Przesunięcie startu systemu na 2028 rok dało gospodarstwom domowym dodatkowe 12 miesięcy na przygotowania. Ale eksperci ostrzegają: to jedynie opóźnienie nieuniknionego. Za nieco ponad dwa lata na rachunkach pojawią się nowe opłaty. Polskie rodziny mogą być zdruzgotane skalą dodatkowych opłat. Niektórzy już teraz planują wymianę urządzeń.

Fot. Warszawa w Pigułce
Jesień 2025 roku przyniosła decyzję, która wywołała falę komentarzy w całej Europie. Ministrowie środowiska państw Unii Europejskiej zgodzili się na przesunięcie wejścia w życie systemu ETS2 z 2027 na 2028 rok. Dla polskiego rządu to polityczne zwycięstwo, które zostało ogłoszone z pełną pompą. Paulina Hennig-Kloska, ministra klimatu i środowiska, mówiła o głębokiej rewizji dyrektywy, premier Donald Tusk zapewniał na platformie X, iż system został odłożony. Rzeczywistość okazuje się jednak znacznie bardziej skomplikowana, a dodatkowy rok to zaledwie przedłużenie terminu, a nie koniec planów podwyżek.
W pierwszej dekadzie listopada 2025 roku Rada do spraw Środowiska przyjęła kompromisowe rozwiązanie. Start systemu handlu uprawnieniami do emisji dla budynków i transportu zostanie uruchomiony 1 stycznia 2028 roku, równocześnie Komisja Europejska zobowiązała się do przedstawienia zmienionej wersji ram implementacyjnych jeszcze przed końcem obecnego roku. W praktyce oznacza to, iż Bruksela ma zaledwie kilka tygodni na przygotowanie dokumentu, który ma złagodzić społeczne skutki najbardziej kontrowersyjnej reformy polityki klimatycznej ostatnich lat. Równolegle Parlament Europejski przyjął mandat do negocjacji w sprawie tego samego opóźnienia, co formalnie potwierdziło decyzję ministrów. W głosowaniu tekst przeszedł stosunkiem 379 do 248 głosów, przy 10 wstrzymujących się.
Polska nie była osamotniona w swoich postulatach. Słowacja, Węgry, Czechy i Bułgaria poparły polskie stanowisko, tworząc nieformalną koalicję państw Europy Środkowo-Wschodniej sprzeciwiających się tempu transformacji. Premier Słowacji Robert Fico postulował wspólny sprzeciw państw Grupy Wyszehradzkiej, a Francja i Włochy również wyraziły obawy dotyczące zbyt szybkiego wdrażania reform. Jednocześnie Polska, Słowacja, Czechy i Węgry głosowały przeciwko całkowitemu celowi klimatycznemu Unii, który zakłada redukcję emisji o 90 procent do 2040 roku. Belgia i Bułgaria wstrzymały się od głosu. To pokazuje, jak głęboko podzielona jest Unia w kwestii tempa i metod dochodzenia do neutralności klimatycznej.
Mechanizm, który zmieni rachunki za ciepło
Aby zrozumieć, dlaczego system ETS2 budzi tak wielkie emocje, trzeba przyjrzeć się jego konstrukcji. Dotychczasowy unijny system handlu uprawnieniami do emisji, funkcjonujący od 2005 roku, obejmował wyłącznie przemysł ciężki, energetykę i lotnictwo. Firmy produkujące stal, cement czy energię elektryczną musiały kupować certyfikaty pozwalające im emitować dwutlenek węgla. Im więcej emitowały, tym więcej płaciły. System działał na zasadzie stopniowego zmniejszania dostępnej puli uprawnień, co powodowało wzrost ich ceny i zachęcało przedsiębiorstwa do inwestowania w czystsze technologie.
ETS2 rozszerza tę logikę na dwa nowe obszary, które dotychczas pozostawały poza regulacją: ogrzewanie budynków oraz transport drogowy. Od stycznia 2028 roku każda firma sprzedająca węgiel, gaz ziemny, olej opałowy, benzynę czy olej napędowy będzie musiała nabywać uprawnienia do emisji dwutlenku węgla, który powstanie w wyniku spalenia tych paliw przez końcowych użytkowników. To fundamentalna zmiana podejścia, bo po raz pierwszy system nie będzie dotyczył bezpośrednio przemysłu, ale zwykłych gospodarstw domowych i kierowców.
