Spotkanie rozpoczęło się od przewagi gospodarzy. W 31. minucie obrona Lecha nie poradziła sobie z akcją rywali i Japończyk Junya Ito z bliskiej odległości otworzył wynik. Wydawało się, iż scenariusz z pierwszego meczu może się powtórzyć, ale jeszcze przed przerwą młody skrzydłowy Kornel Lisman przeprowadził efektowny rajd i mocnym strzałem wyrównał.
Po zmianie stron inicjatywę przejęli poznaniacy. W 56. minucie Leo Bengtsson popisał się znakomitym uderzeniem z rzutu wolnego, dając Lechowi prowadzenie. Choć później szwedzki pomocnik miał jeszcze okazję, by podwyższyć wynik, tym razem zabrakło mu precyzji. Ostatecznie Lech wygrał 2:1, ale w dwumeczu lepsze okazało się Genk, które w Poznaniu zwyciężyło aż 5:1.
Trener Niels Frederiksen po spotkaniu nie krył satysfakcji z postawy swoich zawodników.
– Jestem zadowolony z tego, co pokazaliśmy. Chcieliśmy zareagować po porażce w pierwszym meczu i udowodnić, iż możemy grać z Genk jak równy z równym. Udało się to zrealizować, a zawodnicy zasłużyli na gratulacje – mówił szkoleniowiec.
W podobnym tonie wypowiadał się obrońca Wojciech Mońka, dla którego był to jeden z pierwszych poważnych występów w barwach Lecha.
– Chcieliśmy zagrać z czystymi głowami i pokazaliśmy, iż potrafimy rywalizować z mocnymi drużynami. Cieszę się, iż wykorzystałem swoją szansę – przyznał.
Opaskę kapitańską w Genku założył 19-letni Antoni Kozubal.
– Chodziło o reakcję po trudnym tygodniu i myślę, iż się udało. Wygraliśmy, zbudowaliśmy się przed kolejnymi meczami. Dla mnie osobiście wyprowadzenie drużyny na boisko było spełnieniem marzeń – podkreślał młody pomocnik.
Lech kończy swoją przygodę w eliminacjach Ligi Europy, ale przed zespołem kolejne wyzwania. Już w niedzielę poznaniacy zmierzą się w Ekstraklasie z Widzewem Łódź, a w przyszłym tygodniu poznają grupowych rywali w Lidze Konferencji. Choć droga do Europy nie była łatwa, czwartkowe zwycięstwo w Belgii może stać się ważnym punktem wyjścia do odbudowy formy i pewności siebie.