Moja siostra przy obiedzie wielkanocnym zapytała nas co myślimy o nowej ukraińskiej tradycji, którą uchodźcy kultywują na ich osiedlu. Powiedziała, iż w niedzielny poranek zapukało do ich drzwi dziecko i kalecząc Polski powiedziało “Jezus zmartwychwstał”, moja siostra zdziwiona zapytała czego to dziecko chce, a ono odparło, iż “słodkich jajek”.
Na pytanie siostry wszyscy zamarli, a ja ze spokojem odpowiedziałam, iż tradycja nie jest ani nowa, ani ukraińska, tylko staropolska. Potem spojrzałam na mamę i powiedziałam, iż przecież ona opowiadała, jak jeździli z rodzicami w rodzinne strony mojej babci i jak razem z kuzynostwem chodzili od chaty do chaty prosząc o jajka dla kogucika.
W odpowiedzi dla mojej siostry i dla czytelników wprawo.pl stwierdziłam, iż warto napisać artykuł o zwyczajach Wielkanocnych. Jak wiadomo w Polsce mamy wiele regionów i wiele zwyczajów, jedne przeszły już do lamusa, inne są kultywowane przez pokolenie naszych babek. Szczególnie na Podhalu i Podlasiu stare tradycje idą w parze z nowoczesnością.
Zacznijmy może od Łowickiej tradycji, która nakazywała w niedzielę palmową po powrocie do domu zjeść kilka kotków z palmy. Miało to ochronić osobę przed złymi mocami i chorobami. Mój ś.p. dziadek tak to wspominał:
“I po pokropieniu przez księdza palmy wracało się do domu i każdy musiał po 3 lub 4 kotki z palmy zjeść”.
W dzisiejszych czasach naukowo potwierdzono, iż w kotkach znajdują się salicylany, czyli substancje dodawane między innymi do aspiryny. Bazie mają więc działanie przeciwzakrzepowe, przeciwbólowe i przeciwzapalne, ponadto pomagają w walce z kaszlem.
Co do samej palemki gospodarze wiejscy z niej wykonywali krzyże, które po orce wtykano w pierwszą zaoraną skibę, miało to zapewnić duże plony i uchronić przed robactwem i plagami żywiołowymi.
Wieszanie Judasza, to tradycja obchodzona jeszcze na Podkarpaciu. kilka osób wie, iż chrześcijański Judasz zastąpił pogańską Marzannę. Jest podobnie jak rzeczona Marzanna kukłą wykonaną ze słomy, ubraną w stare porwane łachmany, ale w przeciwieństwie do Marzanny nie jest palony i topiony, a wieszany następnie zakopywany w ziemi. Ten zwyczaj obchodzony jest w wielki czwartek na upamiętnienie słów z ewangelii.
“Wtedy Judasz, który Go wydał, widząc, iż Go skazano, opamiętał się, zwrócił trzydzieści srebrników arcykapłanom i starszym i rzekł: «Zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną». ale oni odparli: «Co nas to obchodzi? To twoja sprawa». Rzuciwszy srebrniki ku przybytkowi, oddalił się, potem poszedł i powiesił się…” Mt. 27, 3-51
Jednym z żywych przez cały czas zwyczajów, ale w nieco zmienionej teraz formie jest święcenie pokarmów. Dawniej przynoszono wielkie kosze z pokarmem na całe śniadanie wielkanocne, wyjmowało się te pokarmy na białe serwety tudzież obrusy, które również każdy przynosił własne, po poświęceniu zabierano z powrotem pokarmy i serwetę. Pokarmy jedzono na śniadanie następnego dnia, a serwetę układano na odrzwiach domu, ile kroć była burza. W starych wierzeniach bowiem poświęcona chusta miała działanie odstraszające pioruny.
Z tym zwyczajem związany pozostało jeden, mianowicie barwienie jajek. Tak zwane pisanki w czasach minionych barwiono tylko na kolor czerwony, było to związane z legendą o jajkach Marii Magdaleny, która, kiedy zobaczyła pusty grób, po powrocie do domu odkryła, iż wszystkie jajka jakie zakupiła zmieniły kolor na czerwony. Oprócz czerwieni z jajkami związany był jeszcze jeden przesąd. Mianowicie ich farbowaniem zajmowały się tylko kobiety, jako te które noszą nowe życie, a mężczyznom nie wolno było choćby przebywać w pomieszczeniu, gdzie je barwiono.
Barwione jajka służą również do zabawy w walatkę, czyli w zależności od regionu uderzanie jajkami o siebie lub toczenie jajek po stole tak aby się zderzyły. Oczywiście “bitwę” wygrywa osoba, której uda się rozbić jajko przeciwnika nie rozbijając swojego jajka.