W praktyce mechanizm działa następująco: dystrybutor gazu sprzedający paliwo gazowe do ogrzewania domów będzie musiał kupić uprawnienia odpowiadające emisji, która powstanie po spaleniu tego gazu w kotłach użytkowników. Koszty zakupu tych uprawnień zostaną następnie doliczone do rachunków za gaz. Podobnie stanie się z benzyną i olejem napędowym. Choć to nie konsument bezpośrednio kupuje certyfikaty, to on ostatecznie poniesie całkowity ciężar tego systemu. Dystrybutorzy i sprzedawcy paliw przerzucą koszty na klientów, bo nie mają innego wyjścia.
Komisja Europejska pierwotnie zakładała cenę uprawnień na poziomie 45 euro za tonę dwutlenku węgla w momencie startu systemu. Według najnowszych analiz Krajowego Ośrodka Bilansowania i Zarządzania Emisjami, w pierwszych latach funkcjonowania ETS2, czyli w okresie 2027-2030 (obecnie przesunięto to na 2028-2031), ceny znajdą się na poziomie 55-59 euro za tonę. To oznacza, iż prognozy Komisji okazały się zbyt optymistyczne. Co gorsza, po 2031 roku, gdy systemy ETS1 i ETS2 mają zostać połączone w jeden mechanizm, ceny mogą skoczyć do poziomu 210 euro za tonę. Dla porównania, we wrześniu 2025 roku uprawnienia w obecnym systemie ETS1 kosztowały około 75 euro za tonę, w styczniu 2025 roku średnia cena wynosiła 75,86 euro, a prognozy na koniec 2025 roku mówiły o poziomie 92-100 euro.
Te liczby to nie abstrakcyjne wskaźniki ekonomiczne. Przekładają się bezpośrednio na portfele milionów Polaków. Średnie gospodarstwo domowe emituje rocznie około 6 ton dwutlenku węgla w związku z ogrzewaniem budynku. Przy cenie uprawnień 55 euro za tonę, co odpowiada prognozie na lata 2028-2030, daje to około 1450 złotych rocznie dodatkowych kosztów tylko za ogrzewanie. jeżeli cena uprawnień wzrośnie do 100 euro za tonę, co wydaje się prawdopodobne już w pierwszej połowie lat 30., ten koszt podwoi się do prawie 3 tysięcy złotych rocznie. A gdy system dojdzie do poziomu 210 euro, mowa już o dodatkowych 5500 złotych rocznie tylko za prawo do spalania paliwa w domowym kotle.
Scenariusze kosztowe: od umiarkowanych do katastrofalnych
Instytut Reform przeanalizował szczegółowo wpływ ETS2 na budżety polskich rodzin. Wnioski są niepokojące i pokazują, jak bardzo zróżnicowany będzie ciężar transformacji w zależności od typu budynku i stosowanego źródła ogrzewania. Rodzina ogrzewająca przeciętny dom gazem ziemnym zapłaci dodatkowo około 6300 złotych w latach 2028-2030 (zakładając start w 2027 roku, teraz te koszty przesunęły się o rok). Do 2035 roku skumulowany koszt urośnie do prawie 24 tysięcy złotych. To suma, która zmusza do zastanowienia się nad racjonalnością utrzymywania kotła gazowego jako głównego źródła ciepła.
Dla gospodarstw domowych korzystających z węgla jako paliwa sytuacja wygląda jeszcze gorzej. Węgiel emituje znacznie więcej dwutlenku węgla na jednostkę wytworzonej energii niż gaz, co bezpośrednio przekłada się na wyższe opłaty w systemie ETS2. Rodzina paląca węglem zapłaci dodatkowo około 10300 złotych do 2030 roku i aż 39 tysięcy złotych do 2035 roku. To prawie czterokrotność średniej miesięcznej pensji w Polsce, rozłożona na osiem lat, ale jednak odczuwalna w domowym budżecie jako stały, rosnący wydatek.
Najbardziej dramatyczna sytuacja czeka właścicieli starszych, słabo docieplonych budynków o wysokim zużyciu energii. W przypadku domów z lat 70. i 80. XX wieku, które stanowią znaczny odsetek polskiego zasobu mieszkaniowego, dodatkowe koszty ogrzewania gazem mogą wzrosnąć o 45850 złotych w perspektywie ośmiu lat. Dla budynków ogrzewanych węglem ten koszt sięga astronomicznej kwoty 77300 złotych. To niemal 80 tysięcy złotych dodatkowych wydatków w ciągu zaledwie ośmiu lat, co dla wielu rodzin oznacza wybór między ogrzewaniem domu a innymi koniecznymi wydatkami.
