Krew nie woda. Tanja Pawollek mogła grać dla Niemiec, ale wybrała Polskę. Święta też będą polskie

2 godzin temu

Pani Urszula i pan Rajmund za zachodnią granicę wyemigrowali, zanim urodziła się ich najmłodsza córka, czyli właśnie Tanja Pawollek. Oboje wywodzą się ze sportowych rodzin, a brat mamy grał w Odrze Opole i Śląsku Wrocław. Ona jednak w piłkę zaczęła grać „sama z siebie”.

Do TV 1873 Hausen zapisano ją już w wieku pięciu lat, a potem było Offenbacher SC Rosenhohe. Jako nastolatka trafiła do FFC Frankfurt (teraz Eintracht), czołowej od lat niemieckiej ekipy kobiecej, w której występowała blisko dekadę. Ale ostatnio przeniosła się do Unionu Berlin. Na boisku zadania ma z reguły defensywne.

W 2016 roku z niemiecką kadrą dziewcząt U17 zdobyła mistrzostwo Europy. Rok później z drużyną U19 sięgnęła po brąz. I to właśnie w drodze na podium pomogła pokonać Polki 7:1, zdobywając przy tym gola, którego jednak nie celebrowała. A od czerwca 2022 roku gra w seniorskiej reprezentacji Polski. Od tego czasu Tanja Pawollek wystąpiła w niej blisko 30 razy (strzeliła jednego gola) i stała się istotną postacią narodowego zespołu.

Piękne czasy w Polsce

Łukasz Baliński: – Często pani odwiedza nasze strony?

Tanja Pawollek: – Kiedyś znacznie częściej. Za dzieciaka przyjeżdżałam dwa, trzy razy w roku na parę tygodni. Spędzałam w Siołkowicach i Dobrzeniu Wielkim całe lato i święta. Teraz jednak już nie mogę sobie na to pozwolić. Mecze, treningi, zgrupowania, czy to w klubie, czy reprezentacji… Wciąż mam jednak bardzo dobry kontakt z babcią czy kuzynostwem.

– I rozmawia z nimi pani po polsku tak dobrze jak ze mną?

– Oj, wcale tak dobrze nie jest, wiem to (śmiech). Ale staram się. Zawsze, jak przyjeżdżam do rodziny, to rozmawiamy po polsku, albo po śląsku. Dlatego też chyba się nigdy nie nauczyłam płynnie i czysto mówić. I teraz też czasem bywa ciężko. Choć nie odpuszczam i cały czas pracuję, żeby było lepiej. Zresztą, już moja rodzina się o to stara (śmiech).

– Mieszają się wówczas języki?

– Tak! Szczególnie, jak rozmawiam z mamą czy tatą. A jak dzwonię do babci, to już w ogóle jest istny mix. Mieszanina obu języków plus jeszcze po śląsku coś wtrącamy (śmiech). Wśród znajomych też zdarza mi się, iż jak jestem w Polsce, to wtrącam niemieckie słówka i na odwrót.

– To jak wyglądały te wakacje i ferie pod Opolem?

– Piękne czasy. Potrafiłam całe dnie spędzać na dworze, bawiąc się na różne sposoby, najczęściej z piłką przy nodze. Ale też nie tylko w Polsce tak było. W Niemczech też dużo grałam. Tym bardziej, iż do klubu zapisałam się jak miałam pięć lat, więc bardzo wcześnie.

Tanja Pawollek: Nie ustępowałam chłopcom

– Pewnie niejednego chłopaka zaskoczyła pani swoją grą.

– Na początku bywało ciężko, bo myśleli, iż będę im tylko przeszkadzać (śmiech). Ale potem bywali zdziwieni, iż często im nie ustępuje, a niektórych pod pewnymi względami przewyższam. Nie sądzili pewnie, iż dziewczynka może tak dobrze kopać piłkę. Trenując w klubie najwięcej grałam wtedy właśnie z chłopcami. Jak trzeba było powalczyć, to też starałam się nie odpuszczać. Mimo tego, iż byli więksi ode mnie. Zawsze gdzieś tam czułam, iż muszę dać z siebie wszystko. Co w sumie teraz procentuje, bo nie boję się walki na boisku. A wtedy na boisku gwałtownie przestałam się bać, iż wybiorą mnie do drużyny na końcu (śmiech).

Pięcioletnia Tanja Pawollek w stroju reprezentacji Polski.
Fot. Archiwum prywatne

– Skąd adekwatnie ta miłość do piłki nożnej?

