w kraju?

– Może nie czuję się jedną z najlepszych w Polsce, ale w czołówce chyba już jestem (uśmiech).

– Podejrzewam, iż Twoi trenerzy, jak i cała społeczność Wisłoka, powiedzą, iż jesteś tytanem pracy. Ale talentu też chyba Ci nie brak.

– Wydaje mi się, iż najwięcej zawdzięczam ciężkiej pracy. Może trochę talentu też mam, ale to trening przede wszystkim zrobił różnicę.

W finale zabrakło sił

– Miałaś bardzo trudną drogę do finału ostatnich mistrzostw Polski, mierząc się z wyjątkowo wymagającymi przeciwniczkami. Szłaś jak burza, ale w walce o złoto musiałaś uznać wyższość rywalki. Srebro to jednak ogromny sukces — zwłaszcza iż byłaś jedynym zawodnikiem z Podkarpacia, zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn, który miał zaszczyt walczyć o najcenniejszy kruszec.

– Miałam najwięcej zawodniczek w swojej wadze – aż 16 dziewczyn. Wcześniej, gdy zdobywałam brąz w młodziczkach i kadetkach, było ich znacznie mniej. Teraz musiałam wygrać dwie walki, żeby mieć pewny brązowy medal. Tak się ułożyło losowanie, iż trafiłam na trzy najlepsze zawodniczki. Pierwszą walkę wygrałam walkowerem, ale do drugiego pojedynku musiałam podejść odpowiednio psychicznie. Rywalka była wyższa, więc trudniej było się do niej dostać. Wszystko poszło dobrze — trzymałam się tego, co mówił mi trener. Pierwsza runda była najlepsza — chciałam w niej zaznaczyć dominację, żeby potem nie było wątpliwości. W kolejnej walce zmierzyłam się z dziewczyną, z którą wcześniej dwukrotnie przegrywałam. Trochę się jej obawiałam. Wiedziałam, iż jest lepszą zawodniczką, ale byłam też świadoma, iż sama zbudowałam formę. Obraliśmy z trenerem odpowiednią strategię — nie wpadałam w nią, czekałam, kontrowałam. Wygrałam, bo byłam szybsza. Niestety, w finale zabrakło sił. Te wszystkie pojedynki były najcięższe, jakie dotychczas stoczyłam. Moja rywalka kończyła wcześniejsze walki przed czasem, miała więcej energii i bardzo mocne ciosy, które naprawdę odczuwałam. A wiadomo — jak głowa obita, to już się nie myśli.

– Biorąc pod uwagę Twoje wcześniejsze medale, do Wejherowa jechałaś prawdopodobnie po kolejny krążek?

– Jadąc do Wejherowa,nie spodziewałam się, iż dotrę do finału. Oczywiście chciałam osiągnąć jak najwięcej. Może to dziwne, ale nie nastawiałem się na minimum — chciałam maksimum, choć, jak wspomniałam, nie brałam pod uwagę, iż rzeczywiście dojdę aż tak daleko (śmiech).

Boks? Wcale nie miałam takiego planu

Zaczęłaś trenować boks w wieku 13 lat. Gdyby ktoś Ci wtedy powiedział, iż jeszcze jako niepełnoletnia będziesz regularnie przywozić medale z ogólnopolskich imprez — jak byś zareagowała?

– Nigdy bym nie pomyślała, iż w ogóle będę startować w jakichkolwiek zawodach. Od dziecka uprawiałam różne sporty, a na boks przyszłam na treningi tak po prostu, dla siebie, dwa razy w tygodniu. Wtedy ktoś mnie zapytał, czy nie chciałabym spróbować wystartować w zawodach. Odpowiadałam, iż nie chcę, może kiedyś… Ale na pewno nie wyobrażałam sobie, iż będę brała udział w mistrzostwach Polski.

– No właśnie, to teraz pora na kulisy: jak to wszystko się zaczęło, iż dziewczyna z Sokołowa Małopolskiego walczy dziś o tytuł najlepszej pięściarki w kraju?