Szczególnie trudna sytuacja czeka około 230 tysięcy gospodarstw domowych, które w ostatnich latach skorzystały z programu Czyste Powietrze i zainstalowały nowoczesne kotły gazowe. Te rodziny działały w dobrej wierze, myśląc, iż inwestują w ekologiczne i przyszłościowe rozwiązanie. Otrzymały dotacje, często sięgające kilkunastu tysięcy złotych, wydały własne pieniądze na instalację, a teraz dowiadują się, iż za kilkanaście lat będą zmuszone do ponownej wymiany źródła ciepła, tym razem całkowicie na własny koszt. Od stycznia 2025 roku program Czyste Powietrze całkowicie wycofał dotacje na kotły gazowe, olejowe i węglowe, koncentrując się wyłącznie na rozwiązaniach bezemisyjnych, czyli pompach ciepła i kotłach na biomasę.
Benzyna i diesel także na celowniku
System ETS2 nie oszczędzi również kierowców. Według wyliczeń ekspertów ING Banku Śląskiego, wprowadzenie opłat klimatycznych spowoduje wzrost cen paliw o 46 groszy na litrze benzyny i 54 grosze na litrze oleju napędowego. Gaz LPG podrożeje o około 21 groszy na litrze. Ministerstwo Klimatu i Środowiska przedstawiło nieco łagodniejsze szacunki, mówiące odpowiednio o 29, 35 i 21 groszach, ale różnica wynika głównie z założeń dotyczących ceny uprawnień do emisji. Prawda prawdopodobnie znajdzie się gdzieś pośrodku tych szacunków.
Dla przeciętnej rodziny posiadającej dwa samochody, co w Polsce nie jest rzadkością, skutki będą wymierne. Zakładając benzynowy samochód z rocznym przebiegiem 5 tysięcy kilometrów i diesla z przebiegiem 20 tysięcy kilometrów, dodatkowy koszt wyniesie ponad 1000 złotych rocznie tylko za paliwo. To kolejny wydatek, który należy dodać do rosnących rachunków za ogrzewanie. Dla przedsiębiorców prowadzących działalność transportową koszty będą jeszcze bardziej dotkliwe i nieuchronnie przełożą się na ceny towarów i usług, co ostatecznie również obciąży konsumentów.
Pompa ciepła: rozwiązanie, które kosztuje jak samochód
W obliczu nadchodzących zmian wiele rodzin rozważa przejście na bezemisyjne źródła ciepła, które nie będą objęte opłatami ETS2. Najczęściej wskazywanym rozwiązaniem są pompy ciepła, urządzenia wykorzystujące energię odnawialną z powietrza, gruntu lub wody do ogrzewania budynków. Teoretycznie brzmi świetnie: zero emisji, niskie koszty eksploatacyjne, niezależność od paliw kopalnych. Praktyka jest jednak znacznie bardziej skomplikowana.
Kompleksowe przejście na pompę ciepła w typowym polskim domu jednorodzinnym może kosztować od 80 do 150 tysięcy złotych, co przewyższa cenę nowego samochodu klasy średniej. Sama pompa ciepła z montażem to wydatek rzędu 50-80 tysięcy złotych, ale to dopiero początek listy kosztów. Większość polskich domów, szczególnie tych zbudowanych przed 2000 rokiem, nie jest przystosowana do pracy z pompą ciepła bez dodatkowych inwestycji.
Pompy ciepła pracują najefektywniej z instalacjami niskotemperaturowymi, co oznacza, iż wymagają dużych grzejników lub ogrzewania podłogowego. Wymiana starych żeliwnych kaloryferów na nowe, odpowiednio zwymiarowane grzejniki to koszt 15-25 tysięcy złotych. Docieplenie budynku, które jest konieczne, aby pompa mogła efektywnie pracować, to kolejne 20-40 tysięcy złotych. Przebudowa instalacji centralnego ogrzewania, włącznie z wymianą rur i zaworów, może pochłonąć dalsze 10-20 tysięcy złotych. Do tego dochodzi instalacja fotowoltaiczna o wartości 25-35 tysięcy złotych, bez której pompa ciepła traci większość swojej opłacalności ekonomicznej, bo rachunki za prąd mogą wtedy sięgać 12-18 tysięcy złotych rocznie, czyniąc całą inwestycję nieopłacalną.