– Też się kiedyś nad tym zastanawiałam. Mam dwie starsze siostry i żadna z nich się tym nie interesowała. A ja odkąd pamiętam, zawsze miałam piłkę ze sobą. To nie było tak, iż ktoś mnie namawiał, np. chłopaki z podwórka, bo kogoś brakowało do gry. Mój tata też jakoś specjalnie nie oglądał meczów w telewizji. Zaczął dopiero, kiedy ja się mocno wkręciłam. Pamiętam, iż jak byłam mała, poszłyśmy z mamą na boisko niedaleko domu i powiedziałam do niej, iż chcę grać. Nikt jakoś specjalnie się nie dziwił, ani nie protestował. Rodzice uznali to za naturalne, a jak miałam pięć lat, to dostałam strój piłkarski, oczywiście reprezentacji Polski.

Radość z gry mnie nakręca

– Rodzice od początku wspierali w tej dość nietypowej wówczas pasji?

– Na początku mama myślała, iż pogram dwa, trzy miesiące i mi przejdzie, ale później już widziała, jak mi na tym zależy. Zawsze czułam niesamowite wsparcie rodziców, nie tylko dlatego, iż oglądali moje mecze, kiedy tylko mogli, także wyjazdowe. Tak po prawdzie jednak, to sama długo nie myślałam, iż zostaną profesjonalną piłkarką.

– I iż to będzie sposób na życie…

– No właśnie. Długo to była po prostu zabawa. Cieszyłam się, iż jest mi dane grać w piłkę i wciąż się cieszę, bo udało mi się zajść naprawdę daleko, ale to nigdy nie był mój plan, żeby zajmować się tym zawodowo. Myślę, iż ta euforia z gry cały czas mnie nakręcała. I wciąż nakręca. Dopiero jak pojechałam na mistrzostwa Europy do lat 17 i tam zdobyłyśmy złoty medal z Niemkami, to chyba po raz pierwszy wyraźnie poczułam, iż jednak mam ten talent i mogę pójść w stronę tego sportu „na poważnie”.

Tanja Pawollek: Poczułam, iż moje serce tego chce

– Mimo, iż z juniorskimi reprezentacjami Niemiec odnosiła pani sukcesy, to gdy przyszła propozycja z seniorskiej kadry Polski wielkich rozterek nie było.

– Od początku zawsze grałam w drużynach oraz kadrach niemieckich, więc mało kto w PZPN pewnie wiedział, iż można mnie powołać. W końcu jednak zaczęto się ze mną kontaktować, a ja przecież zawsze czułam się Polką. Przez rodziców, którzy zadbali, bym pamiętała o swoich korzeniach, i pewnie po części także dzięki tym wspomnianym wakacjom. Gdy dostałam propozycję gry w biało-czerwonych barwach, to poczułam, iż moje serce też tego chce. Dziewczyny w drużynie przyjęły mnie świetnie. Od tego czasu miną niedługo cztery lata i ani razu nie żałowałam. Świetnie się w tym odnajduję. Nie tylko dlatego, iż ostatnio awansowałyśmy po raz pierwszy na kobiece EURO i zagrałyśmy w nim.

– Rodzina podpowiadała przy wyborze?

– Rodzice zawsze mówili, iż fajnie by było zagrać dla Polski. Oni, moja babcia i wszyscy są bardzo szczęśliwi z takiego obrotu spraw. Oglądają zawsze moje mecze, kibicują z całego serca. Choćby dlatego myślę, iż to była bardzo dobra decyzja.

– Żeby było ciekawiej, pierwszy mecz na wspomnianym EURO 2025 Polki zagrały przeciwko Niemkom. Jak się pani z tym czuła?

– Chyba choćby miałam nieco łatwiej, bo bardzo dobrze znałam wszystkie dziewczyny, czy to z Bundesligi, czy z reprezentacji juniorskich. W sumie to był dla mnie normalny mecz. Przede wszystkim jednak istotny moment, bo to przecież był debiut Polski na takiej imprezie. Dlatego nigdy tego nie zapomnę, iż wzięłam udział w historycznym wydarzeniu dla naszej kobiecej piłki nożnej.

– Ogólnie turniej poszedł wam całkiem nieźle.

– Pokazałyśmy dobrą grę. Dużo ludzi było pozytywnie zaskoczonych naszą postawą. Tym bardziej, iż wielu twierdziło, iż w takiej grupie nic nie zwojujemy, a trochę napędziłyśmy strachu faworytkom z Niemiec, gdzie parę razy zabrakło szczęścia do lepszego rezultatu niż porażka 0:2. Z kolei w ostatnim meczu z Danią pokazałyśmy moc i zwyciężyłyśmy 3:2.

Nie czuję się gwiazdą

– Da się porównać jakoś niemiecką piłkę kobiecą do polskiej?