– Tak jak mówiłam, sport nie był mi obcy od dziecka. W Sokołowie próbowałam swoich sił m.in. w karate, a w Rzeszowie uczęszczałam na zajęcia z akrobatyki. Wydawało mi się, iż to właśnie ta dyscyplina będzie moją drogą. Potem nastała pandemia, przestałam jeździć na zajęcia, a w końcu całkiem je porzuciłam. I nie wiem, jak to się stało, ale pojawił się pomysł, iż może warto spróbować sportów walki. Nie myślałam wtedy tylko o boksie, ale też o MMA czy K1. Poprosiłam tatę, żeby coś dla mnie poszukał — i znalazł klub Wisłok w Rzeszowie. No i tak już zostałam (śmiech).

– To była miłość od pierwszego wejrzenia?

– Wydaje mi się, iż tak. Pierwszy trening był bardzo ciężki — pamiętam, iż „umierałam” po nim (śmiech). Ale się nie poddałam. Mówiono mi, iż wiele dziewczyn rezygnuje już po pierwszych zajęciach. Ja zostałam, a z czasem każdy trening zaczął sprawiać mi przyjemność.

– Rodzina albo znajomi nie próbowali Cię odwieźć od tych planów? W końcu to sport raczej kojarzony z mężczyznami.

– Rodzice byli pozytywnie nastawieni. Tata na początku woził mnie na treningi — bardzo to doceniam. Wszyscy byli w szoku, gdy pojawiły się pierwsze sukcesy. Wśród znajomych też to odbierane jest normalnie. Na początku trochę się dziwili, bo nie mogłam z nimi gdzieś wyjść — bo miałam trening. Ale teraz są już przyzwyczajeni (uśmiech).

Jak udaje Ci się łączyć szkołę, życie towarzyskie i treningi?

– Jest ciężko. W szkole nie jestem zaangażowana w naukę na sto procent. Dużo trzeba kombinować i zapamiętywać z lekcji, bo w domu uczę się tylko do przedmiotów rozszerzonych — żeby dobrze przygotować się do matury. Ze znajomymi też czasem trudno się zgrać, ale jakoś daję radę.

Adrenalina, stres i pełne skupienie

Co czujesz tuż przed wejściem do ringu? Jest stres, ekscytacja czy totalne skupienie?

– Najbardziej odczuwam adrenalinę. Dochodzi presja, czasem stres — ale kiedy zabrzmi pierwszy gong, wszystko „puszcza”. Nie czuję już żadnych emocji, znika napięcie. Natomiast mniej więcej 10 minut przed walką to moment największego skumulowania emocji. Przy większych zawodach, choćby kilka dni wcześniej — kiedy kładę się spać i wszystko sobie wyobrażam — nieraz ściska mnie ze stresu. Ale to nie wynika ze strachu, iż przegram. To raczej pozytywny stres — czy uda mi się zrealizować wszystko, co sobie zaplanowałam.

Co dzieje się w Twojej głowie w trakcie walki? Myślisz, trzymasz się kurczowo schematu od trenera, czy działasz instynktownie?

– Myślę, iż to działa pół na pół. To trochę jak pamięć mięśniowa. Mam w głowie, jak mam zawalczyć — czy się „pchać”, czy walczyć na dystans. Kiedy mam już dobrze opanowany styl, to te schematy wchodzą same. Nie muszę myśleć, co zrobić — to się dzieje instynktownie.

To teraz rodzi się pytanie — masz jakiś rytuał przed wyjściem do ringu?

– Nie mam. Słyszałam, iż wiele osób ma swoje rytuały i iż pomagają im one zredukować stres. choćby próbowałam coś takiego u siebie wprowadzić, ale nie mam na to pomysłu. Poza tym — nie czuję, iż tego potrzebuję.

Mój styl? Wymiany ciosów

Czy w związku z tym, iż na arenie ogólnopolskiej ciągle jesteś w czołówce, spodziewasz się powołania do reprezentacji Polski?

– Mój trener coś wspominał, ale nie wiem, czy to wyjdzie. Mam świadomość, iż powołanie może się pojawić, ale podchodzę do tego bardzo spokojnie.

– Gdybyś miała powiedzieć selekcjonerowi, co jest Twoją najmocniejszą stroną, jak byś siebie scharakteryzowała?

– Wydaje mi się, iż moją najmocniejszą stroną jest charakter. Od początku treningów właśnie na tym bazowałam. Nie miałam żadnej kondycji, żadnej wydolności — totalnie nic.

