Lofoty – norweski cud natury

11 miesięcy temu
Zdjęcie: 970x400px-26-27


Norwegia kojarzy się przede wszystkim z malowniczymi fiordami, krainą trolli i kryminałami Jo Nesbø. Jednak podróż tam nie należy do najtańszych. Mimo to, Norwegia przyciąga co roku miliony turystów z całego świata. Trudno się dziwić – tamtejsze widoki dosłownie zapierają dech w piersi. U północno-zachodnich wybrzeży kraju znajdują się Lofoty – archipelag, który oczarowuje swoim pięknem. Będąc tam można sobie uświadomić, iż największe cuda wcale nie zostały stworzone przez człowieka tylko naturę.

Gdzieś kiedyś przeczytałem, iż Lofoty są dla Norwegów tym, czym dla nas Zakopane. Być może coś w tym jest, choć na archipelagu na pewno nie uświadczymy aż takich tłumów jak w szczycie sezonu na Krupówkach. Nie znaczy to jednak, iż poczujemy się jak na końcu świata. Chyba iż będziemy mieli ochotę na coś mocniejszego niż piwo, wtedy może się okazać, iż od najbliższego sklepu z mocniejszymi alkoholami dzieli nas kilkadziesiąt kilometrów. Widoki rekompensują jednak wszelkie niedogodności i to nimi powinniśmy się upajać. Jest to bez wątpienia jeden z najpiękniejszych regionów nie tylko Norwegii, ale i całej Skandynawii.

Archipelag składa się z jednych z najstarszych na świecie wysp pochodzenia wulkanicznego i metamorficznego. Wysokie i strome skalne masywy, które wyrastają z morza oraz wcinające się między nimi bajeczne fiordy, cieszą oko na każdym kroku. Widoki te zdecydowanie są warte trudów związanych z niezwykle długą i wyczerpującą podróżą. W przypadku mnie i moich znajomych zaczęła się ona od 20-godzinnej przeprawy promem z Gdańska do okolic Sztokholmu, a zakończyła po dwóch dniach kilkunastogodzinnej jazdy samochodem (z jedną przerwą na nocleg). Co ciekawe, przejeżdżając wschodnim brzegiem Szwecji, kilkukrotnie udało nam się zobaczyć renifery. Oczywiście, trzeba jednak podkreślić, iż są łatwiejsze sposoby dotarcia na Lofoty. Można na przykład polecieć samolotem do Bodø, skąd czeka na nas czterogodzinny prom na archipelag. Właśnie nim przeprawiliśmy się w drodze powrotnej.

Wędrując po tamtejszych terenach, można poczuć się jak postać ze świata fantasty. Właśnie tak wyobrażałem sobie Śródziemie czy Skellige, przywołane kolejno we Władcy Pierścieni i Wiedźminie. Jednak zamiast potworów, znanych z twórczości Tolkiena i Sapkowskiego, na własne oczy mogliśmy zobaczyć przepiękną faunę i florę. Chociaż czasami miałem wątpliwości, czy spotkanie z Gollumem lub utopcami nie byłoby przyjemniejsze od chmary komarów i muszek, które atakowały nas każdego poranka. Oprócz wspomnianych reniferów, było nam dane zobaczyć jeszcze łosie, owce i lisy.

Jest kilka miejsc, które zdecydowanie należy uwzględnić podczas podróży na Lofoty. Wśród nich trzeba wymienić na pewno Henningsvær – równie maleńką co malowniczą miejscowość potocznie nazywaną Wenecją Lofotów. Podobnie jak we włoskim mieście, zobaczymy tu wiele charakterystycznych nabrzeżnych drewnianych domostw osadzonych na palach. Warto zahaczyć także o Å – wioskę z jedną z najkrótszych nazw na świecie. Zwolennicy górskich wypraw na pewno obiorą za cel Hoven. Góra ta, choć nie należy do najwyższych – 358 m.n.p.m – stoi zupełnie sama, otoczona pięknymi jeziorkami i dolinami. Umiejscowienie to powoduje, iż widok ze szczytu robi piorunujące wrażenie. Lofoty to jednak nie tylko góry, ale i cudowne plaże. Nam udało się odwiedzić Haukland i Kvalvikę. Wierzciee lub nie, ale nocleg w namiocie w takiej bajkowej scenerii przebija jakikolwiek hotel. Plaża nad Kvaliviką jest otoczona górami – Ryten na północy i Kjerringa na południu, więc żeby tam się dostać, należy najpierw wejść pod górę i z niej zejść. Znaleziona na miejscu chatka wyglądała dziwnie znajomo i kojarzyła się z pewnym sympatycznym Hobbitem o nazwisku Baggins. Została zbudowana w 2011 roku przez parę surferów, którzy w tym celu zbierali drewno wyrzucone przez morze. Mieszkali tam ponad dziewięć miesięcy. Dziś chatka jest dostępna dla wszystkich i może służyć jako miejsce schronienia dla turystów. Warto dodać, iż w Lofotach znajduje się kilka wartych uwagi pól campingowych, gdzie za opłatą możemy skorzystać z prysznica, dostępu do prądu i kuchni.