Dla wielu rodzin te kwoty są po prostu nieosiągalne. Mediana dochodów gospodarstwa domowego w Polsce wynosi około 7500 złotych miesięcznie, co oznacza, iż kompleksowa termomodernizacja z instalacją pompy ciepła to równowartość dwuletnich oszczędności, zakładając odłożenie połowy dochodów. W rzeczywistości prawie nikt nie jest w stanie odłożyć takiej kwoty, co stawia pod znakiem zapytania całą strategię transformacji energetycznej opartej na dobrowolnej wymianie źródeł ciepła.
Systemy hybrydowe: kompromis między ceną a ekologią
Istnieje jednak rozwiązanie pośrednie, które może uratować budżet wielu rodzin, zachowując jednocześnie zgodność z wymogami ekologicznymi. Systemy hybrydowe łączą istniejący kocioł gazowy lub olejowy z pompą ciepła w jeden inteligentny system grzewczy. W takim układzie pompa ciepła pracuje przez większość sezonu grzewczego, gdy temperatury na zewnątrz nie są zbyt niskie, a kocioł konwencjonalny włącza się automatycznie tylko podczas największych mrozów, gdy praca samej pompy byłaby nieopłacalna lub niemożliwa.
To rozwiązanie pozwala obniżyć koszty eksploatacji o 30-50 procent w porównaniu z samodzielnym kotłem, a jednocześnie zapewnia komfort cieplny choćby w ekstremalnych warunkach zimowych, które w Polsce wciąż się zdarzają. Typowa instalacja systemu hybrydowego kosztuje około 60 tysięcy złotych, ale można otrzymać dotację choćby do 30 tysięcy złotych z programu Czyste Powietrze, co obniża rzeczywisty koszt własny do poziomu 30 tysięcy złotych. To wciąż duża kwota, ale znacznie bardziej przystępna niż 100-150 tysięcy złotych za pełną wymianę na pompę ciepła z wszystkimi dodatkowymi pracami.
Systemy hybrydowe mają jeszcze jedną fundamentalną zaletę: przez cały czas kwalifikują się do dotacji w przeciwieństwie do samodzielnych kotłów gazowych i węglowych. Od stycznia 2025 roku program Czyste Powietrze nie finansuje już wymian na kotły na paliwa kopalne, ale system hybrydowy, który zawiera pompę ciepła jako główny element, wciąż jest akceptowany. To sprawia, iż dla budynków o gorszej izolacji termicznej, gdzie samodzielna pompa ciepła nie byłaby efektywna, hybryda staje się jedynym sensownym rozwiązaniem wspieranym finansowo przez państwo.
Fundusze pomocowe: 50 miliardów, które mają zmienić wszystko
Unia Europejska zdaje sobie sprawę, iż wprowadzenie ETS2 bez żadnego wsparcia społecznego mogłoby doprowadzić do buntu obywateli i politycznego odrzucenia całej strategii klimatycznej. Dlatego równolegle z nowym systemem handlu emisjami powołano Społeczny Fundusz Klimatyczny o łącznej wartości 86,7 miliarda euro na lata 2026-2032. Polska ma być największym beneficjentem tego funduszu, mogąc liczyć choćby na 50 miliardów złotych, czyli 11,4 miliarda euro, co stanowi około 18 procent całej puli.
Środki z Społecznego Funduszu Klimatycznego mają być przeznaczone na kilka głównych celów. Po pierwsze, bezpośrednie dopłaty do rachunków za energię i ogrzewanie dla najbiedniejszych gospodarstw domowych, które doświadczają ubóstwa energetycznego. Po drugie, inwestycje w efektywność energetyczną budynków, czyli docieplenia, wymianę okien i drzwi, modernizację systemów wentylacji. Po trzecie, wsparcie dla wymiany starych źródeł ciepła na nowoczesne, bezemisyjne rozwiązania, przede wszystkim pompy ciepła. Po czwarte, rozwój ekologicznego transportu publicznego i wsparcie dla zakupu pojazdów elektrycznych.