– A jak ustosunkujesz się do wymiany ciosów w ringu? Lubisz iść na taką wymianę, czy preferujesz inny styl?

– Zdecydowanie wymianę. Zawsze staram się ją zaczynać i kończyć. To jest wysoko punktowane przez sędziów. W kategorii 63 kg nie mam co przygotowywać się do walk na dystans, bo przeciwniczki są wysokie i będą mnie kontrolować lewą ręką, zadawać ciosy — więc będę bez szans. Muszę wchodzić, skracać dystans i pracować przede wszystkim w półdystansie. Na ostatnich mistrzostwach walczyłam właśnie w ten sposób i czułam się naprawdę dobrze.

Boks dał mi pewność siebie

– Jakbym Ci powiedział, iż boks to nie jest sport dla dziewczyn, jak byś mnie przekonała, iż się mylę?

– To nie zależy od płci, tylko od tego, jaki jest człowiek i jak jest w stanie to wszystko wytrzymać.

– Podejrzewam, iż boks nauczył Cię także czegoś, co przydaje się poza ringiem.

– Tak, mam o wiele większą pewność siebie. Potrafię dobrze radzić sobie w stresowych sytuacjach. W towarzystwie też nie jestem cicha — lubię rozmawiać z ludźmi, choćby sama inicjując rozmowę.

Gdy przepytuję różnych bokserów, dlaczego akurat boks był idealnym sportem dla nich, mówią, iż zawsze mieli mnóstwo energii, którą musieli rozładować. Ty też od dziecka nie mogłaś usiedzieć w miejscu?

– Tak, przez cały czas tak mam. Na przykład gdy mam przerwę od treningów, mam o wiele więcej energii i nie mogę usiedzieć w miejscu. Jako dziecko byłam bardzo energiczna. Mama słyszała ode mnie najczęściej słowa: „nudzi mi się”. Gdy wychodziłam z domu na podwórko z koleżankami, potrafiłam tam zostać cały dzień. Teraz, gdy wracam po treningu, jestem padnięta (uśmiech).

– Wyczerpujące muszą być zwłaszcza sparingi z chłopakami, bo w Wisłoku nie ma wielu dziewczyn.

– Przed mistrzostwami Polski sparowałam niemal z samymi chłopkami, co tylko wyszło mi na dobre, bo są lepsi i silniejsi, choć myślę, iż niejeden mój cios dał im się odczuć (śmiech).

Chcę zwiedzić cały świat

– Czy masz jakieś marzenia, które wykraczają poza sport?

– Bardzo chciałabym zwiedzić mnóstwo świata — najlepiej wszystkie kraje (śmiech). Jestem mega ciekawa, co znajduje się poza naszym krajem. Moją podróż chciałbym rozpocząć od lotu do Japonii.

– Gdzie widzisz siebie za pięć lat? Olimpijskie złoto, profesjonalna kariera, a może coś zupełnie innego?

– Nie wiem, jak to się potoczy. Gdy będę już walczyć w kategorii seniorskiej, będę na studiach, ale jeszcze nie wiem gdzie i na jakim kierunku, tak iż naprawdę nie mam pojęcia, co będzie za pięć lat.

– A chciałabyś walczyć zawodowo i utrzymywać się z boksu?

– Chyba nie. Nie wiem, czy głowa dałaby radę na dłuższą metę. Boks niesie ze sobą bardzo dużo mikrourazów. Poza tym w zawodowym sporcie przyszłość zależy od tego, czy wygrasz walkę. Niemniej, na ten moment boks jest u mnie na pierwszym miejscu.

Ale nie samym boksem żyje człowiek. Jak wygląda Twój dzień bez boksu? Masz czas na seriale, TikToka, ulubione jedzenie?

– Jasne. Są filmy, seriale, Tiktok też (uśmiech). Lubię również czytać książki — najbardziej kryminały, szczególnie te spod pióra Agathy Christie.

– Iza, już na koniec — trzymając kciuki za Ciebie na ringu powiedz, czego Ci życzyć na kolejnym etapie bokserskiego szlaku?

– Sukcesów, a zwłaszcza złota w kolejnych mistrzostwach Polski.



PRZECZYTAJ TEŻ: Biało-Czerwone debiutują na Euro

Idź do oryginalnego materiału