Od pierwszych minut poznaniacy przejęli inicjatywę i konsekwentnie budowali przewagę. Choć gospodarze starali się odpowiadać kontrami, Bartosz Mrozek przez całą pierwszą część gry nie miał zbyt wiele pracy. Lech cierpliwie szukał okazji i dopiął swego w samej końcówce pierwszej połowy – Filip Jagiełło wyprowadził akcję lewą stroną, zszedł do środka i precyzyjnie podał do Fiabemy. Norweg uderzył mocno po ziemi, nie dając szans Rafałowi Strączkowi.
Na tempo meczu wpływ mieli kibice gospodarzy, którzy odpalili race i świece dymne. Przerwa techniczna wydłużyła pierwszą połowę aż o 12 minut, ale koncentracja poznaniaków nie została zachwiana.
Po zmianie stron obraz gry zmienił się diametralnie. Katowiczanie zaatakowali z większą odwagą, spychając mistrza Polski do defensywy. Najgroźniejszy był Borja Galan, który trzykrotnie miał okazję do wyrównania: najpierw trafił w poprzeczkę, później jego uderzenie zdołał sparować Mrozek, a następnie Joel Pereira zatrzymał piłkę tuż przed linią bramkową.
Lech natomiast ograniczył się do bronienia przewagi, a jego ofensywne próby kończyły się niepowodzeniem. W doliczonym czasie gry Timothy Ouma mógł zamknąć spotkanie, ale zamiast do pustej bramki trafił w obrońcę GKS.
Ostatecznie drużyna Nielsa Frederiksena dowiozła korzystny rezultat i zapisała na swoim koncie niezwykle cenne trzy punkty. To zwycięstwo ma podwójne znaczenie, bo nie tylko pozwala Kolejorzowi utrzymać kontakt z czołówką tabeli, ale także przełamuje wieloletnią niemoc w Katowicach.
GKS Katowice – Lech Poznań 0:1 (0:1)
Bramka: 0:1 Fiabema (45’)