– Ciężko ocenić z mojej perspektywy, bo tą drugą znam tylko ze zgrupowań. Ale mamy zawodniczki, które też grają w wielu markowych klubach jak FC Barcelona, AC Milan czy PSG. Widzę też, jak dziewczyny się rozwijają, dbają o siebie, także poza boiskiem. Do składu wchodzą też stale nowe talenty. I mam nadzieję, iż w przyszłości będzie tylko lepiej. A już jest dobrze.

– W Polsce kilka piłkarek może sobie pozwolić, by skupić się tylko na grze, a jak to wygląda w Bundeslidze?

– Wszystko jest tutaj bardzo profesjonalne. jeżeli nie gramy meczu, to niemalże codziennie mamy treningi, a czasem i dwa razy. Zaczynamy od siłowni, później spotykamy się na boisku, do tego mamy fizjoterapeutę, o obiad też nie musimy się martwić. W razie czego jest też dzień na regenerację. Spokojnie możemy skupić się na piłce nożnej.

– Czy pani i koleżanki czujecie się Niemczech rozpoznawalni?

– Z piłkarzami chyba nie mamy się co porównywać, bo mogę iść do sklepu, do restauracji i wszystko dzieje się normalnie, ale zdarza się, iż ktoś do mnie zagada, zapyta „czy ja to ja”. Niemniej, głównie wiodę dość zwykłe życie. Reprezentantki Niemiec już rozpoznaje sporo ludzi. I niektóre pewnie bardziej mogą czuć się gwiazdami.

– Rozumiem, iż bliscy mimo rozłąki wspierają niezmiennie?

– Z Berlina do domu rodzinnego mam pięć, sześć godzin samochodem, dlatego nie możemy się widywać tak często jak kiedyś. Na pewno to nie to samo, kiedy mieszkałam we Frankfurcie. Bo zawsze mogłam iść do mamy. Pogadać, wyżalić się, pośmiać, czy choćby coś zjeść, itd. Jest inaczej, ale w Berlinie są bardzo dobre koleżanki w klubie i czuję się dobrze.

Tanja Pawollek: Święta będą we Frankfurcie. Typowo polskie

– A co robią piłkarki w czasie prywatnym?

– Chyba wygląda to dość klasycznie. Często wychodzę ze znajomymi na kawę, do kina, itd. W domu dużo oglądam filmów, seriali, książka też się czasem znajdzie. Staram się odpocząć psychicznie. Bo ważne jest, żeby głowa również odpoczęła.

– Tym bardziej w święta. Te w Polsce, czy w Niemczech?

– Święta spędzimy rodzinnie we Frankfurcie, ale te będą typowo polskie. Tradycyjna Wigilia, dużo jedzenia i wspólne wyjście do kościoła, itd. Spędzę czas z całą rodziną, co jest tym bardziej dla mnie ważne, iż po tej przeprowadzce do Berlina mamy go dla siebie znacznie mniej.

– Co wtedy ląduje na talerzu? Pomaga pani w gotowaniu?

– Ja uwielbiam praktycznie każdą potrawę świąteczną, a już szczególnie pierogi i barszcz mojej mamy. Ale mama nie za bardzo pozwala gotować komuś innemu. Nie będzie szans, może to i lepiej, bo ja tak dobrze się w tym nie odnajduję (śmiech).

– Polską kuchnię stawia pani wyżej w rankingu niż niemiecką?

– Jak przyjeżdżam do Polski, to rzecz jasna najbardziej cieszę się na spotkanie z rodziną, no i na polskie jedzenie (śmiech). Pierogi i bigos to wówczas podstawa. Zresztą, wszystko jest smaczniejsze niż w Niemczech. Uwielbiam polską kuchnię, już choćby nie mówię o takiej od mamy czy babci, ale choćby na zgrupowaniu reprezentacji czuję różnicę. Wszędzie jest pysznie.

Czuję spełnienie

– Na sylwestra jakie plany?

– Jeszcze nie wiem, na ten moment nie mam szczególnych pomysłów…

– A Tanja Pawollek jakie ma największe piłkarskie marzenie na Nowy Rok?

– Na pewno nie mogę narzekać na to, co dotąd osiągnęłam. Jestem też dumna, iż wciąż występuję na takim poziomie. Oczywiście, fajnie byłoby wygrywać trofea, ale jak się to nie dzieje, to nie robię tragedii. Nie jestem taką osobą, iż muszę wygrywać, bo jak nie, to jest źle. Cieszę się z gry i mam nadzieję, iż przede wszystkim zdrowotnie będzie okej, bo to jest najważniejsze. Nie muszę być gwiazdą. Chcę po prostu grać w piłkę.

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania

Idź do oryginalnego materiału