Samodzielny Publiczny Szpital Kliniczny nr 4 w Lublinie to drugi ośrodek w Polsce, który przeprowadził 4 zabiegi ablacji migotania przedsionków innowacyjną metodą elektroporacji. Chodzi o to, iż przez porażenie prądem w sposób wybiórczy wyłącza się obszary serca odpowiedzialne za arytmię, przy zerowym ryzyku uszkodzenia sąsiadujących struktur czy organów. Pierwszy pacjent już pół godziny po zabiegu rozmawiał z naszą reporterką i czuł się bardzo dobrze. Jak przekazał, jutro ma zamiar wybrać się na spacer, a jak będzie śnieg, to choćby na biegówki.
– Zaufałem specjaliście i nie żałuję – mówi operowany pacjent, 69-letni Krzysztof Słoboda. – Miesiąc temu miałem udar i profesor Krzysztof Głowniak zdecydował, iż ma zostać przeprowadzona operacja ablacji nowatorską metodą. Bardzo dobrze się czuje. Uciążliwe jest tylko to, iż muszę odleżeć w łóżku 8 godzin. Ale takie są procedury.
– Jesteśmy dumni, iż jesteśmy drugim ośrodkiem w Polsce, który takie zabiegi zaczął wykonywać. Jest to tak naprawdę klasyczny zabieg ablacji migotania przedsionków, czyli najczęściej występującej arytmii, a innowacyjna jest w nim technologia. To pierwsza na świecie technologia, która nie wykorzystuje energii termicznej. Czyli ani nie „wymrażamy” miejsc odpowiedzialnych za arytmię, ani ich nie „wypalamy”, tylko przez bardzo krótkie, nanosekundowe impulsy silnego pola elektrycznego, „wyłączamy” te miejsca, które powodują nawroty migotania przedsionków – wyjaśnia profesor Andrzej Głowniak z Katedry i Kliniki Kardiologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie i Klinicznego Oddziału Kardiologii SPSK4.
– Dostarczamy prąd o wysokim woltażu z niskim natężeniem, co skutkuje tym, iż uszkadzamy komórki mięśnia sercowego w interesującym nas obrębie. To metoda, która jest selektywna tkankowo. Komórki mięśnia sercowego mają niską odporność na takie działanie i mamy nieodwracalną elektroporację, natomiast otaczające je struktury są zabezpieczone i ich nie uszkadzamy – wyjaśnia Dominik Pagnani z firmy Boston Scientific.
– Standardowy zespół operacyjny liczy dwóch lekarzy, technika i dwie pielęgniarki zabiegowe. Tak naprawdę jesteśmy do tych zabiegów przygotowani od dawna. jeżeli chodzi o stronę techniczną, nie różnią się bardzo istotnie od zabiegów wykonywanych do tej pory. Zupełnie nowa jest technologia – stwierdza profesor Andrzej Głowniak. – Uczestniczyliśmy w szkoleniach, które polegały na przygotowaniu technicznym całego przedsięwzięcia. Dlatego dzisiaj jest z nami inżynier odpowiedzialny za technologię, żeby wszystko przebiegało sprawnie i bezpiecznie.
– Ze wszystkich badań, jakie zostały do tej pory opublikowane, wynika, iż ryzyko powikłań jest dużo mniejsze, niż w przypadku innych metod. Metoda ta ma bardzo dużą przyszłość, ponieważ jest bezpieczna i szybka. Istotne też, iż pacjenci po zabiegu czują się dużo lepiej, niż po operacji z wykorzystaniem energii cieplnej – mówi Dominik Pagnani.
– Po tym zabiegu nie ma rekonwalescencji jako takiej, pomijając ograniczenia związane z miejscem wkłucia w pachwinie, czyli unikanie przez kilka-kilkanaście dni jakichś wyczynowych sportów, nie ma innych ograniczeń – stwierdza prof. Andrzej Głowniak. – Pacjentów wypisać do domu następnego dnia. Są publikacje, które pokazują, iż można to wykonywać w trybie hospitalizacji jednodniowej. Ale myślę, iż to jeszcze przed nami.
– Pierwsze co zrobię, to pojadę na rower. Zrobię długi spacer. Dzisiaj spadł śnieg. Jeszcze trochę za mało, ale na bigówki bym poszedł. Stawiam na sport, bo to i przyjemność i na pewno nie szkodzi organizmowi – mówi pan Krzysztof Słoboda.
W piątek (25.11) w SPSK 4 odbędą się kolejne 4 zabiegi ablacji metodą elektroporacji. W zeszłym tygodniu takie zabiegi przeprowadzono jedynie w Narodowym Instytucie Kardiologii w Warszawie-Aninie.
Migotanie przedsionków stanowi jedno z najczęściej występujących zaburzeń rytmu serca. W samej Polsce ten problem może dotyczyć ok 1,25 mln osób powyżej 65. roku życia. Najbardziej skuteczną metodą terapii jest ablacja. Do tej pory były znane jedynie ablacje przezskórne oraz chirurgiczne.
RyK / opr. ToMa
Fot. powyżej Karolina Ryniak / Alina Pospischil – nadesłane. Fot. poniżej Agnieszka Wrońska / nadesłane