Krystian Staś z Krośnicy – najlepszy wokalista wśród budowlańców

2 miesięcy temu

– Potem brat mi mówi: „Chłopie, ty masz 89 tysięcy wyświetleń i 6 tysięcy polubień!”. Szczerze mówiąc, tego się nie spodziewałem – przyznaje 39-letni Krystian Staś z Krośnicy spod Strzelec Opolskich. A śpiewa cały czas pracując na budowie, to wtedy układają mu się w głowie kolejne dźwięki utworów.

– Jakoś muszę łączyć te dwa światy, budowlanki i muzyki. A ten sam utwór „Mario, czy ty wiesz…” śpiewał Kuba Badach – zauważa Krystian Staś po chwili.

Więc co trzeba zrobić, żeby zaistnieć na rynku muzycznym, jak Kuba Badach, zięć prezydenta Kwaśniewskiego?

– To trudna sprawa, kiedy produkcja utworu już teraz tania, nie trzeba mieć żywej kapeli, żeby nagrywać utwory. Także nagrywanie w studio już można załatwić własnym sumptem, wystarczy zainwestować w sprzęt – wylicza, bez cienia żalu i jakichkolwiek pretensji, iż jeszcze ze swoimi utworami pop nie przebił się dalej. – Tak tygodniowo w Polsce powstaje tysiące utworów muzycznych. A bycie dobrym to ciągle za mało, trzeba mieć po prostu szczęście.

Teraz, kiedy kładzie gładzie, klienci mogą wsłuchiwać się w ćwiczone przez Krystiana wokalizy. A z jego utworów przebijają emocje i wpadające w pamięć treści, jak „Kawa na trawie”, „Oko prezesa” czy „Miłość”.

Potem klienci piszą do niego: „Panie Krystianie, zaskoczył nas pan swoim talentem”.

Ale czasem Krystian Staś się „zagotuje”, kiedy usłyszy, iż chłop z budowy nie nadaje się do ambitnej muzyki i lepszych treści.

Jak zdobywać „wysokie góry”

– W moim życiu w przeszłości nastąpił przełom, kiedy wyjechałem na dwa lata do Warszawy – wspomina.

Miał wtedy 19 lat i głowę nabitą pomysłami.

– Ale moje śląskie wychowanie w tym nie pomagało. To taka wada śląskości, żeby trzymać się blisko domu, a ja w głowie miałem: idź i próbuj. Pokolenie rodziców kształtowały inne czasy, żyli w innych warunkach – przyznaje.

Dlatego długo mu się w głowie kołatało „a na co ci to”, „gdzie się tam będziesz pchał”, „patrz roboty, a nie głupot”. Przed wyjazdem do Warszawy jeszcze usłyszał od zatroskanej mamy, iż „przez ta ślonsko godka jeszcze w tej Warszawie cie zabiją”.

Krystian Staś na pierwszym miejscu stawia rodzinę. Praca jest na drugim, a muzyka na trzecim. Choć chętnie te dwie ostatnie zamieniłby miejscami – fot. archiwum prywatne

Rzeczywiście, w zawodówce w Strzelcach Opolskich, gdzie uczył się fachu malarza-tapeciarza, dominowała ślonsko godka, a polonistce trudno było się przebić z literackim.

– W klasie same chłopaki z okolicznych wiosek, więc nie było szans, żeby mówić inaczej niż gwarą – śmieje się Krystian Staś. – Ale potem robiłem jeszcze średnią szkołę i tam było już inaczej.

Krystian Staś: Dwa lata się wstydziłem

Równocześnie z nauką w średniej szkole kilka razy w tygodniu był w Młodzieżowym Domu Kultury w Opolu.

– Byłem tam trzy lata, kilka razy w tygodniu i od tego czasu każdą wolną chwile poświęciłem na rozwój muzyczny. Ale przez pierwsze dwa lata w MDK nic nie śpiewałem. Tak się wstydziłem, iż nie byłem w stanie wydobyć z siebie głosu. Ale chłonąłem wiedzę, wszystkie ćwiczenia powtarzałem do perfekcji. Wtedy udało mi się osiągnąć „wysokie góry”, czyli wysokie dźwięki, co nie było proste – opowiada.

Wcześniej nie miał możliwości nauki w szkole muzycznej.

– Wiadomo było, iż mam ciągotki do śpiewu, ale ja byłem chłopak ze wsi, więc w podstawówce nie było takiej możliwości, żeby chodzić na lekcje śpiewu – opowiada. – Siostra uczyła się gry na pianinie, ale w szkole muzycznej Strzelcach Opolskich nie było klasy wokalu, więc nie było mowy o tym, żeby mnie ktoś woził do Opola, tak, jak to się robi teraz. Naprawdę to były inne czasy…

Po szkole średniej poszedł na studia ekonomiczne, bo w głowie ciągle mu siedziało „patrz roboty, a nie głupot”, więc postanowił zdobyć zawód. Już przed pierwszą sesją uznał, iż to nie dla niego.

Warszawa da się lubić…

To jak było z tą Warszawą, gdzie nastąpił przełom w jego życiu?

– Zamieszkałem na Pradze i niby robiłem to samo, co na Opolszczyźnie, a jednak wszystko było inne – wspomina.

Osiem godzin harował na warszawskich budowach, a następną część dnia spędzał na nauce śpiewu w Młodzieżowym Domu Kultury na Żoliborzu.

Na wszystko musiał zapracować: naukę, utrzymanie i wynajmowane mieszkanie.

Czy mama obawiała się na wyrost, iż przez gwarę może go spotkać coś złego w dużym mieście?

