Zielone obligacje stanowią jeden z najmniej medialnych elementów polityki zrównoważonego rozwoju, ale biorąc pod uwagę ogromne zyski jakie generują można je wręcz uznać za jeden z najważniejszych.
Zrównoważony rozwój to zjawisko, które wymyka się jednoznacznym i ścisłym definicjom. Jak powszechnie wiadomo tworzy je zestaw kilkunastu idei (17 oficjalnych celów), składających się na wizję bardziej ekologicznego, wolnego od biedy, zdekarbonizowanego, równościowego oraz odpowiedzialnie i sprawiedliwie urządzonego świata. Tak szeroki rozrzut dążeń zrównoważonego rozwoju sprawia, iż zwykłemu człowiekowi najczęściej trudno zrozumieć o co dokładnie w nim chodzi i jakie będą konsekwencje wprowadzenia w życie jego najważniejszych postulatów.
Parawan frazesów
Jak głosi stare porzekadło: „gdy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze”. W sposób niezwykle adekwatny opisuje ono ową nieokreśloność i ogólnikowość towarzyszącą podstawowym założeniom zrównoważonego rozwoju. Za parawanem frazesów o budowie bardziej odpowiedzialnego, czystego i bezpiecznego świata kryje się bowiem coraz więcej mechanizmów finansowych o ogromnych wręcz rozmiarach. Zrównoważony biznes dał o sobie jak dotąd Polakom znać głównie poprzez system handlu pozwoleniami na emisję CO2 oraz narastającą presję na eliminację aut z napędem spalinowym. Rozbudowane ustawodawstwo napędzające zyski „zielonym baronom” będzie jednak w nadchodzącym czasie wdrażane w coraz szybszym tempie, windując finansowe profity ze zrównoważonej agendy do niespotykanych dotąd poziomów.
Jednym z takich obszarów będzie rynek tzw. „zielonych obligacji”. Pierwszy tego typu instrument finansowy został wyemitowany w 2007 roku przez Europejski Bank Inwestycyjny. W debiutanckim roku całkowita wartość zielonych obligacji wyniosła 800 mln dolarów. W minionej dekadzie cały rynek rósł w tempie choćby 100% rocznie. W efekcie na koniec 2021 roku całkowita wartość wszystkich wyemitowanych dotąd obligacji tego typu wyniosła aż 1,64 bln dolarów. Ubiegły rok był nieco rozczarowujący pod względem wielkości emisji, ale już w 2023 roku ma ona znowu wspiąć się do poziomu z 2021 roku czyli niemal 600 mld dol. Mimo iż stosunkowo kilka osób o nich w ogóle słyszało, zielone obligacje zdążyły się jak widać rozrosnąć do bardzo pokaźnych rozmiarów.
Na czym polega „zieloność” nowego rodzaju obligacji? Instytucje regulujące rynki finansowe nie zdążyły jeszcze tego ostatecznie ustalić, niemniej jednak nie przeszkadza to podmiotom z całego świata wypuszczać na rynek kolejne transze zrównoważonych papierów wartościowych. Przyjęło się, iż na ogół zielone obligacje mają za zadanie pozyskać finansowanie na projekty lub przedsięwzięcia sprzyjające walce z globalnym ociepleniem. Z tego właśnie powodu mówi się na nie czasami zamiennie „obligacje klimatyczne”.
Szczególnie uprzywilejowane obligacje
Czy „zielone obligacje” posiadają szczególne uzasadnienie ekonomiczne skoro na rynkach finansowych jest ich w tej chwili tak dużo? Najlepszej odpowiedzi na to pytanie udzieli fakt, iż w dzisiejszym świecie wielkich finansów mamy do czynienia również z „obligacjami genderowymi” czy też „obligacjami rasowej równości”. Ich popularność jest dużo mniejsza niż w przypadku „zielonych obligacji”, niemniej jednak samo ich istnienie pokazuje jak bardzo rynki finansowe odkleiły się od tzw. realnej gospodarki.
Zielone obligacje są coraz bardziej popularne m.in. dlatego, iż na ogół oferują możliwość finansowania po niższych kosztach niż w przypadku tradycyjnych obligacji. Tego typu sytuacja może tworzyć fałszywe wrażenie, iż zrównoważony rozwój to rzeczywiście idea przyszłości, ponieważ inwestorzy z całego świata wyceniając „zielony dług” taniej niż zobowiązania przeznaczone na inne przedsięwzięcia potwierdzają tym samym, iż walka z globalnym ociepleniem oraz starania na rzecz bardziej sprawiedliwie urządzonej przyszłości są bardziej przyszłościowe. Skoro bowiem realizującym zielone przedsięwzięcia oferuje się środki finansowe na dużo lepszych warunkach to prawdopodobnie musi oznaczać to, iż projekty te przyniosą wyższą niż przeciętna stopę zwrotu i pozwolą bez problemu spłacić zaciągnięte zobowiązania.
