Stefania Wernik, urodzona w KL Auschwitz II-Birkenau, mieszka w Osieku koło Olkusza wraz z mężem Janem, pochodzącym z Wołynia, któremu ojca zamordowali nacjonaliści ukraińscy na początku 1945 r., sam cudem ocalał. Na ich temat powstał film „Jan i Stefania – dokument o niezwykłym małżeństwie z Osieka”, którego pokaz odbędzie się w Oświęcimskim Centrum Kultury w dniach 12 i 19 września 2024 r. o godz. 19.00.
Urodzona w obozie Birkenau
Stefania Wernik (z domu Piekarz) urodziła się 8 listopada 1944 r. w KL Auschwitz II-Birkenau. Po przyjściu na świat otrzymała nr obozowy 89136. Przeżyła wraz z matką Anną pobyt w obozie aż do jego wyzwolenia 27 stycznia 1945 r.
Zmarła kilkanaście lat temu jej matka Anna Piekarz podczas okupacji niemieckiej mieszkała z mężem w Czubrowicach. W maju 1944 r. wybrała się do swojej mamy w Osieku, żeby przynieść trochę żywności. Była wtedy w drugim miesiącu ciąży. Osiek był w Rzeszy, podobnie jak i Olkusz, już poza granicą Generalnego Gubernatorstwa i trzeba było przekroczyć granicę.
Szło wtedy kilkanaście innych kobiet, które szmuglowały żywność. Sądziła, iż jak one przejdą, to i jej się uda. Po przekroczeniu granicy cała grupa została zatrzymana przez dwóch Niemców z psami. Przerażone kobiety usłyszały: Halt! Nie było możliwości ucieczki. Zaprowadzono je na pobliski posterunek graniczny i tam trzymano do wieczora. Rozpętała się w tym czasie straszna burza. Wieczorem zawieziono je do Olkusza i umieszczono w areszcie, w którym przemoczone przesiedziały do rana. Niemcy powiedzieli im, iż zostaną wywiezione samochodem do obozu Auschwitz i tak się też stało.
„Przywitanie” w obozie
Po przyjeździe do obozu „przywitała” je funkcyjna Niemka, która powiedziała do wystraszonych więźniarek: Wiecie „cugangi” co to jest. Tu jest lager śmierci.
Zaprowadzono je do łaźni i kazano rozebrać się do naga. Potem zostały ogolone na całym ciele, ostrzyżono im głowy i wydano więzienne ubranie oraz drewniaki na nogi. Po tych wszystkich czynnościach umieszczono je w baraku. Z powodu ciąży Annę Piekarz przed porodem przeniesiono do innego baraku. Poród rozpoczął się w poniedziałek po południu, a urodziła dopiero w środę, 8 listopada 1944 r. Potem przez dwa tygodnie leżała tak słaba, iż choćby Stefanii nie mogła karmić. Stara Rosjanka przynosiła jej dziecko i dostawiała do piersi. Córka, która przyszła na świat, cały czas była przy niej. Jak już wyzdrowiała, wypuszczono ją ze szpitala i umieszczono w innym baraku.
Zbliżało się wyzwolenie
Kiedy esesmani uciekli przed żołnierzami Armii Czerwonej w styczniu 1945 r., wcześniej podpalając część obozowych baraków, Anna Piekarz zawinęła dziecko w koc, znalazła jakiś taboret, włożyła tam córkę i uciekła. Niektórzy więźniowie zabierali żywność z esesmańskich magazynów, a ona zabrała dziecko i samotnie uciekała. Spotkała po drodze jakiegoś Niemca, a iż córka wtedy strasznie płakała, to on radził dać jej cukru, żeby się uspokoiła. Bała się, aby ten Niemiec jej nie zatrzymał, ale puścił ją wolno. Szła pieszo i ciągnęła na sznurku obozowy taboret, w którym leżała córka.
Wędrówka do Libiąża i Krzeszowic
Pokonując kilkanaście kilometrów dotarła do Libiąża. Tam zatrzymała się u gospodarzy, którzy ją przygarnęli. To byli zamożni ludzie, mieli sklep w tej miejscowości. Byli dla niej bardzo dobrzy, dawali jej wszystko, czego potrzebowała. Dla dziecka przygotowali kołyskę. Mogła u nich być dłużej, ale ona chciała dostać się jak najszybciej do rodzinnego domu. Mieszkała u nich tylko tydzień. Potem dotarła do Krzeszowic, gdzie jej brat służył u jednego z gospodarzy. Tam przenocowała, a potem jedna z kobiet pojechała powiadomić jej męża w Czubrowicach, żeby po nią przyjechał. Mąż nie chciał wierzyć, iż to prawda, bo myślał, iż ona już nie żyje.
Powrót do Osieka koło Olkusza
W końcu jednak ta wiadomość dotarła do jego świadomości i 8 lutego 1945 r. przywiózł ocalone z Auschwitz do domu swojej teściowej w Osieku. Mąż Anny Piekarz poszedł do urzędu stanu cywilnego zgłosić fakt narodzin dziecka, ale nie powiedział, iż córka urodziła się w obozie Auschwitz. Podał jako miejsce urodzenia Czubrowice. Bał się, żeby nie było jakichś kłopotów. Córka Stefania dopiero po ślubie przeprowadziła sądownie zmianę miejsca urodzenia w swojej metryce.
Stefania Wernik nie może pamiętać tragicznych wydarzeń, których świadkiem była jej matka, wszak w momencie wyzwolenia KL Auschwitz w dniu 27 stycznia 1945 r. miała zaledwie niecałe trzy miesiące. Do dzisiaj miewa jednak męczące sny, w których ciągle przed czymś ucieka. Po przebudzeniu jest szczęśliwa, iż był to tylko koszmar senny.
Zrywa się w nocy
Na podobne sny cierpi także Jan Wernik, który w czasie rzezi wołyńskiej, miał około pięć lat, stracił wówczas z rodziny ponad trzydzieści osób, w tym ojca. Wie kto mordował, a kto ratował ludzkie życia. „Prawda nie umrze, prawda jest najważniejsza” – mówi. Warto zobaczyć i posłuchać wypowiedzi tego niezwykłego świadka historii.
Wstęp jest bezpłatny
Projekcjom filmu będzie towarzyszyła zbiórka pieniędzy na rehabilitację Agnieszki Szczerbowskiej z Oświęcimia, która doznała wylewu podpajęczynówkowego.
Pani Stefania i pan Jan przeżyli piekło, a mimo to są przesympatycznymi i życzliwymi ludźmi – powiedział reżyser Paweł Kłoda, za pomocą którego ich losy doczekały się profesjonalnej filmowej opowieści.
Po seansie filmu w dniu 12 września odbędzie się spotkanie z bohaterami filmu – Janem i Stefanią Wernikami.
Adam Cyra