Kolejna, już w większości zapomniana tradycja, związana była z religijnością ludzi. Przez wielki post zakazane było spożycie nie tylko mięsa, ale również cukru czy nabiału. Ówczesny jadłospis ograniczał się wtedy do postnego żuru (przypominającego dzisiejszą zupę chlebową) i słonego śledzia. W ziemi kujawskiej w Wielki Piątek po liturgii urządzano tzw. pogrzeb żuru i śledzia. Wieszano wtedy wyciętego z kartonu lub drewna śledzia na drzewie, a pod drzewem zakopywano albo wylewano gar z żurem.
Przechodząc do Poniedziałku Wielkanocnego w tej chwili znanego pod nazwą Lany Poniedziałek i związanego w tej chwili z oblewaniem się wodą. Polska tradycja na ten dzień jest dużo bardziej urozmaicona. To właśnie w poniedziałek dzieci na kujawach, jeszcze w poprzednim stuleciu, zbierały jajka dla tzw. Kurka świątecznego. Śpiewały przy tym piosenkę “Wieziemy tu kogucika, dajcie jajek do koszyka, dajcie, aby choć ze cztery, a do tego ze dwa sery, dla kogucika…”.
W ten dzień kawalerowie oblewali swoje wybranki po czym smagali je witkami jałowcowymi lub brzozowymi, w zależności od regionu, po nogach. Za to odpowiadał pierwszy człon ludowej nazwy tego święta- czyli “śmigus”, miało to za zadanie oczyścić panny po zimie, a dla męskiej części było okazją do zalotów. Kiedy jednak panna nie chciała być oblewana ani smagana po nogach musiała “zapłacić dyngusa” czyli dać podarek w postaci pisanki lub innego wielkanocnego przysmaku. Trzeba również zaznaczyć, iż kiedyś lany poniedziałek był zarezerwowany dla osób stanu wolnego.
W niektórych miastach w Polsce do dzisiaj obchodzony jest odpust zwany “Emaus”, który jest związany z opowieścią biblijną.
“Tego samego dnia dwaj z nich byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy.” Łk. 24,13 2
Na odpustach tych sprzedawane są lokalne wyroby. Najbardziej znanym Emaus w Polsce jest Krakowski, organizowany na rynku.
Przechodząc na ziemię krakowską, nie można również zapomnieć o “Sjudej Babie”, według słowiańskich podań pod Kopcową Górą jest świątynia, w której siedzi Baba ubrana na czarno i pilnuje świętego ognia. Wraz z nadejściem wiosny wychodzi ona z jaskini poszukać swojej następczyni, a wszystkie panny chowają się w domach, aby ich nie wybrała. w tej chwili za babę przebiera się mężczyzna, który w towarzystwie cygana (nie mam zielonego pojęcia czemu) i paru krakowiaków chodzi od domu do domu zbierając datki. Poczernienie przez “sjudą babę” ma przynieść pomyślność gospodarzom, a pannom zaś rychły ożenek.
Pozostając na ziemi Krakowskiej wspomnę jeszcze o dwóch zwyczajach. Jednym z nich jest rękawka, która obchodzona jest na pamiątkę “wiosennych dziadów”, które obchodzono 1 i 2 maja, wynoszono wtedy jedzenie na groby zmarłych.
Tradycja wynoszenia jedzenia ewoluowała w rękawkę i przeniesiona została na Niedzielę Zmartwychwstania. Nazwę tradycja ta zawdzięcza kopcowi Kraka, który wedle przekazów wzniesiono z ziemi przynoszonej w rękach, a na którym się odbywała uprzednio.
Zwyczaj ten zakłada staczanie pisanek, jabłek lub pierników przez bogatych mieszkańców Krakowa wprost w ręce biedniejszych chłopów, lub dzieci. Z czasem zwyczaj ten z kopca Kraka został przeniesiony na górę św. Benedykta i połączony z odpustem kościoła na Kamionkach.
Ostatnim zwyczajem o jakim opowiem jest ginący zwyczaj “pucherloków”. Pucherloki to chłopcy ubrani w kożuchy i spiczaste czapki wykonane z bibuły z ubrudzonymi twarzami, którzy wykonują pieśni lub deklamują wiersze oparte na przyśpiewkach średniowiecznych żaków. Zbierają oni do koszyczków podarki, najczęściej w formie ciast wielkanocnych.
Pucherloki można jeszcze zobaczyć w niektórych przykrakowskich wsiach w niedzielę Palmową.
Liczę, iż nieco przybliżyłam wam te staropolskie, czasem wywodzące się jeszcze z pogaństwa zwyczaje wielkanocne. Mam nadzieję, iż w przyszłym roku już nikt nie zapyta “co to za nowa moda”, a choćby jeżeli zapyta, będziecie mogli odpowiedzieć.
Tym czasem życzę miłego obchodzenia oktawy i niedzielnych Przewodów, bo jak to mówią na przewody reszta wody. W przewody oblewamy się już wszyscy niezależnie od stanu .
Przeczytaj także:
“Był dla mnie po Bogu wszystkim….” Wywiad z Anną Rastawicką, jedną z bliskich współpracownic Prymasa Wyszyńskiego