Aby uzyskać dostęp do tych pieniędzy, każde państwo członkowskie musi przygotować i przedłożyć Komisji Europejskiej do czerwca 2025 roku szczegółowy Plan Społeczno-Klimatyczny, określający cele i kierunki wydatkowania środków. Polska prowadzi w tej chwili krajowe konsultacje w tej sprawie, ale proces przebiega wolno, a wielu ekspertów obawia się, iż termin może nie zostać dotrzymany. Do tego państwa członkowskie muszą dołożyć własny wkład w wysokości co najmniej 25 procent przyznanej alokacji, co w przypadku Polski oznacza dodatkowe 12,5 miliarda złotych. Łącznie polski Plan Społeczno-Klimatyczny powinien opiewać na około 62 miliardy złotych.
Programy dotacyjne: komu pomogą i na ile
Równolegle ze Społecznym Funduszem Klimatycznym funkcjonują krajowe programy dofinansowania modernizacji energetycznej budynków. Największym z nich jest Czyste Powietrze, program uruchomiony w 2019 roku, który już pomógł setkom tysięcy rodzin wymienić stare, nieefektywne źródła ciepła. W 2025 roku na wypłaty w ramach tego programu zaplanowano około 8 miliardów złotych.
Wysokość dofinansowania w programie Czyste Powietrze zależy od poziomu dochodów gospodarstwa domowego i jest podzielona na trzy progi: podstawowy, podwyższony i najwyższy. Dla poziomu podstawowego, przeznaczonego dla gospodarstw o wyższych dochodach, dofinansowanie wynosi do 40 procent kosztów kwalifikowanych, maksymalnie 66 tysięcy złotych. Dla poziomu podwyższonego, gdzie kryterium dochodowe jest niższe, dotacja sięga 70 procent kosztów, maksymalnie 99 tysięcy złotych. Najwyższy poziom wsparcia, przeznaczony dla najbiedniejszych rodzin, to choćby 100 procent kosztów, maksymalnie 135 tysięcy złotych.
W ramach programu można sfinansować nie tylko samą pompę ciepła, ale także kompleksową termomodernizację obejmującą docieplenie ścian, dachu i fundamentów, wymianę okien i drzwi, modernizację instalacji centralnego ogrzewania oraz instalację fotowoltaiki. To sprawia, iż dla części rodzin, szczególnie tych najbiedniejszych, kompleksowa modernizacja energetyczna może być przeprowadzona bez ponoszenia własnych kosztów. W praktyce jednak wymogi formalne, konieczność posiadania audytu energetycznego i świadectwa charakterystyki energetycznej oraz długi czas oczekiwania na decyzję o przyznaniu dotacji skutecznie zniechęcają wiele osób.
Drugim programem jest Moje Ciepło, skierowany do właścicieli nowych domów jednorodzinnych, w których instalowana jest pompa ciepła już na etapie budowy. Budżet tego programu wynosi 600 milionów złotych, a dofinansowanie może wynieść od 7 do 21 tysięcy złotych w zależności od typu pompy. W przypadku powietrznych pomp ciepła dotacja wynosi do 30 procent kosztów kwalifikowanych, maksymalnie 7 tysięcy złotych. Dla gruntowych pomp ciepła, które są droższe, ale bardziej efektywne, dotacja sięga 30 procent, maksymalnie 21 tysięcy złotych. Dla posiadaczy Karty Dużej Rodziny procent dofinansowania wzrasta do 45 procent, zachowując te same maksymalne kwoty.
Według stanu na 12 listopada 2025 roku, w programie Moje Ciepło oceniane były wnioski złożone na początku lipca 2025 roku, co pokazuje skalę zainteresowania i jednocześnie duże opóźnienia w procedurach administracyjnych. Nabór wniosków trwa w trybie ciągłym do 31 grudnia 2026 roku lub do wyczerpania środków, co prawdopodobnie nastąpi wcześniej, biorąc pod uwagę tempo składania aplikacji.
Pytanie, które wisi w powietrzu: czy to wystarczy?
Kluczowe pytanie brzmi: czy dostępne środki i programy są wystarczające, aby przeprowadzić transformację energetyczną w sposób sprawiedliwy i społecznie akceptowalny? Eksperci wyrażają poważne wątpliwości. Forum Energii, organizacja zajmująca się analizą polityki energetycznej, ostrzega, iż wydatkowanie środków na walkę z ubóstwem energetycznym nie będzie skuteczne bez pakietu głębokich reform systemowych. W swoim raporcie dotyczącym Planu Społeczno-Klimatycznego autorzy wskazują na konieczność zmiany systemu zbierania danych o budynkach, reformy procedur dotacyjnych oraz stworzenia mechanizmów ochrony przed wzrostem kosztów energii po przeprowadzonej modernizacji.
