„Ludzi niby dużo, ale nikt nie chce pracować”. Krakowscy pracodawcy o rynku pracy

2 tygodni temu

– Szukamy ludzi od czterech miesięcy. Magazynier, kierowca kat. C, choćby pomocnik do prostych zadań. Zero odzewu albo zgłaszają się osoby, które nie przychodzą na rozmowy – mówi właściciel lokalnej firmy logistycznej z Krakowa. – Na papierze bezrobocie rośnie, ale my nie możemy skompletować zespołu.

To głos tylko jednej z kilkuset firm w Krakowie i okolicach, które borykają się z tym samym problemem: mimo tysięcy zarejestrowanych bezrobotnych, mimo pełnych skrzynek z CV – wciąż brakuje ludzi do pracy. Ale nie „jakichkolwiek ludzi”, tylko takich, którzy spełniają wymagania, znają się na rzeczy i – co najważniejsze – naprawdę chcą pracować.

W poprzednim artykule pokazaliśmy historie osób, które od miesięcy bezskutecznie szukają pracy w Krakowie – mimo wysyłania dziesiątek, a choćby setek CV. Wydawać by się mogło, iż skoro tylu ludzi chce pracować, to rynek powinien być nasycony kandydatami. Tymczasem po drugiej stronie barykady słychać zupełnie inną opowieść: o nieobsadzonych stanowiskach, niedopasowanych kandydatach i frustracji rekruterów. Postanowiliśmy więc oddać głos pracodawcom – by sprawdzić, dlaczego tak wielu z nich mówi dziś: nie mamy kogo zatrudnić.

W rozmowach z krakowskimi pracodawcami powtarza się jedno słowo: niedopasowanie. – Zgłosił się chłopak, miły, po studiach. Ale potrzebujemy kogoś, kto potrafi obsłużyć wózek widłowy i zna podstawy logistyki. On nigdy nie był choćby w magazynie – relacjonuje menedżerka z jednej z firm kurierskich. – I nie chodzi o to, iż ma złe wykształcenie. Tylko iż to wykształcenie nijak nie pasuje do naszej oferty.

Firmy z sektora budowlanego, transportowego, opieki zdrowotnej czy produkcji regularnie ogłaszają rekrutacje, ale nie mogą znaleźć kandydatów z odpowiednimi kompetencjami. W wielu przypadkach na rozmowy nie przychodzą w ogóle – albo przychodzą osoby, które chcą „spróbować czegoś innego”, ale nie mają do tego żadnego przygotowania.

– Przez trzy miesiące nie zgłosił się ani jeden hydraulik. A potrzebujemy dwóch, na już – mówi przedstawicielka krakowskiej firmy remontowo-instalacyjnej. – Zgłaszają się za to studenci, którzy chcieliby się nauczyć „czegoś technicznego”. Ale my potrzebujemy ludzi, którzy wejdą i zrobią robotę, a nie szkolenia na naszym placu budowy.

Zaskakująco często słyszymy od pracodawców, iż największym problemem są braki praktycznych kompetencji. – Przychodzą dziewczyny z wyższym wykształceniem, świetnie się prezentują, mają dyplomy i znajomość Excela. Ale my szukamy kogoś, kto poprowadzi dział kadr, zna przepisy, potrafi przygotować dokumentację ZUS – mówi właściciel biura rachunkowego z Podgórza. – To nie jest kwestia IQ, tylko doświadczenia.

Podobne głosy padają z ust rekruterów i kierowników działów HR. Ich zdaniem wielu kandydatów świetnie wygląda na CV, ale nie potrafi wykonać podstawowych zadań związanych ze stanowiskiem. Nie znają systemów, nie umieją zorganizować pracy własnej, nie wiedzą, jak wygląda życie firmy „od środka”.

– Zgłosiła się absolwentka ekonomii, bardzo ambitna. Zapytałam, co wie o obiegu dokumentów w firmie – nie wiedziała nic – mówi specjalistka ds. rekrutacji w firmie transportowej. – Nie da się tego nadrobić w tydzień. A my musimy działać od zaraz.

Jeszcze rok-dwa temu mówiono w Krakowie o „rynku pracownika”. Dziś ten model zdaje się być w odwrocie. – Kandydaci przychodzą z nastawieniem, iż firma powinna ich przekonywać. A my? My już nie mamy na to czasu. Szukamy ludzi, którzy chcą pracować, a nie testować rynek – mówi właścicielka sieci piekarni. – Coraz więcej aplikacji, coraz mniej realnych chętnych.

Z drugiej strony to właśnie pracodawcy nie zawsze oferują warunki, które przyciągają kandydatów. Jak przyznają sami przedsiębiorcy, niektóre ogłoszenia wiszą „na zapas”, żeby „mieć z czego wybierać”, ale nie zawsze dochodzi do zatrudnienia. Kandydaci czują się w tym gubieni.

– Kiedyś publikowaliśmy jedno ogłoszenie, mieliśmy 5 rozmów i zatrudnialiśmy jedną osobę. Teraz mamy 30 CV, ale z nich może 2 są realne – mówi menedżer ds. rekrutacji w lokalnej firmie transportowej. – Albo za wysokie wymagania, albo brak doświadczenia, albo zupełnie inna branża.

Jednym z najbardziej jaskrawych punktów zapalnych są oczekiwania płacowe. – Kandydaci mówią: chcę stabilnej umowy, 40 zł na godzinę, elastyczny grafik. A my mówimy: mamy 30,50 zł brutto, praca zmianowa, jak chcesz wolne – to sobie zamień z kimś – mówi właściciel baru w centrum. – I co? Cisza. Z kolei kandydaci zarzucają pracodawcom, iż „chcą superpracownika za pół darmo”. Nie bez powodu. W rozmowach z przedsiębiorcami słychać oczekiwania wobec kandydatów: znajomość języków, dyspozycyjność, odporność na stres, doświadczenie, własna działalność. A na końcu – minimalna krajowa i umowa zlecenie.

– Nie ma co ukrywać: spadły obroty, musimy zaciskać pasa. Nie stać nas na luksusowe pensje – mówi właściciel agencji eventowej. – Ale to nie znaczy, iż nie szanujemy pracowników. Po prostu sytuacja na rynku jest trudna.

Paradoksalnie, jak zauważają niektórzy, na rynku najtrudniej znaleźć osoby „ze środka” – nie świeżych absolwentów, nie emerytów, ale ludzi z kilkuletnim doświadczeniem, gotowych na stałą pracę. – Młodzi chcą pracować zdalnie, na pół etatu, najlepiej w międzynarodowej korporacji. Starsi często nie chcą się przekwalifikować. A my szukamy kogoś w sile wieku, co potrafi wziąć odpowiedzialność – mówi szef lokalnej firmy usługowej.

Tymczasem to właśnie wśród trzydziesto- i czterdziestolatków, jak wynika z danych GUP, bezrobocie jest najwyższe. Ale wielu z nich – jak mówią rekruterzy – nie chce „schodzić” ze swoich kompetencji na niższe stanowiska, a tych „na miarę” po prostu brakuje.

Coraz więcej krakowskich firm zatrudnia pracowników z zagranicy – głównie z Ukrainy, Gruzji, ale też z Nepalu czy Filipin. To oni często podejmują się najcięższych fizycznych prac. – Mamy ekipę z Nepalu. Przychodzą punktualnie, robią, nie narzekają. A Polacy? Albo nie przychodzą, albo mówią, iż „to nie dla nich” – słyszymy od właściciela firmy budowlanej. Ale i tu nie brakuje wyzwań – język, legalizacja pracy, fluktuacja kadr. Jak mówią pracodawcy, cudzoziemcy pomagają, ale nie rozwiążą wszystkiego.

W rozmowach z przedsiębiorcami dominuje jedno uczucie: niepewność. Firmy nie wiedzą, co przyniesie jesień, jak zmieni się popyt, czy będą pieniądze na podwyżki i czy przez cały czas będą mogli zatrudniać. – Nie chodzi tylko o ludzi. Chodzi o wszystko: inflację, ceny wynajmu, koszty prowadzenia działalności – mówi anonimowo właściciel sklepu spożywczego z Podgórza. – Ludzie pytają: „czemu nie zatrudniasz?”. A ja pytam: „czym mam im zapłacić?”.

W kolejnym artykule przyjrzymy się tym, którzy – mimo trudnego rynku – znaleźli pracę w Krakowie. Jak im się udało, co pomogło, czego się nauczyli i co radzą innym.

Idź do oryginalnego materiału