Kaczyński kontra Europa. Kiedy polityczna negacja zastępuje rzeczywistość

4 tygodni temu
Zdjęcie: Kaczyński


Jarosław Kaczyński zabrał głos po głosowaniu w Parlamencie Europejskim dotyczącym zaostrzenia unijnych celów klimatycznych do 2040 roku. I znów — w charakterystyczny dla siebie sposób — ogłosił katastrofę.

Według prezesa PiS decyzja PE to „rewolucja”, która ma prowadzić do „upadłości firm, masowych zwolnień i kolejnych podatków”. Tym razem jednak w jego słowach wybrzmiewa coś więcej niż tylko polityczna krytyka. Wybrzmiewa niezdolność do zaakceptowania faktu, iż Polska pod rządami Donalda Tuska zaczyna odzyskiwać europejską podmiotowość.

Bo choć można dyskutować o realnych kosztach i tempie transformacji klimatycznej, trudno nie zauważyć, iż polski rząd faktycznie uczestniczy w unijnej debacie, negocjuje, składa poprawki, a przede wszystkim — wrócił do grona państw, które mają wpływ na finalny kształt europejskiej polityki. I najwyraźniej właśnie to najbardziej nie mieści się Kaczyńskiemu w politycznej narracji.

W swoim wpisie lider PiS stwierdził, iż głosowanie w PE to „jedyny europejski sukces tego rządu”, ironicznie nawiązując do działań minister Pauliny Hennig-Kloski i minister Urszuli Zielińskiej, które lobbowały za ambitniejszymi celami klimatycznymi. „Dzisiaj Parlament Europejski, w tym międzynarodówka Tuska, przegłosował zaostrzenie celów klimatycznych do 2040 r. […] I to są jedyne europejskie ‘sukcesy’ tego rządu” — pisał Kaczyński.

To narracja tak przewidywalna, jak i politycznie użyteczna dla PiS. Od miesięcy prezes buduje przekonanie, iż wszystko, co rząd Tuska robi na forum UE, musi być przeciwko Polsce. A jeżeli coś okaże się korzystne, to — w retoryce PiS — jest to albo przypadek, albo działanie „międzynarodówki Tuska”.

Problem w tym, iż taka narracja coraz bardziej rozmija się z faktami. Dzisiejsza Polska ma w Radzie UE realnych sojuszników, a nie partnerów niechętnych współpracy. W Parlamencie Europejskim jej poprawki są traktowane poważnie. A unijne instytucje, wcześniej wobec Polski skonfliktowane, zaczynają współpracować z nowym rządem. To polityczne zmiany, których Kaczyński nie chce — lub nie potrafi — przyjąć do wiadomości.

Warto zauważyć, iż w wypowiedziach prezesa PiS niemal zupełnie brakuje choćby próby analizy korzyści, jakie mogą płynąć z przestawienia europejskiej gospodarki na nowe tory. Zamiast tego mamy katastroficzne wizje: „upadłości firm”, „przyspieszonej degradacji gospodarki”, „kolejnych podatków”.

To powtarzana od lat strategia: w obliczu każdej decyzji UE straszyć Polaków zapaścią, a jednocześnie ignorować, iż wiele polskich branż — choćby energetyka, transport czy przemysł — od dawna potrzebuje inwestycji, modernizacji i wsparcia, które tylko europejska polityka klimatyczna może wymusić i sfinansować.

W tej debacie Kaczyński nie mówi z pozycji człowieka zatroskanego o gospodarkę. Mówi z pozycji polityka, który nie potrafi zaakceptować, iż Polska znów funkcjonuje w Europie jak normalne państwo — negocjujące, współtworzące prawo, budujące koalicje.

Warto też przyjrzeć się, jak wyglądał sam proces legislacyjny. Polska delegacja PO–PSL w EPL złożyła poprawki przesuwające wejście w życie ETS2 o trzy lata. Delegacja PiS — poprawki wstrzymujące go w całości. Żadne z tych pomysłów nie uzyskały większości, ale to normalne w polityce europejskiej. Kompromis polega na ustępstwach, nie na jednostronnych żądaniach.

To, czego Kaczyński jednak nie chce zauważyć, to fakt, iż polski rząd jest dziś częścią rozmowy – a nie jej przedmiotem. To różnica fundamentalna.

Europa nie przyspiesza „degradacji gospodarki”, jak twierdzi prezes PiS. Europa przyspiesza własną modernizację, w której Polska — po latach izolacji — zaczyna znów uczestniczyć. I właśnie ten element jest dla Kaczyńskiego najbardziej niewygodny. Bo jeżeli rząd Tuska odnosi w Europie sukcesy, choćby częściowe i choćby w trudnych obszarach, cała opowieść PiS o „rządzie zdrajców” traci swoją mobilizującą moc.

A jeżeli w coś Kaczyński nie uwierzy nigdy, to właśnie w to: iż Polska, zamiast walczyć z Europą, może na niej korzystać. I iż sukcesy rządu Tuska — choćby jeżeli niewygodne dla opozycji — są realne. W polityce nie ma gorszego koszmaru niż rzeczywistość, która nie pasuje do narracji.

Idź do oryginalnego materiału