Bo pani to by chciała, żeby pięć dziewczyn tańczyło na rurze – to właśnie usłyszałam od pani dyrektor prowadzącej ten dom opieki dla seniorów – mówi niewidoma pani Alina Koralewska z Opola, z wykształcenia romanistka, wcześniej wykładowczyni na Uniwersytecie Opolskim, a przez wiele lat znana masażystka w szpitalu przy ul. Wodociągowej.
– A ja tylko chciałam opieki w domu opieki – mówi pani Alina. – I nie oczekiwałam all inclusive, tylko tego, na co się wcześniej umawialiśmy. I nie przyjechałam do pani dyrektor w gości, bo za miesiąc pobytu w tym ośrodku trzeba zapłacić 7 tysięcy złotych. Nie muszę mówić, iż dla mnie to ciężki pieniądz. No i nie rozumiem, dlaczego „skasowano” mnie na 500 złotych za to, iż zablokowałam miejsce w ośrodku.
Niewidoma od 14. roku życia pani Alina przed operacją szukała odpowiedniego dla siebie ośrodka, gdzie mogłaby zostać na czas rekonwalescencji.
– Mówiłam, iż będę po operacji, endoprotezie biodra, więc potrzebuję odpowiednich warunków, między innymi odpowiedniej wysokości łóżka, toalety z odpowiednią nakładką, bo wszystko musiałoby być wyższe – wylicza pani Alina. – I byłam wielokrotnie zapewniana, iż oni wszystko wiedzą i wszystko mają, bo takich właśnie mają pacjentów.
Wcześniej jeszcze pojechała do tego domu opieki dla seniorów na rekonesans, zabierając koleżankę.
– Widząca koleżanka zachwyciła się, iż tak tam ładnie – mówi. – Pracownica pokazała nam wzorcowy pokój, ale do łazienki już nie wchodziłam, nie dotykałam wszystkiego, wierząc w te wszystkie zapewnienia.
Toalety brak. Umowa zawarta
W trzeciej dobie po operacji karetka przywiozła panią Alinę do ośrodka.
– Po obiedzie dostałam łóżko ortopedyczne, ale materac już z gąbki, więc poprosiłam o zmianę – relacjonuje. – Usłyszałam, iż jutro coś wykombinują, bo dziś już nic się nie da zrobić. W łazience sedes wprawdzie z barierkami, ale niziuteńki. I znów usłyszałam, iż coś wykombinują, ale jutro.
Pani Alina mówi, iż jak chce się człowieka upokorzyć, to najlepiej nie dać mu dostosowanej dla niego toalety.
– A przecież zapewniano mnie, iż mają odpowiednie – podkreśla. – Zaoszczędzę już opisu miski, jaką mi podstawiono. I jak się z tego korzystało.
Pierwszego dnia zaraz po obiedzie przyszła pracownica, żeby podpisać umowę na pobyt w domu opieki dla seniorów. Pani Alina ma żal, iż tej umowy jej nie przeczytano. Najwidoczniej zabrakło tutaj wiedzy, jak się załatwia dokumenty z osobą niewidomą.
– Na miejscu zrobiłam przelew na pięć tysięcy złotych, bo taki mam limit dzienny, a dwa tysiące miałam przelać następnego dnia – kontynuuje pani Alina. – Panie zgarnęły papiery i poszły.
Numer telefonu i dobranoc
Wieczorem było następne zaskoczenie, bo po kolacji przyszła opiekunka i zamknęła na klucz drzwi od zewnątrz.
– Zaczęłam wrzeszczeć „Co pani robi, choćby niech się pani nie waży mnie zamykać!”, ale usłyszałam, iż wszystkich zamykają na klucz – mówi dalej. – Krzyczałam, iż nie jestem w zakładzie zamkniętym. Poza tym nie jestem mobilna, więc się nie ruszę. Pierwsza moja myśl była taka, iż gdyby wybuchł pożar, to ja w tym pokoju mam wyłącznie okno dachowe.
Od opiekunki dostała numer telefonu, gdyby czegoś potrzebowała.
– Pytałam o jakiś „sznurek-alarm”, gdybym w łazience gorzej się poczuła, ale powiedziały, iż nic takiego tam nie ma – dodaje. – Ostatecznie nie wiem, czy mnie zamknęła, czy nie, bo choćby nie miałam siły wstać, żeby sprawdzić.