Jest to oczywiście iluzja podtrzymywana w sposób sztuczny przy pomocy środków ściśle politycznych. Zacznijmy od tego, iż zielone obligacje w pierwszych latach były wprowadzane na rynki przy ścisłej współpracy z międzynarodowymi instytucjami i rządami. Także i dziś największy na świecie chiński rynek zielonych obligacji funkcjonuje w znacznej mierze pod patronatem Banku Chin. Innymi słowy, to pieniądze podatników sprawiały i przez cały czas sprawiają, iż firmy czy samorządy z całego świata mogą zadłużać się taniej niż by to wynikało z ich rzeczywistej kondycji finansowej i dochodowości.
Obecnie zielone obligacje są coraz częściej oferowane przez korporacje i instytucje finansowe (łącznie choćby 60% wszystkich emisji). Nie oznacza to jednak wcale, iż udowodniły swoją rynkową wartość i przydatność dla gospodarki. W znacznej mierze popyt na nie zgłaszają bowiem największe na świecie fundusze (m.in. BlackRock, State Street), które z inwestycji spełniającymi standardy ESG (czyli środowiskowymi, społecznej odpowiedzialności i ładu korporacyjnego) uczyniły dla siebie jeden z podstawowych sposobów na zarabianie pieniędzy. Klienci tych mamucich rozmiarów funduszy świadomie godzą się na wyższe stawki święcie wierząc w to, iż przy okazji ratują także planetę i pomagają uczynić świat wolnym od specyficznie definiowanych szowinizmu, homofobii i faszyzmu. Wyższe stawki rekompensują zaś funduszom to, iż inwestują w projekty, które wyceniono znacznie lepiej niżby wskazywała ich realna kondycja i szanse na dochodowość.
Biznes się kręci
Niedawno znacznego zastrzyku pieniędzy na poczet emisji zielonych obligacji udzieliło amerykańskie państwo poprzez podpisaną przez prezydenta Joe Bidena wartą blisko 390 mld dol ustawę IRA. Nad swoją własną wersją tego przedsięwzięcia pracuje również Komisja Europejska. Oznacza to, iż rynek zielonych obligacji jeszcze długo będzie na fali wznoszącej. Granice jego rozwoju wyznaczy prawdopodobnie dopiero kolejny większy kryzys finansowy, który obnaży ogromne marnotrawstwo środków związane ze „zrównoważonym biznesem” oraz sprawi, iż wiele projektów zwyczajnie będzie musiało zostać zlikwidowanych.
Póki co jednak biznes dalej się kreci. W 2021 roku zielone obligacje stanowiły już choćby blisko 10% wszystkich obligacji na całym świecie. Nie brak przy tym opinii, iż znaczna część tego zjawiska to tzw. greenwashing, czyli pozorowanie działań na rzecz zeroemisyjności jedynie w celu przyciągnięcia finansowania inwestorów. Kryteria pozwalając ocenić na ile dana technologia czy działanie są rzeczywiście ekologiczne są przecież mocno dyskusyjne. Dlatego właśnie w ostatnim czasie nasiliła się dążność do tego, aby sprecyzować i ujednolicić zasady rządzące światkiem zrównoważonego biznesu. Nie zmienia to jednak faktu, iż znaczna część osób zarabiających na zielonym biznesie może się wciąż czuć niemal jak bohaterowie „Ziemi obiecanej”.
Skojarzenia z Łodzią nie pojawiają się tu bez powodu. Miasto to jako pierwsze bowiem spośród wszystkich w Polsce wyemitowało w 2021 roku swoje pierwsze zielone obligacje komunalne. Mało kto zdaje sobie także sprawę z tego, iż Polska była pierwszym państwem na świecie, które wyemitowało zielone obligacje skarbowe. Na całe szczęście fikcja zielonego inwestowania nie rozwinęła się tak bardzo jak w innych krajach Europy i świata, a rynek miejskich zielonych obligacji pozostaje wciąż wręcz śladowy. To wszystko może się jednak gwałtownie zmienić, ponieważ jak pokazało niedawne zamieszanie wokół inicjatywy C40 Cities, do której przynależy Warszawa ambicje w zakresie rozszerzania oferty zielonych obligacji są coraz większe.
Biznes zielonych obligacji to jeden z najbardziej jaskrawych przykładów obnażających to, w jaki sposób pozorowana troska o klimat, sprawiedliwość, równość i braterstwo przekłada się na bardzo wymierne korzyści finansowe odnoszone przez wąskie grono beneficjentów. Śmiałość poczynań tego grona jest jednak wprost proporcjonalna do naiwności i wręcz głupoty społeczeństwa, które nieustannie godzi się na coraz dalej idące ustępstwa wobec zrównoważonej agendy.
Jakub Wozinski
Kliknij TUTAJ i pobierz RAPORT o zrównoważonym rozwoju
Zrównoważony rozwój wywróci nasz świat do góry nogami
Agenda 2030. Nowy porządek świata