Wczoraj przedstawiliśmy historię pani Magdaleny, która została bezdusznie potraktowana przez Zarząd Transportu Publicznego w Krakowie, a chwilę później ruszyła lawina i na naszą skrzynkę zaczęły wpływać kolejne skargi na funkcjonowanie komunikacji miejskiej w Krakowie. Poniżej publikujemy następny list – od pana Jarosława (nazwisko do wiadomości redakcji).
„Czuję się bezradna. Moja historia to dowód na to, iż system, który w założeniu ma służyć mieszkańcom, w praktyce potrafi być dla nich opresyjny” – pisała pani Magdalena…
… a na jej list odpowiedział Maciej Piotrkowski z zespołu ds. PR szczegółowo opisał przebieg kontroli.
Teraz kolejna skarga na ZTP, tym razem od pana Jarosława. List publikujemy w całości:
Szanowna Redakcjo,
Piszę do Was, bo po prostu nie mogę. Muszę się wygadać, bo czuję się totalnie oszukany i wściekły. A wszystko przez tę całą „cyfryzację” biletów. Zawsze byłem zwolennikiem przeniesienia wszystkiego na telefon, ale to, co mnie spotkało, to jest jakiś absurd!
Od kilku miesięcy korzystałem z biletu miesięcznego w aplikacji. Po co mi kolejna plastikowa karta, skoro wszystko mam w telefonie? Płaciłem, jeździłem, wszystko działało. Myślałem, iż to jest przyszłość. Aż do zeszłego tygodnia.
Wsiadłem do tramwaju, jak co dzień po pracy. W połowie trasy weszli kontrolerzy. Bez stresu wyciągnąłem telefon, odblokowałem go, wchodzę w aplikację, a tam… pustka. Nic. Mój bilet miesięczny po prostu zniknął. Nie ma go, jakby nigdy nie istniał.
Próbowałem im tłumaczyć, iż to musi być błąd systemu. Pokazałem im potwierdzenie z banku, iż zapłaciłem za ten miesiąc. Ale wiecie, co usłyszałem? Że ich to nie obchodzi. Że bilet musi być zapisany w urządzeniu, a skoro go tam nie ma, to jest nieważny. Zostałem potraktowany jak oszust, który próbuje ich naciągnąć na kilka złotych, a w głowie miałem tylko „Ale przecież ja zapłaciłem za to!”. I wiecie, co zrobili? Wypisali mi mandat.
Następnego dnia, zamiast zająć się swoimi sprawami, musiałem iść do biura reklamacji. Myślałem, iż tam to wyjaśnię. Że ktoś wykaże się empatią. Ale znowu usłyszałem tę samą formułkę: „Błąd aplikacji to wina klienta, bo powinien pan na bieżąco sprawdzać, czy bilet jest aktywny”. Serio? Czy ja mam co pięć minut odpalać aplikację, żeby upewnić się, iż mój bilet nie wyparował?
To, co mnie najbardziej boli, to fakt, iż odpowiedzialność za błąd, którego nie popełniłem, spoczęła na moich barkach. System, za który płacę, zawiódł, a to ja muszę się z tego tłumaczyć i ponosić konsekwencje. Firma unika odpowiedzialności, a ja muszę walczyć z bezduszną biurokracją. Kiedyś jechałem z biletami, a teraz czuję się jak bezdomny w świecie własnych biletów.
Uważam, iż to nie jest tylko mój problem. To jest problem systemowy. Firma musi wziąć w końcu odpowiedzialność za swoje błędy i przestać karać za nieuczciwość, która jest jej własnym niedbalstwem.
Z poważaniem
Jarosław