Instytut Reform podkreśla, iż Polska nie może pozwolić sobie na opóźnienia w przygotowaniu Planu Społeczno-Klimatycznego. Tylko kompleksowe i systemowe działania pozwolą wykorzystać pełny potencjał Społecznego Funduszu Klimatycznego i przygotować mechanizmy ochrony najbardziej wrażliwych grup społecznych. Aleksander Śniegocki, prezes Instytutu Reform, przestrzegał w marcu 2025 roku, iż bez zdecydowanych działań transformacja energetyczna może przebiegać w sposób chaotyczny i niesprawiedliwy, uderzając najmocniej w osoby, które najmniej na to zasługują.
Doświadczenia z dotychczasowych programów pokazują również, iż wymogi formalne i długie kolejki skutecznie zniechęcają wiele rodzin do aplikowania o dotacje. Proces składania wniosku w programie Czyste Powietrze wymaga przygotowania audytu energetycznego, zebrania dokumentacji potwierdzającej dochody, wypełnienia skomplikowanych formularzy online i czekania choćby kilka miesięcy na decyzję. Dla wielu osób, szczególnie starszych i mniej sprawnych cyfrowo, te bariery są nie do pokonania bez pomocy profesjonalnych pośredników, którzy jednak pobierają za swoje usługi dodatkowe opłaty.
Dodatkowo pozostaje fundamentalne pytanie o sprawiedliwość całego systemu. Społeczny Fundusz Klimatyczny i programy krajowe są skierowane głównie do najbiedniejszych gospodarstw domowych i tych zagrożonych ubóstwem energetycznym. Ale co z szeroką grupą rodzin o średnich dochodach, które nie kwalifikują się do najwyższych poziomów dofinansowania, a jednocześnie nie stać ich na poniesienie kosztów modernizacji energetycznej z własnych środków? Te rodziny mogą znaleźć się w najtrudniejszej sytuacji: zbyt bogate, aby otrzymać znaczące wsparcie, i zbyt biedne, aby poradzić sobie samodzielnie.
Co robić teraz, gdy zostało 26 miesięcy?
Dla przeciętnego gospodarstwa domowego w Polsce zostało około 26 miesięcy do stycznia 2028 roku, kiedy system ETS2 oficjalnie wejdzie w życie. To za mało na przeprowadzenie gruntownej termomodernizacji, zwłaszcza biorąc pod uwagę długie terminy oczekiwania na dotacje i wykonawców. Ale wystarczająco dużo, by podjąć podstawowe działania, które mogą znacząco obniżyć przyszłe koszty.
Pierwszym krokiem powinno być uszczelnienie okien i drzwi. To najtańsza inwestycja, kosztująca zwykle kilkaset do kilku tysięcy złotych, która daje natychmiastowe efekty w postaci 10-15 procent oszczędności na ogrzewaniu. Wymiana starych, nieszczelnych okien i drzwi na nowe, szczelne i dobrze izolowane termicznie może być wykonana w ciągu kilku tygodni i nie wymaga skomplikowanych procedur administracyjnych. To działanie, które się zwraca choćby bez żadnych dotacji, po prostu przez zmniejszenie strat ciepła.
Dla właścicieli kotłów mających więcej niż 10 lat i często się psujących, warto poważnie rozważyć przejście na system hybrydowy, póki można jeszcze otrzymać dotacje. Złożenie wniosku w programie Czyste Powietrze na początku 2026 roku daje szansę na przeprowadzenie inwestycji jeszcze przed startem ETS2, co pozwoli uniknąć wzrostu kosztów w pierwszych latach działania systemu. Dla młodszych kotłów, które nie wymagają natychmiastowej wymiany, rozsądną strategią jest systematyczne odkładanie 400-600 złotych miesięcznie na przyszłą wymianę źródła ciepła, która będzie nieunikniona za kilka lub kilkanaście lat.
Właściciele starych, nieocieplonych domów znajdują się w grupie największego ryzyka i dla nich priorytetem powinno być pozyskanie dofinansowania na termomodernizację. Docieplenie budynku może zmniejszyć zużycie energii choćby o 40-50 procent, co bezpośrednio przełoży się na niższe rachunki niezależnie od tego, jakie źródło ciepła jest używane. Kompleksowe ocieplenie ścian, dachu i fundamentów to inwestycja rzędu 30-50 tysięcy złotych, ale z dofinansowaniem z programu Czyste Powietrze koszt własny może spaść do 10-20 tysięcy złotych, co jest już bardziej przystępne dla większości rodzin.
