Karol Nawrocki, kandydat PiS na prezydenta, miał być „czysty jak łza” – a wyszło, iż bliżej mu do „czyściciela kamienic”. Kawalerka w Gdańsku, którą „dostał” od schorowanego 80-latka, stała się symbolem politycznego cynizmu w stylu „biorę, bo mogę”. Miała być wdzięczność za opiekę – tylko iż żadnej opieki nie było. Senior zamarzał w mieszkaniu bez prądu, a Nawrockiego nikt tam nigdy nie widział, o czym mówi opiekunka seniora. Za to akt notarialny podpisał ochoczo. I potwierdził w nim, iż przekazał 120 tysięcy PLN chociaż ich nie przekazał.
Na pytania o to, dlaczego kłamał w debacie o „jednym mieszkaniu”, odpowiadał, iż „nie ma kluczy”. To może i mieszkania też nie ma? Albo sumienia? Gdy zrobiło się gorąco, ogłosił, iż odda kawalerkę na cele charytatywne. Tylko nie wiadomo komu, kiedy i czy to nie będzie jakiś fundusz imienia Marty i Karola Nawrockich. Ten człowiek miał być prezydentem. Tymczasem wyszedł z niego typowy beneficjent układu: trochę historyk, trochę cwaniak, trochę właściciel cudzych mieszkań. Niebezpieczne związki? Jak najbardziej. W jego otoczeniu są ludzie z półświatka. Jego żona, pracowniczka skarbówki a teraz KAS, również wymaga sprawdzenia.
Karol Nawrocki ma w swoim życiorysie zbyt wiele plam i niewiadomych, aby przejść wokół tego obojętnie. Najlepszym dowodem na jego niebezpieczne związki są zmieniające się zeznania i wersje na temat przejętego od staruszka mieszkania.
Karol Nawrocki nigdy nie powinien zostać kandydatem PiS na prezydenta. Teraz ciągnie całą formację w dół. Z Kaczyńskim na czele. Titanic PiS tonie. Górą lodową okazał się Nawrocki z jego mieszkaniem.
Jarosław Kaczyński traci kontrolę nad własną kampanią szybciej niż Karol Nawrocki znajduje preteksty na temat kawalerki. Miał być kandydatem nowoczesnym, moralnym i czystym. Wyszło jak zwykle: szemrane umowy, staruszek w DPS-ie i brak kluczy do mieszkania, które magicznie się „nabyło”.
Prezes patrzy z Nowogrodzkiej i milczy. Bo co ma powiedzieć? Że ambasador półświatka z IPN ma jeszcze szansę na prezydenturę? Nie ma.