W mediach regularnie mówi się o kryzysie wiary, w tym coraz niższym odsetku dzieci uczęszczających na lekcje religii. Czy te statystyki zwiastują ogólnokrajowy trend, czy dotyczą marginalnych przypadków? O tym, jak w praktyce wygląda zaangażowanie dzieci i młodzieży w życie Kościoła, rozmawialiśmy z proboszczem Parafii Rzymskokatolickiej pw. św. Jadwigi Śląskiej w Chróścicach – ks. dr. Piotrem Kutynią.

Ks. dr Piotr Kutynia został proboszczem parafii w Chróścicach w połowie ubiegłego roku (fot. FB / Parafia Chróścice)
Czy kiedy po raz pierwszy stanął ksiądz przed ołtarzem chróścickiego kościoła i spojrzał na wiernych, zaskoczyło księdza, ile jest dzieci i młodzieży? o ile tak, to czy było to pozytywne, czy negatywne zaskoczenie?
Ks. dr Piotr Kutynia: Moja posługa w parafii w Chróścicach zaczęła się w okresie wakacyjnym, więc naturalnie młodych ludzi było wtedy mniej – wielu wyjechało z rodzinami poza Chróścice. Przyznaję, iż byłem pozytywnie zaskoczony, szczególnie gdy rozpoczął się rok szkolny i odbyła się pierwsza msza święta szkolna. Wtedy zobaczyłem, iż w kościele jest sporo dzieci, jak na czasy, w których żyjemy. Oczywiście zawsze chciałoby się, żeby było ich jeszcze więcej, ale trzeba być realistą. Czasy lat 90. i początku XXI wieku już raczej nie wrócą.
Mam to szczęście, iż nie mam porównania do wcześniejszych lat. Starsi parafianie często wspominają, iż dawniej dzieci było tak dużo, iż zajmowały połowę ławek. Ja natomiast przyszedłem do takiej rzeczywistości, jaka jest, i dla mnie jest to normalne. Oczywiście chciałbym, żeby było ich więcej, ale nie mam tego obciążenia, które mógłby mieć proboszcz będący tu przez wiele lat i obserwujący stopniowy spadek liczby wiernych.
Mówimy głównie o dzieciach uczestniczących we mszy świętej, ale jak wygląda ich zaangażowanie w życie parafii?
Ks. dr Piotr Kutynia: W naszej parafii działają dwie wspólnoty dla młodzieży. Chłopcy mogą dołączyć do wspólnoty ministrantów, którymi opiekuję się ja, a dziewczęta do marianek, które prowadzi siostra zakonna Eligia. Siostra jest bardzo pomysłowa i angażuje marianki w różne inicjatywy, a dziewczęta dość chętnie biorą udział w działaniach proponowanych przez siostrę. Ja również staram się odnaleźć w roli opiekuna i dbać o to, aby grupy funkcjonowały jak najlepiej. Choć może nie jest to tak liczne grono jak kiedyś, dzieci uczestniczą w życiu parafii, przychodzą na spotkania i angażują się. Odkąd tu jestem, nie zdarzyło się, aby msza odbyła się bez ministranta – czasem był tylko jeden, ale zawsze ktoś był. Dzisiaj młodzi ludzie mają wiele innych, nazwijmy to „atrakcji”, są zaangażowani w wiele zajęć pozaszkolnych – uczestniczą w wielu zajęciach sportowych, muzycznych czy artystycznych i jako duszpasterze zauważamy, iż te dodatkowe zajęcia często „wygrywają” z Panem Bogiem oraz ze spotkaniami modlitewnymi w kościele. W porównaniu z czasami mojej młodości mogę stwierdzić, iż w tej chwili dużo mniej dzieci i młodzieży uczestniczy np. w Drodze Krzyżowej odprawianej w kościele w piątki Wielkiego Postu. Młody człowiek dzisiaj jak ma wybór – iść na Drogę Krzyżową w piątek czy na boisko, często wybiera boisko. Trzeba jednak stwierdzić, iż są i dzisiaj młodzi ludzie, którzy są bardzo wierzący i angażują się w życie parafii.
Mimo iż młodych ludzi zaangażowanych w kościele jest mniej niż dawniej to widać, iż młodzi ludzie potrzebują wspólnoty, czasu spędzonego wspólnie, nie tylko przy ołtarzu. Być może brakuje im też jakościowego spotkania z księdzem czy z siostrą zakonną, z kimś starszym, kto może być dla nich autorytetem, poświęcić im czas i czegoś ich nauczyć. Rodzice często są zabiegani, mają wiele swoich spraw. W okresie ferii zimowych zorganizowaliśmy dla młodzieży popołudnie z grami planszowymi. Rozpoczęło się o godz. 15.00, a o godz. 20.00 musiałem już zacząć nieśmiało sugerować, iż jest późno i trzeba się rozejść, choć nikt nie chciał jeszcze kończyć tego spotkania. Ale to też jest bardzo pozytywne, iż młodzież chce być ze sobą.