„O!Polska” sprawdziła: przepisy nie zezwalają na zamykanie mieszkańców w pokoju od zewnątrz, ponieważ ograniczałoby to ich prawo do wolności. Wyjątek stanowią sytuacje, kiedy osoba z poważnymi problemami psychicznymi zagraża sobie lub innym, co wiąże się z wieloma obwarowaniami, m.in. zaświadczeniem lekarza wystawionym na okres próbny.
Dom opieki dla seniorów. Gdzie opiekunek pięć
Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, miało być pięć posiłków dziennie, a kawa i herbata bez ograniczeń.
– Wiadomo, iż to nie all inclusive, ale kiedy poprosiłam po śniadaniu o kawę, to dla pewności zapytałam, co to jest, co mi przyniesiono – kontynuuje pani Alina. – Usłyszałam, iż kawa prawdziwa z „Inką”, więc poprosiłam o normalną kawę.
Po śniadaniu pani Alina na wózku miała czekać w głównej sali na obiad.
– A mnie wszystko bolało i chciałam się położyć na łóżku – opowiada. – Usłyszałam jednak, iż wszystkich zwożą już na obiad, a było grubo przed południem. Obiad miał być dopiero za dwie godziny. Naprawdę poczułam się gorzej, więc powiedziałam, iż rezygnuję z obiadu i poprosiłam, żeby mnie zawieziono do pokoju. Wtedy opiekunka odpowiedziała: „Nie panikuj, nie panikuj, dostaniesz obiad…”.
A za swoimi plecami usłyszała, jak ktoś mówi do jej opiekunki: „To tak każdą zamierzasz wozić, kiedy będzie chciała?”.
– Odpaliłam wtedy, iż jestem w czwartej dobie po operacji i to ja chciałabym decydować, kiedy się muszę położyć – wspomina. – A usłyszałam: „Ależ proszę pani, was jest siedemdziesiąt, a nas jest pięć i do tego latamy do was po trzech budynkach”.
„Aż pół godziny pani poświęcili”
Jak opowiada pani Alina, w niedzielę też był spęd na główną salę, choć zewsząd słyszała, jak pensjonariuszki proszą, by przynajmniej w niedzielę mogły po śniadaniu pobyć w swoich pokojach.
Kiedy pytała, co się robi na głównej sali między godziną 11 a 13, znów usłyszała: siedzi się i czeka na obiad.
– No to powiedziałam, iż nie wysiedzę tyle, a poza tym mam bardzo dobrą książkę i chcę pobyć w pokoju – ciągnie pani Alina. – Już nikt tego z personelu nie skomentował, tylko zakomunikowano mi, iż przyjdą po mnie do pokoju o 12.45 na obiad.
Ale wcześniej, jeszcze przed południem, do pokoju wkroczyły dwie inne panie z personelu.
– Oczywiście, weszły bez pukania, bo kultura nie obowiązuje – mówi z przekąsem pani Alina. – Jedną z tych pań była dyrektor ośrodka. Powiedziała mi, iż dotarło do niej, iż nie podoba mi się w ich ośrodku i zapytała, co konkretnie. To wymieniłam wszystko, co było obiecane, a nie zostało spełnione, czyli łóżko odpowiednie, pokój, meble nie zostały ustawione dla osoby niewidomej. Nie ukrywałam też, iż taka toaleta upokarza człowieka, a ja to potem przeżywam.
Na to dyrektorka stwierdziła, iż pani Alina sterroryzowała personel, a opiekunki były u niej aż 30 minut.
– Żeby było jasne, niektóre opiekunki to naprawdę anioły, one choćby w tej dziwnej sytuacji gimnastykowały się, żeby mi pomóc – przyznaje pani Alina. – I to prawda, raz były pół godziny, bo próbowały przemeblować i dostosować dla mnie pokój.
Wyproszona w niedzielę
Finał tej rozmowy, według pani Aliny, był taki, iż dyrektorka oznajmiła: „Pani stąd wyjedzie, bo pani by chciała, żeby pięć dziewczyn tańczyło na rurze”.
– A to nieprawda, bo domagałam się tylko opieki w domu opieki – zaznacza pani Alina. – Poprosiłam, żeby w niedzielę mnie nie wyrzucała i zaczekała do czwartku, bo wtedy przylatuje z zagranicy moja córka, więc mnie odbierze. Ale pani dyrektor była niewzruszona, powiedziała, iż mam zapłacić tylko za te kilka dni pobytu i dodatkowo 500 złotych za zablokowanie miejsca. Nikt nie zamierzał czekać do czwartku na przylot mojej córki…
W tę niedzielę z ośrodka odebrała ją koleżanka. Pomogła też niewidomej pani Alinie się spakować.
