List do redakcji. Z życia Kuracjusza

1 godzina temu

Przyjechaliśmy do sanatorium Wital w Gołdapi 23 listopada. Akurat spadł śnieg, powitała nas cudna Narnia. Pokój dla mnie z mężem trzyosobowy, a więc euforia większej ciut przestrzeni, drugie piętro, ale zaraz przy windzie, miły lekarz P. H., przepisujący zabiegi, a wszystkie w naszym budynku. Klatka schodowa przestronna, schody zbiegające się dwustronnie z półpiętrami. Grzejniki Faviera i stare żeliwne nasuwają mi, jako konserwatorowi zabytków, tylko miłe skojarzenia.

Jedzenie, jak jedzenie, standard szpitalny, nie mamy dużych oczekiwań, jedynie zapomniany smak margaryny, wydzielonej kosteczki uprzytomnił, iż może w jadłospisie narodu jednak cały czas funkcjonuje. Entuzjazm pionierów nas nie opuszcza, choćby brak wifi obracamy na dobre, przymusowy detoks. A pilna potrzeba kontaktu ze światem wymusza długi spacer do pobliskiej restauracji. Pierwszy tydzień szoku aklimatyzacyjnego mija szybko, czerpiemy jeszcze z energii przywiezionej z domu. A jeżeli otoczenie chciałoby przygnębić, wybieramy się na kawę do cukierni do miasta współczując jedynie tym, którzy pojawili się tu bez samochodu (a prawdopodobnie większość). W miarę możliwości oswajamy rzeczywistość. Łączymy tapczany, rozkładamy serwetki przywiezione z domu, kupujemy czajnik elektryczny odurzeni zapachem plastikowego zastanego. Codziennie korzystamy z basenu, pozostałe zabiegi (gimnastyka, borowiny, masaż) przyjemne, obsługa starająca się i przemiła. We wtorek (2.12.) drugiego tygodnia mimochodem przy stołówce zauważam kartkę: „UWAGA KOMUNIKAT. NIE NALEŻY KORZYSTAĆ Z PRYSZNICÓW ORAZ INNYCH URZĄDZEŃ KTÓRE WYTWARZAJĄ AREOZOL WODNO POWIETRZNY ZE WZGLĘDU STWIERDZENIA BAKTERII W WODZIE W BUDYNKU GŁÓWNYM” (pisownia oryginalna zachowana). Nikt nie wie o co chodzi, podejrzewam AI o wygenerowanie treści (syn, którego powiadamiam, przytomnie reaguje, iż AI nie zrobiłaby błędu ortogr.). Spekulacje stołówkowe, coli? Pani W. z naszego stolika, która wie i widzi wszystko, już w ubiegłym tygodniu zauważyła panów pobierających próbki wody. Pytam w recepcji. Pani nie chce rozmawiać, zamyka krótko: „legionella, a jutro będzie aktualizacja ogłoszeń”. Legionella, jak sama nazwa wskazuje, myślę, zrozumiałe, iż w krótkich żołnierskich słowach. Na wszelki wypadek proszę jednak w gabinecie lekarskim o zmianę zabiegów i ograniczenie basenów. Lekarz (już inny, nie nasz z pierwszego dnia) też nie udziela informacji, widać legionella nie robi na nim żadnego wrażenia. Ale co tam. Jutro przecież wszystko rzetelnie wytłumaczą. Na razie obserwujemy środki zaradcze.

Następnego dnia rano wykręcone słuchawki przy prysznicach na basenie, w południe już zakaz całkowitego ich używania. Wobec powyższego w planowaniu zabiegów zgłaszam rezygnację z basenu, ale niczego nie uzyskuję – „przecież można kąpać się w pokoju”. Pewnie tak. Niestety ustały odgłosy używanej dotąd wody w pokojach, już porankom nie towarzyszy szum pryszniców dobiegających zza ścian… Legionella to jedno, ale co wyhoduje się w basenie, czy zwiększona porcja chloru wystarczy…? (Mąż niezrażony codziennie jeszcze korzysta z basenu do dnia, kiedy niechcący słyszy rozmowę pań: „kiedyś to się myłam, a teraz po prostu idę na basen”.) Podczas obiadu pojawia się pan kierownik z ogłoszeniem, którego głos ginie w ogólnym szumie setki stołówkowiczów. Mówi krótko – zastosowano się do wytycznych Sanepidu. Pytam pana, czy mogę uzyskać oświadczenie z podpisem, iż pomimo bakterii pobyt nasz do końca turnusu jest bezpieczny – „dobrze, dobrze…”. Do dziś nie otrzymałam. Opowiadam na tzw. „mieście’’ o sytuacji w sanatorium, dzielę się pomysłem interwencji w sanepidzie. Dzwonię do Sanepidu w Gołdapi z podobną prośbą, czy mogą rzeczone oświadczenie wydać. – „Nie, Sanepid może tylko wydać wytyczne właścicielowi obiektu i zależy od właściciela, czy się zastosuje’’. Ośrodek zastosował się do wytycznych. Po południu panowie monterzy wykręcili słuchawki przy prysznicach w pokojach. Wiadomości żadnych zdobyć nie można. Panie w recepcji zobligowane do milczenia… Pod wieczór wiadomość poufna od p. W., która wie i widzi wszystko – Państwo z sąsiedniego stolika zmieniali pokój po pogryzieniu przez pluskwy. I wieczorem zasłyszana na korytarzu rozmowa pań – „o co tej pogryzionej chodzi, przecież to nie hotel pięciogwiazdkowy”. To prawda, nie hotel, ale następnego dnia, kiedy widzę panią opuchniętą po zastrzykach z hydrocortizonu na ukąszenia po pluskwach, uczę się od niej opanowania. Przed przeprowadzką do innego pokoju wyprano wszystkie jej rzeczy. Ze spokojem opowiada o zniszczonym w praniu swetrze. Uczę się nie tylko od tej pani spokoju i optymizmu. Obserwuję młodego mężczyznę, który oprócz swojej pogody ducha, niesie wózek inwalidzki po schodach, a jego żona czołgając się wspina po poręczy. Winda zepsuła się zaraz na początku turnusu. Nic nie dzieje się w sferze wiadomości w kolejny dzień (4.12), wobec czego dzwonię znowu do Sanepidu w Gołdapi (pan, z którym rozmawiałam nieobecny). Pani zdziwiona moim zainteresowaniem legionellą mówi – „przecież to tylko kaszel”. Kolejna próba dowiedzenia się czegokolwiek w recepcji. Proszę o spotkanie z kierownikiem – „nieosiągalny” – słyszę. Zostawiam nr pokoju z prośbą o kontakt. Bez rezultatu. Ale za to rezultat 5 grudnia. Na szybie recepcji pojawia się kartka zapisana drobnym drukiem z podpisem kierownika i pieczątką – „W związku z przekroczeniem ilości bakteria legionella w pobranej próbce wody w budynku A, zostały podjęte środki naprawcze zalecone przez Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego w Gołdapi.” Środki naprawcze zostały podjęte, prysznicom usunięto słuchawki. I wg słów napotkanego pana montera jest wygrzewana woda do temperatury 75 stopni. Mój sentyment do zabytkowej instalacji ulatuje. Zardzewiałe rury udźwigną kolejne bakterie, ale z wysokimi temperaturami mogą sobie już nie poradzić. Środki naprawcze podjęte, ja jednak chciałabym całkowicie zrezygnować z basenu, który jest w ramach zabiegów. Zmiany zabiegów może dokonać tylko lekarz. Okazuje się, iż lekarz urzędujący tego dnia nie jest ,,naszym’’ przypisanym lekarzem i wychodzimy po odstaniu swojej kolejki z niczym. W sobotę i niedzielę jesteśmy na wycieczkach, legionella siłą rzeczy znika poza horyzont naszych zainteresowań. Z rozpoczynającym się kolejnym trzecim tygodniem spodziewamy się nowych informacji. Czy sanatorium zostanie zamknięte? Może powtórne badania wykluczyły już bakterie? Z taką myślą dzwonię dziś do gołdapskiego Sanepidu. Słyszę, jak poprzednio, iż zalecone środki naprawcze ośrodek podjął. Próbki pobrano dzisiaj, a wynik będzie za dziesięć dni.

Pojawia się oczywiste pytanie o cel tych zapisków. Nie mam pretensji o bakterie, awarie, insekty… To może się zdarzyć. Chodzi mi o sposób traktowania kuracjuszy. A ten sposób, obserwowany na mikro przykładzie, odzwierciedla podejście władzy ogólne. Brak komunikacji, brak przepływu informacji. Dużo mówi się dziś o problemach finansowych NFZ. Interesuje mnie sposób finansowania sanatoriów. Jak to się odbywa? Kto obiekt z taką instalacją dopuszcza do użytku? Jakie środki z NFZ wpływają do właściciela obiektu? Być może mizerne i właściciel po kosztach prowadzi sanatorium. Chwała mu wówczas za to. Ale może też być tak, iż środki te są całkiem wysokie, a w takim wypadku niedbałość sanitarna jest nikczemnością. Pytanie też o uposażenie lekarzy sanatoryjnych. Całkiem ich tu sporo, praca umowna w znaczeniu umowności odpowiedzialności czy obowiązków. jeżeli stawki wynagrodzenia są takie, jak innych lekarzy, to byłoby to haniebne. Ale nas nikt o niczym nie informuje…

Imię i nazwisko autora listu do wiadomości redakcji

Idź do oryginalnego materiału