A jeżeli już o kuchni mowa, nie sposób nie wspomnieć o lokalnych specjałach. Będąc w Norwegii na pewno warto spróbować brunosta -sera produkowanego z serwatki, mleka krowiego i koziego – czy cynamonek – słodziutkich, cynamonowych bułeczek. Miejscowym specjałem jest także tzw. sztokfisz – niesolony dorsz suszony w niskiej temperaturze. Na każdym kroku na Lofotach można dostrzec charakterystyczne stojaki, na których wywiesza się owe ryby. Na nasze szczęście przybyliśmy już po okresie suszenia. Mimo to, w wielu miejscach czuło się intensywny zapach ryb. Jest też opcja dla prawdziwych mięsożerców – mięso renifera lub łosia.

Warto wybrać się na Lofoty w okresie od końca maja do połowy lipca. Panuje tam wówczas dzień polarny, a słońce choćby na chwile nie chowa się za horyzontem. Skutkuje to oczywiście tym, iż przez cały czas jest tam jasno. Warto więc przed podróżą zaopatrzyć się w opaski na oczy, gdy zdecydujemy się na spanie w namiocie. Białe noce robią niesamowite wrażenie. Decydując się na podróż zimą, można z kolei zaobserwować zorzę polarną.

Nie jest to na pewno wyprawa dla miłośników upałów. Klimat jest tu co prawda nieco łagodniejszy niż chociażby w środkowej części kraju, ale pogoda bywa bardzo kapryśna, także latem. Dlatego też, obierając ten kierunek, należy przygotować się na różne warianty. Gruby sweter, czapka, porządne buty i kurtka przeciwdeszczowa powinny znaleźć się w naszym zestawie, choćby jeżeli mamy zamiar wybrać się na Lofoty w okresie letnim.

Także tutaj, na północno-zachodnich terenach Norwegii można spotkać Polaków – i to nie tylko turystów. Zachęceni rekomendacjami jak i kuszącymi zapachami kawy z bułkami, wybraliśmy się pewnego razu do kawiarni Gamle Skola („Stara szkoła”) w Lyngeda. Tam przywitał nas Krystian – właściciel lokalu, który do Norwegii przyjechał w 2006 roku. Uraczył nas krótką historią na temat jego życia:

“Lokal prowadzimy wraz z żoną od ponad pięciu lat. Najpierw mieszkaliśmy na samym południu. Chcieliśmy jednak przeprowadzić się na Lofoty, żeby zobaczyć zorzę polarną i słońce w środku nocy. To jest budynek, w którym kiedyś była szkoła. Zobaczyliśmy to miejsce i uznaliśmy, iż warto tu otworzyć kawiarnię.”

Nasz rozmówca nie miał wątpliwości, iż warto przyjechać i zobaczyć miejscowe cuda natury:

“Lofoty są jednym z najpiękniejszych regionów Norwegii. Kombinacja szczytów gór spadających do wody to jest coś wspaniałego. Warto tutaj być i to przeżyć zimą i latem. Latem można bez problemu wybrać się w góry choćby po 22:00, bo cały czas jest jasno.”

Kolejnym punktem naszej wyprawy było Muzeum Wikingów Lofotr, gdzie znajduje się największy na świecie dom tych najemnych wojowników. Prawdopodobnie była to siedziba jednego z najpotężniejszych wodzów północnej Norwegii. To właśnie tu poznaliśmy Monikę – polską przewodniczkę, która opowiedziała nam trochę o tym miejscu:

“Archeologowie datują powstanie tego domu na pięćsetny rok. Jest to najdłuższy tego typu obiekt na świecie. mniej więcej do roku dziewięćsetnego mieszkała tu jedna, bardzo bogata rodzina,. Wiemy to dzięki kronikom odnalezionym na Islandii, gdzie miał przypłynąć wraz z synami gospodarz tego domostwa. Był to początek końca wikingów w Norwegii. Scentralizowała się władza, pojawił się król. To prawdopodobnie skłoniło rodzinę do opuszczenia tych obszarów.”

Na terenie muzeum znajdują się wystawy z przedmiotami i innymi znaleziskami związanymi z życiem wikingów. Nie zabrakło tu także innych atrakcji, takich jak krótki rejs statkiem wikingów, rzut toporem czy strzelanie z łuku. Strudzeni wędrowcy (za odpowiednią opłatą) mogli posilić się zupą i miodem pitnym.

Dwa tygodnie podróży minęły niepostrzeżenie. Myślę, iż krótsza wycieczka na Lofoty nie miałaby większego sensu. Mimo intensywnie spędzonego czasu i tak pozostał pewien niedosyt. Z czystym sercem polecam ten kierunek wszystkim miłośnikom natury. Pod względem fizycznym z pewnością nie odpoczniecie, wrócicie jednak z bateriami doładowanymi jak nigdy dotąd.

Idź do oryginalnego materiału