– Ale do dzisiaj, po tylu miesiącach nie dostałam umowy, którą ze mną zawarli na ten pobyt – żali się pani Alina. – Kiedy prosiłam o umowę, to pani dyrektor stwierdziła, iż przecież ją dostałam. Wmawiają mi, iż umowa została w pokoju. Wyrzucono mnie stamtąd, a mojej córce wciskają, iż to ja podjęłam taką decyzję.
Dom opieki dla seniorów. „To my czujemy się oszukani”
„O!Polska” skontaktowała się z ośrodkiem. W sekretariacie pytamy o panią dyrektor, aby dowiedzieć się, jak historia pani Aliny wygląda z drugiej strony. Kiedy słyszymy, iż pani dyrektor nie będzie przez najbliższe dwa tygodnie, prosimy o możliwość rozmowy z kimś, kto ją zastępuje.
– Ja jestem pracownikiem, też bym chciała gwiazdkę z nieba i nie mogę jej dostać – pada odpowiedź. – Nie wiem, kim pani jest, czy dzwoni pani z wysp Hula-Gula. I nie udzielamy żadnych informacji o obecnych i byłych podopiecznych.
Ale po chwili nasza rozmówczyni się ujawnia:
– To ja jestem dyrektorem ośrodka, proszę mówić, kim pani jest?
Kiedy dziennikarka się przedstawia, dyrektorka natychmiast przerywa rozmowę.
„Jak zgubiła umowę, to nie nasz problem”
Dzwonimy pod następny numer widniejący na stronie tego ośrodka. Tym razem trafiamy na osobę, która mówi, iż jest pełnomocnikiem prawnym ośrodka. Na wstępie słyszymy, iż pełnomocnik (który się nie przedstawił) nie zamierza się nikomu spowiadać.
Na pytanie o treść umowy, której do dzisiaj nie otrzymała pani Koralewska, odpowiada, iż ośrodek ma potwierdzenie pisemne, iż pani Alina otrzymała umowę
– A jak pani Koralewska umowę zgubiła, to nie jest nasz problem – kontynuuje. – Pełnomocnik pani Koralewskiej wysłał nam list, na który odpowiedzieliśmy dwa razy. Ale ten adwokat pani Koralewskiej nie odbiera korespondencji. I nie będziemy dłużej rozmawiać, bo odpowiedzieliśmy adwokatowi pani Koralewskiej.
– To my czujemy się oszukani – dodaje. – I nikt jej nie wyrzucał, to ona sama zrezygnowała. Mamy roszczenia finansowe wobec pani Koralewskiej…
Kiedy pytamy, jakie to roszczenia, mężczyzna już nie odpowiedział.
– Nie będę z panią dłużej rozmawiać, bo nie jest pani pełnomocnikiem prawnym – zakończył.
Karma zawsze wraca
Mecenas Aleksandra Nowak, reprezentująca panią Alinę, zaprzecza, jakoby nie chciała odbierać korespondencji.
– Sytuacja jest dziwna, bo tej kopii umowy, jaką zawarto z panią Koralewską, o którą wystąpiłam cztery miesiące temu, do dzisiaj nie dostałam – irytuje się mecenas Aleksandra Nowak.
– Kiedy się w końcu dodzwoniłam do tego domu opieki dla seniorów, usłyszałam od dyrektorki, iż pismo poszło do prawnika i mam czekać. Ale do dzisiaj nie dostałam od nich żadnego pisma. I żadnych wezwań do zapłaty pani Koralewska nie dostała. Myślę, iż oni wyszli z założenia, iż sprawa sama przycichnie – uważa pani mecenas.
A jak poradziła sobie pani Alina, kiedy musiała opuścić ośrodek?
– Dobrzy ludzie mi pomogli – uśmiecha się pani Koralewska. – Rano przychodziła sąsiadka, wieczorem koleżanka. Zamówiłam dietę „pudełkową”. Jakoś poszło.
– Mam takie swoje przekonanie, iż karma zawsze wraca, więc nie ma co rozpaczać, choćby w trudnych sytuacjach – dodaje pani Alina, która jest też wolontariuszką.
W przeszłości opiekowała się niewidomymi dziećmi w Indiach i Maroku, a potem utrzymywała jeszcze z nimi kontakt i tak, jak mogła, wspierała finansowo.
Czytaj także: Siedem tysięcy Opolan dostało już wyższe emerytury. W kolejce czeka ponad trzy razy więcej
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania