Jarmark z duszą i smakiem. 25. Jarmark Franciszkański w Opolu

opowiecie.info 2 godzin temu

Są takie wydarzenia, na które człowiek czeka jak na pierwsze truskawki w maju. W Opolu jednym z nich jest Jarmark Franciszkański – święto smaku, rękodzieła i wspólnoty. W tym roku mija już ćwierć wieku od pierwszej edycji, a to znaczy, iż dorasta właśnie całe pokolenie, które nie zna września bez franciszkańskich krówek i zapachu pajdy ze smalcem unoszącego się w okolicach klasztoru Braci Mniejszych.

Spacer po jarmarkowych uliczkach to podróż w krainę smaków i barw. Raz lemoniada, raz śląski kołocz, a za chwilę miód, kiełbasa albo słoik konfitury pachnącej wakacjami. Każdy kram kusi czymś innym, a iż franciszkanie od początku stawiają na naturalne i tradycyjne wyroby, można tu kupować bez poczucia winy. Ba, choćby z poczuciem misji – dochód z imprezy wspiera bowiem renowację klasztoru. To taki handel z duszą.

Ale Jarmark Franciszkański to nie tylko zakupy. To także muzyka – od orkiestry dętej ze Szczepanowic po góralskich Pogwizdanych, od pop-gospelowego TGD po scholę młodych jezuitów. Dla jednych to okazja do nucenia pod sceną, dla innych do odkrycia, iż religijna muzyka potrafi mieć energię rockowego koncertu. W tym roku do programu dołączył choćby youtuber o wdzięcznym pseudonimie „Ślimak na Pustyni”, co pokazuje, iż franciszkanie nie boją się nowych czasów i potrafią trafić do pokolenia, które prędzej niż książkę otworzy telefona.

No i najważniejsze – Jarmark otwiera klasztorne drzwi, zwykle zamknięte dla zwykłych przechodniów. Można zajrzeć do podziemi, przejść przez furtę i poczuć, iż duchowość św. Franciszka to nie tylko średniowieczna legenda, ale coś, co wciąż potrafi poruszać.

Kiedy tak patrzyłem na tłumy opolan i gości z całego regionu, pomyślałem, iż w tej imprezie jest coś więcej niż tylko kiermasz. To rodzaj wspólnoty – spotkanie sąsiadów, rodzin, przyjaciół, którzy przy okazji odnajdują kawałek opolskiej tożsamości. Bo czy można wyobrazić sobie wrzesień w naszym mieście bez Jarmarku Franciszkańskiego? Chyba nie.

Ćwierć wieku minęło jak z bicza strzelił, a Jarmark wciąż ma ten sam urok – łączy zapach chleba, dźwięk muzyki i euforia spotkania. I oby tak dalej, bo w Opolu tradycje mają się dobrze wtedy, kiedy mają smak i serce. A tego franciszkanom na pewno nie brakuje.

A najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, iż na jarmarku spotyka się ludzi z najróżniejszych światów. W tłumie natknąłem się na znakomitą mediewistkę, prof. Annę Pobóg-Lenartowicz, która z pasją potrafi opowiadać o historii średniowiecza, ale też na Krystynę Pietrek- byłą sołtyskę Czarnowąsów, znaną z tego, iż wygrała w sądzie proces z Patrykiem Jakim. Chwilę później rozmawiałem ze świetnym sportowcem Januszem Trzepizurem, którego sukcesy na skoczni do dziś pamiętają kibice lekkoatletyki. Taki jest właśnie Jarmark Franciszkański – miejsce, gdzie profesor, działaczka społeczna i sportowiec stoją obok siebie w kolejce po kołocz

Fot. kapitan

Idź do oryginalnego materiału