Reg Willick, lat 62, pragnął nowego wyzwania i znalazł je w The Great World Race. Twierdzi, iż była to najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobił.
21 listopada 2024 r. 62-letni maratończyk ze Spiritwood w Saskatchewan zajął 19. miejsce wśród 60 zawodników, którzy wzięli udział w Great World Race: siedmiu maratonach na siedmiu kontynentach, pokonanych w siedem dni. Jego cel był prosty: ukończyć każdy wyścig bez kontuzji w rozsądnym czasie i być gotowym na następny.
Willick mówi, iż naprawdę zainteresował się biegami długodystansowymi po wzięciu udziału w swoim pierwszym maratonie w Reginie 12 lat temu. „Skończyło się na tym, iż przebiegłem wszystkie sześć głównych maratonów, które realizowane są w Bostonie, Berlinie, Tokio, Londynie, Chicago i Nowym Jorku” – mówi. Potem szukał kolejnego wyzwania i znalazł The Great World Race.
Willick, który w tej chwili mieszka w Vancouver po przejściu na emeryturę, mówi, iż opis tego wyzwania wzbudził jego zainteresowanie. „Kiedy rok temu wpłaciłem depozyt, byłem już całkiem zaangażowany” – powiedział. „To była jedna z tych rzeczy, o których myślisz, a kiedy już się zaangażujesz, zaczniesz wpłacać pieniądze i zaczniesz trenować, nie ma już odwrotu”.
Willick przed maratonami ćwiczył powolne, spokojne i intensywne biegi. Jego schemat treningowy był bardziej złożony, bo wiedział, iż między zawodami nie będzie okresów odpoczynku i regeneracji.
Pierwszy maraton zabrał go na Antarktydę, która, jak mówi, była jego ulubionym miejscem do biegania, mimo iż było tak zimno, iż jego pot zamieniał się w lód. Fakt, iż pochodzi z Saskatchewan i gra w hokeja w młodości naprawdę pomogły. „Było -15 do -16 F (-26 C), słonecznie i po prostu pięknie”.
Po Antarktydzie biegacze udali się na wyścigi w Kapsztadzie w RPA, Perth w Australii i dwa w Stambule w Turcji (obejmujące Europę i Azję) – wszystkie z nich były rozgrzewką przed „najtrudniejszym wyścigiem dla wszystkich 60 biegaczy… Cartagena w Kolumbii” – powiedział Wick.
Temperatura wynosiła 35 stopni Celsjusza, a wilgotność 91 procent. „To była najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłem w życiu” – powiedział Willick. „Każdy biegacz, z którym potem rozmawiałem, mówił to samo”. Ostatni wyścig odbył się 21 listopada w Miami.
Willick mówi, iż między podróżą a wyścigami biegacze ledwo mieli czas na regenerację, a samoloty stały się ich sypialniami na cały tydzień. Biegacze byli dobrze odżywiani i nawadniani, ale brak snu był trudniejszy niż się spodziewał. „To był bardziej wyścig wytrzymałościowy niż maraton” – powiedział. „Pod koniec żyliśmy na bardzo małej ilości snu i tylko adrenalina i treningi trzymały nas w pione. Ale na dłuższą metę nie da się trenować do biegania na małej ilości snu”.
Willick czuje się dobrze po ukończeniu tego ogromnego wyzwania i już wrócił do biegania pięciokilometrowych wyścigów. „Maraton 7-7-7 to coś, co robi się raz w życiu” – mówi. „To nie jest coś, co chciałbym kiedykolwiek powtórzyć”.