Koktajl pod drzwiami PO. Przemoc, której nikt nie powinien lekceważyć

13 godzin temu
Zdjęcie: PO


W Warszawie doszło do próby podpalenia biura Platformy. Nikt nie został ranny, ale samo zdarzenie powinno skłonić do refleksji: polityka, w której przeciwnik staje się wrogiem, wcześniej czy później rodzi agresję.

Nie był to incydent, ale sygnał. W Polsce polityczna agresja przestała być metaforą

W piątek późnym wieczorem w centrum Warszawy dwóch mężczyzn próbowało podpalić koktajl Mołotowa i rzucić w budynek przy ulicy Wiejskiej 12A — w siedzibę Platformy Obywatelskiej. Płonąca butelka, odłamki szkła, ślady substancji łatwopalnej na drzwiach. Scena jak z kroniki wojennej, nie z europejskiej stolicy.

„Mieliśmy tutaj akt terroru. Jeden ze sprawców rzucił koktajl Mołotowa w drzwi, drugi próbował to podpalić” – relacjonował na gorąco poseł PO Witold Zembaczyński, który był na miejscu zdarzenia. Jak opowiadał, świadek zdążył odepchnąć napastnika i próbował go ująć. „Doszło do szarpaniny. Ten wyzywał go od „j… platformersów”. Był to atak polityczny” – podkreślił parlamentarzysta w rozmowie z TVN24.

To nie jest drobiazg, który można zbyć wzruszeniem ramion. To nie jest też kolejny „incydent”, jak lubią mówić ci, którzy wolą nie widzieć związku między językiem politycznej nienawiści a realnym zagrożeniem. Bo w tym ataku było coś więcej niż tylko butelka z benzyną. Był w nim symboliczny gniew podlany ideologiczną benzyną – i ktoś tę benzynę dolewa od dawna.

Witold Zembaczyński nazwał rzecz po imieniu: „akt terroru”. Słowa mocne, ale trafne. Bo jeżeli celem jest zastraszenie, jeżeli motywem jest nienawiść polityczna, jeżeli padają wyzwiska i próby podpalenia – to nie jest już protest, to forma przemocy politycznej. A przemoc polityczna, gdy raz zostanie uruchomiona, rzadko zatrzymuje się sama.

Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by domyślić się, czym kierowali się sprawcy. Mężczyźni, którzy próbowali podpalić biuro jednej z największych partii w kraju, nie działali w próżni. Od lat żyją w świecie, gdzie przeciwnik polityczny nie jest adwersarzem, tylko „zdrajcą”, „agentem”, „wrogiem narodu”. Gdzie codzienna retoryka polityczna wylewa się z ekranów i portali w postaci pogardy. W takiej atmosferze koktajl Mołotowa to tylko kolejny krok — logiczny, choć przerażający.

Przez lata słyszeliśmy o „wojnie polsko-polskiej”, ale dopóki była to tylko metafora, można było udawać, iż nic się nie dzieje. Teraz metafora zapłonęła naprawdę. Rzucenie koktajlu Mołotowa w siedzibę partii politycznej — partii, która współtworzy demokratyczny rząd — to atak na samo sedno demokracji.

Niepokój budzi także inny szczegół z relacji Zembaczyńskiego: „Musieliśmy dosyć długo czekać na policyjnych techników”. W kraju, w którym niedawno mordowano polityków, gdzie bezpieczeństwo publiczne stało się kwestią zaufania do instytucji, każda minuta opóźnienia brzmi jak echo niedowagi państwa.

Państwo nie może być bezradnym obserwatorem. Ale państwo to nie tylko policja i prokuratura – to także sfera publiczna, w której ludzie uczą się rozmawiać zamiast nienawidzić. A z tym mamy kłopot. Bo przez lata zamiast rozmowy mieliśmy obelgi, zamiast sporu – wojny na epitet. Taki język, powtarzany w telewizji, w sieci, w mediach społecznościowych, stał się politycznym ekwiwalentem benzyny.

Dziś ten ogień pojawił się dosłownie. I choć nikomu nic się nie stało, nie wolno przejść nad tym do porządku dziennego. Bo jeżeli jeden raz przejdzie to bez reakcji, jeżeli przestaniemy się oburzać, jutro ktoś rzuci w człowieka, nie w budynek.

Nie chodzi o to, by rozdzielać winę politycznie. Chodzi o prostą granicę: w demokracji nie rzuca się koktajlami, nie podpala się biur, nie grozi się ludziom za poglądy. Można się różnić, choćby ostro, ale nie można palić. Bo kto podpala drzwi przeciwnika, ten wcześniej czy później podpali kraj.

Dlatego słowa Zembaczyńskiego – „mieliśmy tutaj akt terroru” – nie są przesadą. Są ostrzeżeniem. Dla polityków, by przestali igrać z językiem nienawiści. Dla obywateli, by nie dali się jej nauczyć. I dla nas wszystkich – iż demokracja nie ginie od razu, tylko po cichu, gdy przestajemy reagować.

Skandal

Ktoś przed chwilą rzucił koktajl mołotowa przy ul. Wiejskiej 12a i go podpalił. Sprawca uciekając wykrzykiwał coś na temat Platformy Obywatelskiej. Rzucał szkłem w stronę interweniującego świadka. pic.twitter.com/N15SmePBDk

— Witold Zembaczyński (@WZembaczynski) October 17, 2025

Idź do oryginalnego materiału