Polityczna szachownica: walka o każdy miesiąc
Przesunięcie startu ETS2 o rok to nie koniec politycznej batalii. Polska, wraz z innymi krajami Europy Środkowo-Wschodniej, walczy o dalsze opóźnienie systemu, tym razem do 2030 roku. Minister Paulina Hennig-Kloska zapowiedziała, iż Polska będzie zabiegać o dodatkowe przesunięcie, wykorzystując klauzule rewizyjne wynegocjowane w listopadzie 2025 roku. Komisja Europejska zobowiązała się do przedstawienia zmienionej wersji ram implementacyjnych ETS2 do końca 2025 roku, co teoretycznie otwiera drogę do dalszych modyfikacji systemu.
W ramach negocjacji Polska wynegocjowała również dwie silne klauzule rewizyjne dotyczące całej polityki klimatycznej Unii. Pierwsza klauzula gwarantuje cykliczny, co dwa lata, przegląd postępów w realizacji polityki klimatycznej ze szczególnym uwzględnieniem stanu konkurencyjności europejskiej gospodarki z możliwością rewizji Europejskiego Prawa Klimatycznego. Druga klauzula obejmuje szeroki przegląd na przełomie 2028 i 2029 roku, uwzględniający stan realizacji dotychczasowych celów redukcji emisji oraz szereg wskaźników makroekonomicznych, w tym stan konkurencyjności unijnej gospodarki oraz ceny energii. W przypadku opóźnień w realizacji celów lub pogorszenia się wskaźników makroekonomicznych może zostać zainicjowana rewizja całej polityki klimatycznej, w tym wysokości celu redukcji emisji na 2040 rok.
To historyczna zmiana w planowaniu unijnej polityki klimatycznej. Po raz pierwszy cele nie są sztywne i nienaruszalne, ale podlegają regularnej weryfikacji w kontekście rzeczywistej sytuacji gospodarczej. Wiceminister klimatu Krzysztof Bolesta komentował, iż udało się wybić zęby systemowi ETS2 i posprzątać zaniedbanie, do którego doprowadził poprzedni rząd. Premier Donald Tusk napisał na platformie X, iż ETS2 został odłożony, a jego rewizję Komisja Europejska musi przygotować w najbliższym czasie.
Nie wszyscy jednak podzielają ten optymizm. Michał Wojtyło, analityk Instytutu Reform, otwarcie przyznał w listopadzie 2025 roku, iż słowa premiera o potencjalnym odłożeniu systemu są zaskakujące, bo z komunikacji Komisji Europejskiej i konkluzji szczytu nic takiego bezpośrednio nie wynika. W oficjalnych dokumentach nie ma mowy o całkowitym zablokowaniu czy odrzuceniu ETS2, tylko o przesunięciu terminu i przeglądzie warunków wdrażania. System zostanie wprowadzony, pytanie brzmi tylko kiedy i w jakiej formie.
Politycy opozycji są jeszcze bardziej krytyczni. Delegacja Prawa i Sprawiedliwości w Parlamencie Europejskim postulowała całkowite wstrzymanie wejścia systemu w życie, a delegacja Koalicji Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego proponowała przesunięcie o trzy lata. Żadna z tych poprawek nie uzyskała poparcia większości. Konfederacja twierdzi, iż przesunięcie ETS2 na 2028 rok to jedynie manipulacja mająca pomóc wygrać wybory koalicji rządowej, a system i tak zostanie wprowadzony tuż po wyborach parlamentarnych w Polsce, Hiszpanii, Francji, Włoszech i na Słowacji.
Niemcy ostrzegają: opóźnienie się zemści
Podczas gdy Polska cieszy się z wynegocjowanego opóźnienia, Niemcy ostrzegają przed długoterminowymi konsekwencjami tego kroku. Niemieckie media biznesowe zwracają uwagę, iż przesunięcie startu ETS2 oznacza również opóźnienie w uruchamianiu środków ze Społecznego Funduszu Klimatycznego, które mają być finansowane właśnie z wpływów z handlu uprawnieniami. Choć oficjalnie Fundusz ma ruszyć w 2026 roku, jego pełna skuteczność będzie ograniczona bez dochodów z ETS2.
