Brak ego w górach pomaga wrócić, a niekoniecznie zdobyć szczyt – mówi Radiu ZW Kamil Magott. Wielunianin niedawno próbował wejść na Aconcaguę, czyli najwyższy szczyt Andów. Ze względu na pogodę podjął decyzję o przerwaniu ataku szczytowego.
Zawsze jak wychodzę wyżej – to nie ma znaczenie, czy jest to Śnieżka, Tatry – to gdzieś na wysokości drzew staram się zostawić ego. Po prostu mniej się wtedy dźwiga. Wydaje mi się, iż brak ego w górach pomaga, może niekoniecznie wejść na szczyt, ale co z tego, jak się później ma klepsydrę na płocie. Jasne, w momencie gdy podjąłem decyzję o tym, iż zawracam, było mi źle. To był najgorszy moment, kiedy było mi źle, iż nie uda się wejść, ale nie wyobrażałem sobie podjąć innej decyzji. A jeden chłopak, hiszpańskojęzyczny, prawdopodobnie Argentyńczyk poszedł dalej, mam choćby na nagraniu, jak próbuje podejść taki stumetrowy pionowy odcinek. Finał tej historii jest taki, iż następnego dnia, następnego poranka po prostu miał ostatni lot helikopterem w czarnym worku. Każdy podjął decyzję, jaką chciał. Nie byłem jedyny, który zawrócił. Jakieś 20-30 minut wcześniej na podejściu zawróciła grupa z przewodnikiem. Mimo iż pogoda jeszcze się wtedy nie zepsuła, to sam przewodnik mówił, iż będzie niekomfortowo, najdelikatniej mówiąc. Teraz każdy może sobie odpowiedzieć na pytanie, czy wejście na jakiś kawałek kamienia jest wart ryzyka czy nie. Każdy sobie odpowie sam – mówił Magott, dla którego miał to być drugi zdobyty szczyt Korony Ziemi. Na razie nie planuje powrotu do Argentyny. Więcej o wyprawie dowiecie się z rozmowy tutaj.