Okres przedświąteczny to czas, w którym większość z nas poszukuje nie tylko idealnych prezentów, ale również wyjątkowej atmosfery. Jednym z miejsc, gdzie można poczuć tę magię, są świąteczne jarmarki. Iluminacje, zapach grzanego wina i pierników, świąteczne melodie oraz pięknie przyozdobione stragany przyciągają tłumy. Ale choć oczekiwania wobec jarmarków są wysokie, coraz częściej do głosu dochodzi rozczarowanie – i to nie z powodu braku świątecznej magii, ale ze względu na ceny, które mogą skutecznie ostudzić przedświąteczny entuzjazm.
Nie jest tajemnicą, iż ceny na jarmarkach świątecznych bywają zawrotne. Za kubek grzanego wina trzeba zapłacić tyle, ile za całą butelkę w sklepie, czekolada na gorąco osiąga ceny dwukrotnie wyższe niż w kawiarniach, a za porcję pierogów czy kiełbaski zapłacimy tyle, ile w dobrej restauracji. Co więcej, jakość tych produktów pozostawia wiele do życzenia. Skąd więc tak ogromne różnice?
Ceny na jarmarkach nie wynikają jedynie z kosztów produkcji, ale przede wszystkim z wartości dodanej, jaką jest świąteczna atmosfera. To ona sprawia, iż jesteśmy skłonni zapłacić więcej za coś, co w zwykłym sklepie kosztowałoby ułamek tej kwoty. Warto jednak zadać sobie pytanie: czy faktycznie płacimy za magię, czy raczej za marketingową iluzję?
Wielu sprzedawców tłumaczy wysokie ceny wysokimi kosztami uczestnictwa w jarmarkach. Wynajem miejsca, dekoracje, energia elektryczna – wszystko to składa się na finalną cenę produktu. Ale czy te koszty usprawiedliwiają sytuację, w której za miskę zupy płacimy tyle, co za pełny obiad w dobrej restauracji?
Jednym z największych rozczarowań jarmarkowych są ciepłe dania. Teoretycznie mają być one atrakcją, która pozwoli nam rozgrzać się podczas chłodnych, zimowych dni. W praktyce jednak często okazuje się, iż za wygórowaną cenę dostajemy porcję, która nie zaspokoiłaby apetytu dziecka, a jej jakość budzi poważne wątpliwości.
Przykładem mogą być słynne kiełbaski z grilla, które stanowią stały element jarmarkowego menu. Ich cena nierzadko przekracza 40 zł za porcję, a jakość mięsa często pozostawia wiele do życzenia. Nie lepiej wygląda sytuacja z pierogami, które serwowane są w minimalnych ilościach, a ich smak odbiega od domowych wyrobów, jakich można by oczekiwać na tego typu wydarzeniach.
Zupy, które powinny być prostym i tanim sposobem na rozgrzanie, również osiągają absurdalne ceny. Za miskę barszczu lub żurku można zapłacić choćby 15–20 zł, podczas gdy koszt ich przygotowania wynosi zaledwie ułamek tej kwoty. A przecież nie mówimy tutaj o restauracyjnych standardach podania – jednorazowe naczynia i brak jakiejkolwiek dbałości o estetykę to norma.
Kolejną grupą produktów, które budzą kontrowersje, są słodkie przekąski. Pierniki, czekolady, lizaki – wszystko to wygląda pięknie na wystawach, ale czy warte jest swojej ceny? Zwykłe ciasteczka z lukrem, które w sklepie kosztują kilka złotych za paczkę, na jarmarku osiągają ceny rzędu 10–15 zł za sztukę. Gorąca czekolada, która w kawiarni kosztuje kilka złotych, na jarmarku potrafi kosztować choćby 20 zł.
Grzane wino, które jest jednym z najpopularniejszych napojów na jarmarkach, również nie należy do tanich przyjemności. Jego cena często przekracza 15 zł za kubek, a jakość bywa wątpliwa – zdarza się, iż sprzedawcy używają najtańszego wina, maskując jego smak dużą ilością przypraw i cukru.
Wielu odwiedzających jarmarki liczy na to, iż znajdzie tam unikalne rękodzieło i lokalne produkty. Niestety, rzeczywistość często okazuje się inna. Wśród pięknie ozdobionych straganów coraz trudniej znaleźć autentyczne wyroby rzemieślnicze. Zamiast tego dominują produkty masowej produkcji, które można znaleźć w sieciowych sklepach za znacznie niższą cenę.
Przykładem mogą być ozdoby choinkowe, które na jarmarkach kosztują kilkadziesiąt złotych za sztukę, mimo iż są identyczne jak te dostępne w marketach. Drewniane figurki, które mają sprawiać wrażenie manualnie robionych, często okazują się produktami importowanymi z Azji.
Jarmarki świąteczne kiedyś były miejscem, gdzie można było znaleźć prawdziwe skarby – autentyczne rękodzieło, lokalne przysmaki, wyjątkowe prezenty. Dziś coraz częściej są one po prostu miejscem, gdzie sprzedawcy wykorzystują naszą nostalgię i chęć przeżycia czegoś wyjątkowego, by maksymalnie zwiększyć swoje zyski.
Czy jest szansa na powrót do korzeni? Na jarmarki, które będą miejscem spotkań i wymiany kulturowej, a nie jedynie biznesu? Być może kluczem jest większy nacisk na autentyczność – zarówno w ofercie, jak i w atmosferze.
Nie można zapominać, iż drożyzna na jarmarkach to nie tylko kwestia chciwości sprzedawców, ale również ogólnych realiów gospodarczych. Wzrost cen energii, surowców, wynajmu – wszystko to wpływa na finalne ceny produktów. Jednak czy rzeczywiście musimy godzić się na tak drastyczne podwyżki?
Coraz więcej osób zastanawia się, czy warto wydawać pieniądze na jarmarkach, czy może lepiej zainwestować je w coś trwalszego. Bo choć atmosfera tych wydarzeń jest wyjątkowa, to trudno uzasadnić wydanie kilkuset złotych na kilka godzin spędzonych w tłumie, jedząc przeciętne jedzenie i kupując drogie ozdoby.
Na koniec warto przypomnieć, iż prawdziwa magia świąt nie tkwi w ozdobach ani jedzeniu, ale w chwilach spędzonych z bliskimi. To, co naprawdę się liczy, to czas, który możemy poświęcić rodzinie i przyjaciołom. A czy robimy to przy kubku grzanego wina na jarmarku, czy przy domowym barszczu – to już kwestia indywidualnych wyborów.
Może zamiast narzekać na ceny, warto zastanowić się, co tak naprawdę daje nam euforia w tym szczególnym czasie. Bo święta to nie tylko zakupy i konsumpcja, ale przede wszystkim okazja do tworzenia wspomnień, które pozostaną z nami na całe życie.
Fot. Janusz Krzeszowski