Jagiellonia: Co nie zagrało w Gdańsku?

dziendobrybialystok.pl 1 miesiąc temu

Nie tak miał wyglądać powrót mistrzów Polski do ligowego grania po przerwie na rozgrywki reprezentacyjne. Żółto-czerwoni nie dość, iż przegrali z broniącą się przed spadkiem Lechią Gdańsk to jeszcze zagrali słabo. Porażka z ekipą z Pomorza była absolutnie zasłużona, a mistrzowie Polski o pierwszej połowie powinni jak najszybciej zapomnieć. No, chyba iż trener Adrian Siemieniec - w ramach pokuty za gdański występ - każe im swój występ oglądać. Jagiellonia w I połowie była naprawdę tylko tłem dla gospodarzy, którzy - przypomnijmy - bronią się przed spadkiem. Żółto-czerwoni nie oddali ani jednego celnego strzału na bramkę rywali. Jedynym zagrożeniem bramki gospodarzy to wspólne dzieło bramkarza gdańszczan Bohdana Sarnawski i pary obrońców Elias Olsson - Miłosz Kałahur. W 24 minucie po strzale Jesusa Imaza zza pola karnego piłka odbiła się od głowy Olsson. Próbował ją piąstkować golkiper Lechii, ale wpadł na Afimico Pululu i zrobił to tak nieudolnie, iż piłka po kiksie poleciała do bramki gdańszczan. Tam na linii wybijał ją właśnie Kałahur, ale też nie trafił czysto w piłkę. Ta odbiła się jeszcze od poprzeczki i z kłopotami złapał ją Sarnawski. Wcześniej: w 6 Enzo Ebosse podawał piłkę we własne pole karne w kierunku Sławomira Abramowicza. Białostocki bramkarz miał chwilę zawahanie i z piłką przy nodze został zaatakowany wślizgiem przez Tomáša Bobčeka. Na szczęście futbolówka wybita spod nóg Abramowicza wyleciała za br

Idź do oryginalnego materiału