– Zamieszkałem, jak się potem okazało, u człowieka, który przesiedział wiele lat w więzieniu – śmieje się Krystian. – Wracałem późnymi wieczorami z zajęć, więc mówił mi „Pamiętaj, jak ktoś cię zaczepi, mów, iż jesteś od Czarnego Janka, to dadzą ci spokój”.

To była pierwsza nauka.

– Nauczyłem się, iż trzeba rozmawiać z ludźmi, a nie przed nimi chować – tłumaczy. – Potem, kiedy już opuszczałem Warszawę Janek prosił mnie, żebym został na stałe, choćby nie musiałbym już płacić za wynajmowane mieszkanie. Bo to był naprawdę porządny człowiek.

Mówi, iż ten warszawski okres nie tylko był związany z nauką śpiewu.

– Poznawałem nowych ludzi, czytałem… – wspomina. – Właśnie wtedy poznałem Michała Wiśniewskiego, zresztą kontynuuję tą znajomość do dzisiaj. Przede wszystkim wtedy otworzyłem się na świat.

Kontaktuje się też z byłą żoną Wiśniewskiego, Anią Świątczak.

– Z Anią w duecie nagrałem singiel „Miłość” – chwali się. – A ten teledysk też ma bardzo dużo odsłon.

Wrócił jednak na Opolszczyznę.

– Po powrocie z Warszawy rozpocząłem naukę w Studium Wokalistyki Estradowej przy Akademii Muzycznej w Katowicach – opowiada. – Uczyła mnie pani profesor Renata Danel, Andrzej Lampert, Kasia Cerekwicka. Tam był cały pakiet, od śpiewu po czytanie nut, recitale… Więc to była przygoda życia trwająca dwa lata.

Równocześnie, jak tysiące śląskich chłopaków, ponad tysiąc kilometrów od domu pracował na niemieckich budowach.

I co z tym zrobić?

Czy dobrze zrobił, porzucając Warszawę?

– Bardzo dobrze, bo zachłyśnięcie się przez młodego człowieka tym niby większym światem może czasem dużo kosztować – tłumaczy.

– Kiedy jeździłem do Akademii Muzycznej, założyłem już rodzinę. To napędzało, ale w mojej hierarchii na pierwszym miejscu jest rodzina, potem praca, a na trzecim jest mój śpiew – wylicza.

Zarządza firmą, nie ukrywa, iż jest kilka dużych problemów.

– Wchodzimy na budowę i robimy pełny zakres, od hydrauliki, ogrzewania, energetyka, podwieszane sufity, nowe podłogi, po prostu wszystko – wymienia. – Kiedyś byli ludzie do pracy w Polsce, ale nie było z tego pieniędzy. A dzisiaj mogą być większe pieniądze, ale nie ma ludzi do pracy. Brakuje fachowców.

A w duszy ciągle mu gra muzyka… Mówi, iż jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, kiedy wchodzi do studia nagrań i tworzy.

– Wtedy nucę ta, ta, ta… i zaczynamy układać te klocki, ten dźwięk, czy ten dźwięk. Dalej aranżacja, dobierane instrumenty. Uwielbiam ten proces tworzenia. Potem jeszcze jak dochodzi tekst, to wszystko razem jest dla mnie wielkim szczęściem – opisuje Krystian Staś.

Nazywa to takim magicznym przełącznikiem po tym, jak schodzi z budowy.

– Kiedy wchodzę do studia i staję przed mikrofonem, całkowicie się wyłączam. Ale z tego nie utrzymałbym rodziny… – mówi.

Krystian Staś: Chciałbym zastąpić pracę śpiewem

Po Krajowym Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu niektóre sławy wprost z desek amfiteatru jadą śpiewać na dniach jakiegoś powiatu, albo dniach gminy. Więc to wszystko rozbija się o pieniądze.

– Trudno więc choćby o wynajęcie odpowiedniej sali na recital – mówi.

Wiosną Krystian Staś wystąpił w „Szansie na sukces”, żeby ciągle ćwiczyć i się sprawdzać.

– Nagrywając singiel „Wróćmy”, z którym wystąpiłem, dotykałem mocno emocji i o to zawsze w moich utworach mi chodzi. Jestem bardzo zadowolony ze współpracy z współkompozytorem i producentem tego utworu. choćby nie przypuszczałem, iż w moim repertuarze pojawi się utwór napisany przez songwriterski team międzynarodowy – przyznaje.

Krystian Staś wystąpił w programie „Szansa na Sukces” – fot. archiwum prywatne

W kawiarni przy Filharmonii Opolskiej dopijamy kawę.

– Chciałbym, żeby w tej mojej hierarchii pracę, która po rodzinie jest na drugim miejscu, zastąpić wreszcie śpiewem, żeby to była moja praca – przyznaje Krystian Staś. – Przeskakuję z tego jednego świata na drugi. A wystarczyłoby, żeby lokalne rozgłośnie radiowe chciały odtwarzać utwory kogoś takiego jak ja. I to byłby dobry początek.

Mimo tego jest dobrej myśli i pełen optymizmu, iż jego twórczość wypłynie na szersze wody

– Proszę, napisz jeszcze, iż chłop z budowy też nadaje się do ambitnej muzyki. Współpracuję z Aleksandrem Woźniakiem z zespołu PIN, a teraz z producentem i basistą Grzegorzem Ziołą składamy zespół. Pierwszy koncert będzie na koniec roku, albo na początku przyszłego – mówi na zakończenie naszej rozmowy wokalista Krystian Staś.

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.

Idź do oryginalnego materiału