Przez kilka lat był ksiądz proboszczem w miejskiej parafii w Kluczborku. Patrząc na zdjęcia w mediach społecznościowych kluczborskiej parafii, widać tam sporo młodych ludzi.
Ks. dr Piotr Kutynia: Kluczbork to miasto gdzie ludzie są religijni i wielu czuje jeszcze związek z Kościołem, zwłaszcza w porównaniu z większymi miastami, jak na przykład Opolem. W Kluczborku była garstka młodych ludzi, którzy mieli swoje pomysły i chcieli czegoś więcej. Czasami taka garstka wystarczy, żeby pociągnąć kolejnych i zaangażować w jakąś wspólnotę.
Jeśli chodzi o ogólną sytuację, to rzeczywiście media często mówią o odpływie młodzieży z Kościoła i niskim odsetku uczniów uczęszczających na lekcje religii, ale skupiają się głównie na dużych miastach, takich jak Warszawa, Poznań, Wrocław czy Opole. W mniejszych miejscowościach ten spadek jest mniej odczuwalny. Z drugiej strony nie możemy już oczekiwać tłumów w kościele. Sądzę, iż parafie będą się przekształcać w takie małe wspólnoty i trzeba się z tym pogodzić. To złożony problem. Wpływa na niego po części dobrobyt, który sprawia, iż człowiek nie czuje takiej potrzeby bycia blisko Boga. Przyczynia się do tego także zamieszanie powstające wokół Kościoła oraz niektórych duchownych, którzy swoim zachowaniem mogą powodować jakieś zniechęcenie wiernych. Natomiast historia Kościoła pokazuje, iż nie chodzi o ilość, tylko o jakość, bo czasami ta jakość może rozpalić iskrę wiary w pozostałych.
Dlaczego w miastach młodzież jest bardziej oddalona od Kościoła niż na wsiach?
Ks. dr Piotr Kutynia: W miastach panuje większa anonimowość. Młodzież nie ma takiego kontaktu z duszpasterzami jak w mniejszych wspólnotach, gdzie ludzie znają swojego księdza, widzą, jak funkcjonuje na co dzień, są z nim bardziej zżyci i ta więź jest silniejsza, mniej podatna na często negatywną narrację mediów. Młodzież czuje się częścią wspólnoty, a nie tylko odbiorcą informacji z zewnętrznych źródeł. To sprzyja większemu zaangażowaniu.
Jaka jest w tym rola rodziców? Czy mają wpływ na to, iż młodzież oddala się od Kościoła?
Ks. dr Piotr Kutynia: Tak, rodzice odgrywają kluczową rolę. Już wiele lat temu zauważyłem, iż to często oni nie chcą, aby dziecko angażowało się w życie parafialne, bo wiązałoby się to z większym zaangażowaniem również dla nich. Podczas wizyt duszpasterskich zauważam, iż niektórzy rodzice wręcz blokują dzieci przed uczestnictwem we wspólnotach, tłumacząc to najczęściej brakiem czasu. To zjawisko nie jest nowe, ale z pewnością wpływa na spadek zaangażowania młodzieży w życie Kościoła.
A jak wygląda sprawa powołań? Czy wśród ministrantów dostrzega ksiądz osoby zainteresowane drogą kapłańską?
Ks. dr Piotr Kutynia: Kryzys powołań jest faktem. Oczywiście zdarzają się pojedyncze przypadki młodych ludzi, którzy myślą o kapłaństwie czy życiu zakonnym, ale kleryków jest coraz mniej, co sprawia, iż pojawiają się choćby rozmowy o łączeniu seminariów duchownych, a w wielu przypadkach w Polsce takie połączenie już się dokonało. Być może Bóg powołuje mniej osób, ponieważ w przyszłości nie będzie potrzeba wielu księży, bo i mniej będzie wspólnot wiernych. Jednak historia Kościoła pokazuje, iż zawsze były okresy kryzysu, po których następowało ożywienie. Widzimy taki przykład we Francji, gdzie był ogromny spadek powołań oraz ludzi uczęszczających do kościoła, a teraz tak wielu dorosłych chce przystąpić do sakramentów, iż parafie nie są na to przygotowane, nie potrafią temu sprostać. Może czasami tak musi być, iż czegoś musi zabraknąć, na przykład księdza w parafii albo codziennej eucharystii, aby ludzie za tym zatęsknili. Może jest to jakiś zamysł Pana Boga.
Dziękuję za rozmowę.