Dodatkowo opóźnienie może sprawić, iż gdy system ostatecznie ruszy, ceny uprawnień będą wyższe niż pierwotnie planowano, bo nagromadzony zostanie większy deficyt emisji do odrobienia w krótszym czasie. Niektórzy niemieccy eksperci sugerują, iż przesunięcie o rok może skutkować wzrostem początkowych cen uprawnień o 10-15 procent w porównaniu do scenariusza startu w 2027 roku. To oznaczałoby, iż polski konsument, zamiast płacić 55 euro za tonę emisji w pierwszym roku, może zapłacić 60-65 euro, co częściowo zniweluje korzyści wynikające z opóźnienia.
Perspektywa niemiecka pokazuje również, iż Unia Europejska traktuje przesunięcie jako taktyczny ustęp polityczny, nie zaś jako sygnał do fundamentalnej zmiany kursu. Bruksela nie zamierza rezygnować z systemu ETS2, tylko chce go wprowadzić w sposób, który nie doprowadzi do społecznego buntu i politycznej destabilizacji w krajach członkowskich. Przesunięcie o rok to cena, którą Komisja Europejska jest gotowa zapłacić za społeczną akceptację reformy.
Rok 2028: początek nowej rzeczywistości
Gdy nadejdzie styczeń 2028 roku, a pierwsza fala rachunków z nowymi opłatami klimatycznymi trafi do polskich gospodarstw domowych, transformacja energetyczna przestanie być abstrakcyjną ideą polityczną i stanie się codzienną realnością. Dla milionów rodzin będzie to moment prawdy, kiedy trzeba będzie podjąć konkretne decyzje: czy kontynuować ogrzewanie paliwami kopalnymi i płacić coraz wyższe rachunki, czy zainwestować w modernizację energetyczną i obniżyć przyszłe koszty.
Eksperci przewidują, iż w pierwszych latach funkcjonowania ETS2 wzrost kosztów będzie stosunkowo umiarkowany, około 5-10 procent rachunków za ogrzewanie, co nie wywoła natychmiastowej paniki. Prawdziwy szok nadejdzie po 2031 roku, gdy systemy ETS1 i ETS2 zostaną połączone i ceny uprawnień gwałtownie wzrosną. Wtedy różnica między ogrzewaniem paliwami kopalnymi a źródłami bezemisyjnymi stanie się tak duża, iż kontynuowanie palenia węglem lub gazem będzie po prostu ekonomicznie irracjonalne dla większości gospodarstw domowych.
To właśnie o ten moment chodzi projektantom systemu. ETS2 nie ma zakazywać używania paliw kopalnych, tylko sprawić, iż staną się one tak drogie, iż ludzie sami zrezygnują z nich na rzecz czystszych alternatyw. To klasyczny mechanizm rynkowy: podnosimy cenę czegoś, co jest szkodliwe, a rynek sam znajdzie tańsze, lepsze rozwiązania. Problem w tym, iż dla wielu polskich rodzin te tańsze, lepsze rozwiązania są po prostu nieosiągalne finansowo, choćby z dotacjami.
Nadchodzące miesiące będą najważniejsze dla przyszłości polskiej energetyki domowej. Rząd musi przygotować i złożyć Plan Społeczno-Klimatyczny do czerwca 2025 roku, co pozostawia zaledwie kilka miesięcy na konsultacje społeczne i finalizację dokumentu. Komisja Europejska ma przedstawić zmienione ramy implementacyjne ETS2 do końca 2025 roku. Programy dotacyjne muszą zostać uproszczone i przyspieszone, aby więcej rodzin mogło skorzystać ze wsparcia przed startem systemu. Branża budowlana i instalatorska musi przygotować się na falę zapotrzebowania na pompy ciepła i usługi termomodernizacyjne.
Dla zwykłego Kowalskiego z Warszawy, Krakowa czy Poznania najważniejsze jest jedno: nie ignorować zbliżających się zmian i nie odkładać decyzji na ostatnią chwilę. Rok 2028 nadejdzie szybciej, niż się wydaje, a wraz z nim nowa rzeczywistość energetyczna Polski.

2 godzin temu


![Pogoda na weekend w Trzebnicy [14.11-16.11]](https://trzebnicainfo.pl/wp-content/uploads/sites/15/2022/12/E9286BC0-5E20-48D5-AEA5-D41A5DDADFCA-edited.jpeg)










